Na młodą pracownię ceramiki Huba natrafiam po prostu przeczesując sieć w poszukiwaniu nowości w polskim wzornictwie. Moją uwagę od razu przyciągają gliniane czarki i wazoniki z charakterystycznym szkliwieniem. Czuć tu unoszący się duch twórczości Bolesława Książka i jego łysogórskich prac, ale i trochę egzotyki. Twórcy Huby - Jakub Ciemachowski i Piotr Kołakowski swoją przygodę z gliną na poważnie zaczęli w 2021 roku - wtedy wystartowali z budową pracowni. Sami zbudowali piec, no może przy małej pomocy Borsuka, sympatycznego amstaffa, który towarzyszy im w codziennej pracy. Właśnie o tę pracę, charakterystyczne tworzywo, inspiracje oraz o plany na przyszłość postanowiłam wypytać kreatywny duet z Huby.  

Huba - z miłości do tworzywa

Agnieszka Niedzielak-Kowalska: Jak to się w ogóle stało, że zajmujecie się ceramiką? Wyczytałam na Waszym instagramie, że macie inne, konkretne zawody.

Jakub Ciemachowski: Tak, poza Hubą każdy z nas pracuje jeszcze na etacie, ja skończyłem medycynę weterynaryjną, zajmuję się małymi zwierzętami. Dla mnie ceramika miała być przede wszystkim ucieczką od pracy w gabinecie i sposobem radzenia sobie z wypaleniem zawodowym. Wiele osób tak zaczyna, glina jest bardzo popularnym remedium na stres.

Piotr Kołakowski: Ja ukończyłem  warszawską ASP ale po studiach przez kilka lat mieszkałem na Islandii, gdzie pracowałem fizycznie. Po powrocie do Polski zacząłem pracę w biurze jako grafik i szybko stwierdziłem, że chcę wrócić do bardziej manualnego zajęcia. Poza tym myślimy o wyprowadzce na wieś, a ceramika daje szansę na utrzymanie się poza miastem.

ANK: Glina - co jest takiego w tym tworzywie, że daje Wam radość?

J: Dla mnie to niesamowite, że możemy używać tych samych metod i materiałów co ludzie żyjący tysiące lat temu. Używamy głównie lokalnych glin, kamieni i innych minerałów, każdy z nich trzeba poznać, zbadać do czego się nadaje i jak zmienia się w piecu. To jest jak alchemia. Ta ilość wiedzy do odkrycia jest po prostu ogromna.

P: Zgadzam się z Kubą, dodam jeszcze, że glina przez swoją plastyczność daje nieograniczone możliwości formowania, rejestruje każdy dotyk, każdy ślad procesu. No i nigdy nie wiemy jak dana rzecz wyjdzie – wypał na drewno daje dużo nieprzewidzianych efektów.

Pracownia ceramiczna - "jak to się je?"

ANK: Sami zbudowaliście piec – jak się zdobywa taką wiedzę i jak w ogóle do tego doszło? Czy to trochę według powiedzenia "Nie święci garnki lepią?

P: Piec na drewno to zasługa Kuby.

J: Pożar to też moja zasługa (śmiech). Tak, pierwszy wypał zakończył się pożarem, spaliła się cała wiata nad piecem. Takie były konsekwencje tego, że budowaliśmy go sami. Od dziecka fascynował mnie ogień, budowałem kominki, wędzarnie i tym podobne, zupełnie intuicyjnie, które działały bez zarzutu. Tyle, że piec do wypału kamionki to inna sprawa – tam są temperatuty rzędu 1200-1300 stopni, w których topi się zwykła cegła. Nie doszacowałem tego i musieliśmy gruntownie przebudowywać piec trzy razy zanim zaczął działać jak należy. Mamy też mały piec do wypału czarnej ceramiki – to bardzo prymitywna konstrukcja i z nim nie mieliśmy żadnych problemów.

mat. prasowe Huba

ANK: Co jest ważne w Waszej pracy i co w niej szczególnie lubicie? 

J: W ceramice ważny jest upór, cierpliwość i pokora. Glina i ogień nie wybaczają, jeśli ambicje wyprzedzają umiejętności. W najlepszym wypadku efektem jest pretensjonalny wazon, w najgorszym pożar, jak u nas. 

P: Trzeba też podchodzić do tematu z akceptacją i otwartą głową, bo tylko połowa zależy od nas –druga połowa od ognia. Co zresztą jest bardzo fajne i inspirujące, jakby natura sama podpowiadała kierunek w którym trzeba podążać. Otwarcie pieca to zawsze wyczekiwany moment i nasza ulubiona część pracy. 

ANK: Jak wygląda dzień w Hubie?

J: Nasz dzień to zwykle patchwork różnych zawodów i aktywności. Ten rodzaj ceramiki wymaga naprawdę ogromu pracy. Wolę się nad tym nie rozwodzić, bo pracocholizm to nie jest coś co powinno się promować, a my tą granicę dawno przekroczyliśmy (śmiech). W każdym razie proces powstawania naczyń jest wieloetapowy. Rocznie powstaje jedynie 200-300 obiektów. Od rąbania drewna na wypał, przez mielenie granitu po toczenie na kole. Wszystko odbywa się bez prądu, ręcznie. To dla nas istotne, po pierwsze zapobiega nadprodukcji obiektów, które mogłyby przez to stracić na jakości, po drugie jest to swego rodzaju medytacja a gotowe dzieła są jej zapisem.

P: Dodam jeszcze, że ważnym elementem naszej pracy jest to, że robimy to zwykle razem. Poddajemy swoje dzieła wzajemnej krytyce, zdarzają się nawet kłótnie. I bardzo dobrze, szkoda drewna na wypał miernych prac. 

O Mistrzach i inspiracjach

ANK: Macie swojego Mistrza/Mistrzynię, co Was inspiruje?

P: Może zabrzmi to nieskromnie, ale raczej nie. Oczywiście są ceramicy, których cenimy, tacy jak Hans Vangsø, Anne Mette Hjortshøj, Mitch Iburg i Zoe Powell ze studio Alluvium, Akira Satake, z nie żyjących już Isamu Noguchi i Bernard Leach.  

J: Przede wszystkim czerpiemy z kolektywnej wiedzy wielu pokoleń, dostępnej w internecie i książkach, dlatego w sensie rzemieślniczym nie mamy Mistrza. Dodam jeszcze, że większość twórców, których dzieła kochamy już dawno nie żyje a ich nazwiska nie są znane, ponieważ to są zwykle obiekty, które powstały setki lat temu. Co do inspiracji, jest to przede wszystkim sztuka starożytna Bliskiego Wschodu, ceramika Chińska z okresu dynastii Song i Koreańska z dynastii Goreo i Joseon, oczywiście także Japońska, z której ten kraj słynie i którą ceni się tam na równi z poezją czy malarstwem. Te inspiracje mają raczej wymiar ideowy, ewentualnie technologiczny, formy lubimy wymyślać sami. Do tego spory wpływ ma na nas architektura i oczywiście natura.

ANK: Która praca z tych stworzonych jest dla każdego z Was szczególnie ważna?

P: Butelka No 113/22 – jedyny naprawdę udany obiekt z pierwszego wypału.

J: Tak, ta butelka Piotra jest naprawdę wyjątkowa, bezpretensjonalna, ma przyjemne proporcje i ciepłe, bursztynowe szkliwo. Zabroniłem jej kiedykolwiek sprzedawać (śmiech). Później stworzył ich całą serię i każda jest według mnie piękna. Ja mam z kolei swoją ulubioną czarkę do herbaty – jest pierwszym obiektem wykonanym w całości z Polskich materiałów. Wyszła zupełnie inaczej niż sobie zaplanowałem i przekonałem się do niej dopiero po czasie. Ma ziemistą ekspresję, jasne szkliwo odsłaniające miejscami brązową glinę, kojarzy mi się z roztopami.

mat. prasowe Huba

Plany i marzenia

ANK: Jakie są Wasze ceramiczne marzenia i gdzie widzicie Hubę za pięć lat od dziś?

J: Marzymy o tym, że zaczniemy się utrzymywać z samej ceramiki. Chcielibyśmy rozwijać pracownię, organizować warsztaty, wystawy. Postawiliśmy sobie za cel pokazanie szerzej ceramiki wypalanej w piecu na drewno, która ma swój specyficzny język, uwrażliwiać na tę subtelną estetykę. Obecnie jest to u nas bardzo niszowy temat, mamy zupełnie inne trendy. Wiemy, że w Polsce ceramika studyjna nie ma wielkiej tradycji, ale mamy zamiar robić swoje. Może stanie się kiedyś ceniona, niekoniecznie jak w Japonii, ale choćby jak w Danii. 

ANK: Na koniec poproszę o kilka słów o Borsuku, bo widzę, że jest mocną częścią teamu projektowego.

J: Borsuka adoptowałem w 2017 roku, zawsze nam towarzyszy przy pracy i uwielbia wyprawy na starą żwirownię, gdzie szukamy minerałów. Pomimo groźnego wyglądu jest bardzo towarzyskim amstaffem, który boi się węży i ciemnych miejsc. Jak na psa ceramików przystało ma swoją kolekcję misek!

fot. Huba
ANK: Dziękuję za rozmowę!