Szary, zimowy dzień w Warszawie. Z Malwiną Konopacką, projektantką i graficzką, spotykamy się w samo południe w jej mieszkaniu-pracowni i od razu wszystko nabiera intensywnych kolorów. Jej wazony, dekoracyjne talerze i patery przyciągają wzrok intensywnymi barwami i wyrazistymi deseniami. Do tego wokół rysunki, albumy o sztuce i drewniane laleczki Girarda. Artystka parzy nam herbatę w porcelanowym dzbanku (egzemplarz vintage) i zaczynamy jedną z najciekawszych dla nas rozmów w ciągu ostatnich kilku miesięcy.   

Skąd u Ciebie w ogóle zainteresowanie sztuką, ceramiką, ilustracją?
Malwina Konopacka: Tak było zawsze, po prostu. Zawsze rysowałam. To było dla mnie naturalne, że będę zajmowała się sztuką lub czymś z nią związanym w życiu. Nigdy nie wydawało mi się, że może być inaczej. Może raz przyszło mi do głowy, że mogłabym być biologiem. Ale sztuka to była naturalna kolej rzeczy.

Opowiedz nam proszę trochę o Twoich studiach. 
Studiowałam na ASP w Warszawie na Wydziale Wzornictwa Przemysłowego. Na trzecim roku wyjechałam na Erazmusa do Berlina i przedłużyłam pobyt na rok. To tam zaczęłam studiować ilustrację i to tam zaczęłam się tą ilustracją tak naprawdę zajmować. Po powrocie do Warszawy pomyślałam, że połączę projektowanie z rysunkiem. To w zasadzie do dzisiaj jest to, czym się zajmuję, czyli wazony "Oko" i cała rodzina obiektów ceramicznych "Oko" - obiektów, które mają też drugą warstwę, czyli ilustrację.

Skąd pomysł na "Oko"?
Wazon powstał jeszcze pod koniec studiów. Odłożyłam go na kilka lat jako projekt, który mnie nurtował, ale chwilowo musiał pozostać w zawieszeniu. Pierwsze modele, które powstały to były "Złote oczy" i "Kolorowe kropki". Potem przez kilka lat zajmowałam się tylko ilustracją. W końcu wznowiłam produkcję wazonów z tą myślą, że będą to obiekty właśnie ilustrowane i że ta powierzchnia będzie swoistym płótnem, przestrzenią po której będę malować i rysować.

Czy masz swój ulubiony wazon?
Trudno mi powiedzieć, który jest ulubiony (śmiech). Przez moment każdy ostatni wydaje mi się ulubiony i najfajniejszy. Jednak chyba wciąż najbardziej lubię po prostu ten pierwszy czyli "Oko" kobaltowe. Wazon przygotowałam na Dni Designu w Tokio w 2014. Tam miał swoją premierę, wtedy też wymyśliłam dla niego nazwę. Bardzo lubię ten wazon. Ma bardzo graficzny wzór i chyba w ogóle te wszystkie graficzne modele lubię najbardziej. 

Skąd bierzesz pomysły na dekoracje wazonów?
Inspiracje przychodzą do mnie same i wtedy zaczynam widzieć wszystko dookoła przez filtr tylko tego, co mnie akurat interesuje. Teraz pracuję nad kolekcją "Kolor". Wydaje mi się, że wokół siebie widzę aktualnie całe mnóstwo wyrazistych i ciekawych barwnych zestawień. Staram się nie ulegać trendom, choć czasami są pokusy, by wazon wpasować w aktualne mody.

Co najchętniej rysujesz?
Ostatnio często rysuję moje dzieci, rodzinę i ludzi, którzy są mi bliscy. 

Jakie to uczucie oglądać zaprojektowane przez siebie przedmioty w domach innych ludzi, w kolekcjach, na aukcjach sztuki?
To jest bardzo przyjemne (śmiech). Często zdarza się, że ktoś zna moje wazony a później poznaje mnie w zupełnie innym kontekście. Kiedy wychodzi na jaw, że to ja jestem właśnie "od tych wazonów" to jest to miła niespodzianka. Miałam kilka bardzo śmiesznych sytuacji. Byłam u znajomych, do których przyjechali też goście ze Szwecji. Opowiadali o wystawie w Marsylii, która wywarła na nich spore wrażenie. W toku rozmowy okazało się, że to ja jestem autorką wystawianych tam wazonów. Była to dla nich wielka niespodzianka i kosmopolityczny ciąg zdarzeń między Warszawą, Marsylią a Sztokholmem. Takie sytuacje pokazują, że te obiekty mają już rzeczywiście jakaś swoją historię, żyją swoim życiem. To dla mnie bardzo przyjemne, że tak się przyjęły i że dla wielu osób stały się ważnym elementem domu. Często dostaję zdjęcia od właścicieli, na których cała przestrzeń jest zaaranżowana "pod" wazon. Ma on wtedy specjalne miejsce, często podświetlone, zazwyczaj w sąsiedztwie innych, ciekawych obiektów ze świata sztuki i designu. "Oko" zadomawia się w różnych, miłych okolicznościach. 

W jaki sposób pracujesz? Jak wygląda Twój dzień pracy?
Mój dzień zaczyna się od oporządzenia domu i dzieci. Zaczynam pracę kiedy maluchy trafią już do szkoły i przedszkola. Jeśli zajmuję się wazonami to jadę wtedy do pracowni ceramicznej poza Warszawę i tam spędzam cały dzień. Obmyślam nowe formy, pracuję nad nimi, dekoruję wazony i doglądam całej produkcji. Natomiast jeśli pracuję nad ilustracjami lub projektami graficznymi to zostaję w domu.

Co jest najtrudniejsze w Twojej pracy?
Moja praca jest również fizyczna. Te wazony po prostu są też dosyć ciężkie. Zajmowanie się nimi wymaga niejednokrotnie siły. Wymyślam na to swoje patenty, mam specjalny wózek. 

Czego, oprócz talentu, potrzebuje artysta by odnieść sukces?
Talent na pewno jest ważny. To jakieś takie wewnętrzne przekonanie i pomysł, który niezależnie od trendów i okoliczności chce się zrealizować. Ale jest też dużo innych rzeczy, które są niezbędne. Wydaje mi się, że trzeba być dobrze zorganizowanym, interdyscyplinarnym. W każdym razie w tym co ja robię, doglądaniu projektów od A do Z wymaga to skupienia, konsekwencji i pracy biurowej. To nie jest tak, że czekam na wenę tylko pracuję, jak każdy inny człowiek, w określonych godzinach w ciągu dnia i traktuję to poważnie. Są oczywiście momenty, które różnią moją pracę od nazwijmy to "zwykłej pracy", ale w większości to się pokrywa. 

Czy istniej artysta, którego prace szczególnie podziwiasz? 
Dla mnie praca nie jest odrębnym elementem życia. Te dwie sfery nieustanie się u mnie przenikają. Kolejne wazony nazywam imionami moich dzieci czy członków moich rodziny. Wszystko się w jakimś stopniu łączy. Stąd podziwiam ostatnio artystki, które oprócz tego, że tworzyły genialne rzeczy to były do tego niezwykłymi kobietami. Od czasu kiedy przeczytałam pamiętniki Stryjeńskiej jestem wielką fanką jej osoby. Godzenie bycia matką, artystką, przedsiębiorczynią to wielka umiejętność. Stryjeńska, Szapocznikow są artystkami, które imponują mi talentem i ciekawym życiem. 

Nad czym ostatnio pracujesz?
Ostatnio zrobiłam totem "Mama". Łączy on różne, ważne dla mnie elementy. Traktuję go jako trochę symboliczny autoportret, lub portret współczesnej mamy, ale też kobiety. Ten totem będzie pokazywany teraz (od 8 lutego, przyp. red.) w Zachęcie na wystawie "CO DWIE SZTUKI TO NIE JEDNA". Razem z moimi dziećmi przygotowałam też jej identyfikację graficzną i plakaty. 

Czy masz swój ulubiony film?
Nie wiem czy ulubiony, ale taki, o którym bardzo dużo ostatnio myślę. To "Melancholia" Larsa von Triera. Szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń: ekologicznych katastrof i zagrożeń, tematyka jest dla mnie bardzo aktualna.


Gdybyś ze wszystkich kolekcji muzealnych mogła wybrać tylko jeden obraz i powiesić go u siebie na ścianie to co by to było?
Malewicz! Każdy.

Kompozycja suprematyczna, Kazimierz Malewicz, 1916

Czy jest jakaś ikona designu o której szczególnie marzysz?
Przede wszystkim marzę o sztuce. Z obrazów wspomniany Malewicz, z obiektów na pewno rzeźby Henry’ego Moore’a. Przyjemnie byłoby z nimi obcować.


Dziękujemy za rozmowę!