Ewa, graficzka, 29 lat

Scenariusz znam prawie na pamięć. W wersji pesymistycznej: on się spóźnia, wygląda na 10 lat starszego i 10 kilo cięższego niż na zdjęciach. Rozmowa zupełnie się nie klei. Wypijam jednym haustem kieliszek prosecco i nie wysilając się, wymyślam wymówkę, dlaczego muszę już iść: „Chyba nie wyłączyłam żelazka”, „Muszę dać lekarstwo choremu kotu”. Zamiast powiedzieć: „Nic do ciebie nie mam, pewnie jesteś fajnym gościem, ale nic z tego nie będzie”. Może sama nie chciałabym tego od nikogo usłyszeć, dlatego uciekam się do niezbyt wymyślnych kłamstw. zkolei weselu kolezanek zorientowałam się, że nas, singielek, jest na polu walki coraz mniej. I coraz mniej przyjaciółek ma czas i ochotę wyjść ze mną w piątek na całonocny rajd po klubach. Kończyło się więc tak, że one wracały do swoich facetów, a ja zostawałam na imprezach sama, podświadomie licząc na to, że kogoś poznam. I zreguły tak było. Tyle że z tych wielu przygód na jedną noc przetrwała tylko jedna. Nie, nie zostaliśmy para. Po prostu spotykamy się raz na jakiś czas, jak przystało na „fuck buddies”. 

Raz umówiłam się z facetem, który sprawiał wrażenie sympatycznego kujona. Okulary, koszula w kratę, matematyk, z zamiłowania pianista. „Miły, choć pewnie nudnawy” – myślałam, ale gdy zaproponował spotkanie, postanowiłam dać mu szansę. Gdy przyszłam na spotkanie, własnie kończył pałaszowac frytki. Przedstawił mi się z pełną buzią i umazany keczupem. Mało sexy. Po 15 minutach niezbyt ciekawej rozmowy, podczas której mówił głównie o sobie i nie zaproponował mi nic do picia, udałam się do baru po piwo. – Ja wolę wisniówkę, bo mocniej uderza do głowy –skomentował mój wybór. – Też lubię, ale niekoniecznie w środę – odparowałam mu zirytowana. Po pół godzinie i wypitym piwie, gdy on wciąż opowiadał tylko o sobie, uznałam, że czas na mnie. – Już idziesz? Szkoda, tak fajnie się gadało – wydawał się kompletnie zaskoczony. – A może pójdziesz ze mną w piątek na imprezę? Znam bardzo fajny klub – wyciągnął telefon i zaczął pokazywać mi zdjęcia półnagich dziewczyn w skórzanych uprzężach, obrożach, związanych i wiszących na linach.– To chyba nie moje klimaty –zerwałam się wściekła i wybiegłam z knajpy. Skąpi nudziarze i egocentrycy z eskłonnościami BDSM to jak dla mnie jednak zbyt wiele. 

Mimo wszystko dostrzegam sporo plusów w byciu singielką. Mam czas na swoje pasje, spotkania z przyjaciółmi, rozwój zawodowy, podróże, imprezy. Nie muszę znosić niczyich humorów, prać cudzych skarpetek czy co rano opuszczać deski klozetowej. Mogę wracać do domu, o której chcę, palić w sypialni i zasypiać w dresie na kanapie, oglądajac serial. Czasem tylko wieczorem, gdy idę spać, ogarnia mnie smutek i myślę, że jednak fajnie byłoby zasypiać i budzić się z kimś, dla kogo byłabym najważniejsza. Z kimś, kto by potrafił przymknąć oko na moje palenie. A gdyby mu to bardzo przeszkadzało, mogłabym nawet spróbować rzucić dla niego te cholerne papierosy.