Agnieszka, właścicielka firmy kosmetycznej, 36 lat 

Ja nie narzekam, że jestem singielką, bo dlaczego miałoby mnie definiować to, czy jestem z jakimś facetem, czy nie?! Przez dwa ostatnie lata mojego najdłuższego związku byłam tak gruba i smutna, że już wolę być sama. Niezbyt intensywnie szukam faceta. I nie martwi mnie to, bo nie chcę wiązać się z kimś tylko po to, żeby się związać. Patrząc na osoby, które się na to decyduja, to strasznie męczące. Zwłaszcza, że bycie samemu to żadna tragedia. Jeśli chcę mieć romans, korzystam z tradycyjnych środków – wychodzę do knajpy, na wernisaż albo domówkę. Przez chwilę szukałam na Tinderze, ale obawiam się, że to nie jest medium dla mnie: ja po prostu nie potrafię wytrzymać tych okropnych, wstępnych rozmów. Szczególnie jeśli chłopak zaczyna z błędem ortograficznym, nie mam dla niego litości. Ostatnio skończyło się tak, że jak wracałam zła z pracy do domu, to dokonywałam zemsty na facetach z Tindera. Zaczepiałam, a potem nie odpisywałam. Miałam dzięki tej aplikacji tylko jedną randkę – Boże, jak było okropnie! Nie potrafię wyrazić, jak bardzo ten człowiek był mną przerażony. A ja po prostu byłam sobą, reprezentowałam energię, i inicjatywę, niestety, on nie miał nic do powiedzenia. Tylko takie wielkie oczy jak Bambi. Ze strachu.

Wydaje mi się, że dziewczyny koło trzydziestki mają problem ze znalezieniem faceta, bo mężczyźni w tym wieku wciąż nie chcą brać odpowiedzialności – już wiedzą, że różnie może się to skończyć. A najpewniej źle. Więc po co się starać? Poza tym dziewczyny mają coraz większe oczekiwania. No i popularność zdrowego egoizmu nie pozostaje bez znaczenia. Wszyscy troszczą się o siebie i jak nie pasuje im w innej osobie jedna cecha, to bez żalu ją odrzucają. Krępuje mnie, gdy ktoś całkowicie mi nie odpowiada. Myślę tak: „Ja jestem fajna. Jeśli przyjdzie mi do końca życia spędzić czas tylko z jedną fajną osobą, czyli ze mną, no to trudno. Wolę z jedną fajną niż z jedną fajną i jedną niefajną”. Matematyka!