Lata 30. ubiegłego wieku. Tajemniczy Stanton ma niejedno na sumieniu. Na początku niewiele o nim wiemy, oprócz tego, że zrobił coś bardzo złego. Przypadkowo dostaje pracę w lunaparku i poznaje tajniki pracy w tym miejscu. Fachu uczy go tarocistka Zeena oraz jej mąż i były telepata (a dziś alkoholik) Pete. Z czasem okazuje się, że ten mężczyzna ma nie tylko sporo świetnych pomysłów, ale i charyzmę, która przyciąga ludzi. Główny bohater poznaje też swoją miłość, a dokładnie subtelną i lojalną Molly. Oboje postanawiają opuścić dotychczasowe miejsce i zrobić karierę w wielkim mieście. Stanton zdobywa sławę i coraz więcej wielbicieli, którzy wierzą w jego parapsychiczne zdolności. Tę naiwność w końcu wykorzystuje nasz bohater. Przy pomocy pięknej pani psychoanalityk mężczyzna próbuje oszukać pewnego niebezpiecznego finansistę. 

Najnowszy film Guillermo del Toro oparty jest na powieści (z wątkami autobiograficznymi) Williama Lindsaya Greshama z 1946. Rok później do kin trafił film o tym samym tytule z udziałem Tyrone'a Powera - według krytyków była to najlepsza rola w dorobku aktora zmarłego przedwcześnie w 1958 roku. Co tak przyciąga filmowców do tej historii? Na pewno charyzma kombinatora, którego ambicja sprawia, że idzie do celu bez względu na wszystko. Ale też pytanie: gdzie jest iluzja a rzeczywistość? Bo przecież w świecie Stantona wszystko się zaciera - ważny jest tylko cel. "Interesowała mnie opowieść o przeznaczeniu i humanizmie. Stanton Carlisle otrzymał wszystko, czego potrzebuje, aby zmienić swoje życie. Otaczają go ludzie, którzy w niego wierzą, kochają go i ufają mu. Jednak jego skłonności i pycha są tak silne, że odwraca się od nich" - przyznał del Toro. Tutaj legendarny amerykański sen przez pychę człowieka staje się koszmarem i to w mgnieniu oka.

Laureatowi kilku Oscarów, czy nagród BAFTA udało się zebrać obsadę, której pozazdrościłby mu niejeden filmowiec. Bradley Cooper, Cate Blanchett, Toni Collette, Willem Dafoe, Richard Jenkins, Rooney Mara, Ron Perlman, Mary Steenburgen, David Strathairn - gwiazdy "zabijają się" o to, żeby wystąpić u autora "Labiryntu Fauna" czy "Kształtu wody". Czasem połączenie tak świetnych nazwisk przytłacza film, bo każdy z występujących chce pokazać się od jak najlepszej strony, a wręcz wybić na tle innych. Czy tutaj tak było? Pierwsza część filmu oczywiście należy do Coopera, ale i Toni Collette przyciągnie wzrok widza niejeden raz. Jednak fabuła początkowo rozwija się na tyle wolno, że niektórych może to zmęczyć - warto wiedzieć, że całość trwa 140 minut. To kolejny tytuł, sprawiający że fani kina będą siedzieć na sali przez długie godziny. Ostatnio produkcje liczące sobie "klasyczne" półtorej godziny są chyba rzadkością. Warto jednak dać szansę "Zaułkowi", bo gdy tylko na ekranie pojawia się zjawiskowa i chłodna femme fatale Cate Blanchett wszystko nabiera tempa. W końcu widzimy tę ostrość i pazur bohaterów. Ich walkę o wszystko. Na dodatek, decyzje Stantona sprawiają, że do samego końca zastanawiamy się, czy uda mu się oszukać wszystkich, czy w końcu powinie mu się noga. 

Choć nie ma tu fantastyki, do której meksykański reżyser nas przyzwyczaił, iluzja, sztuczki czy groza towarzyszą nam przez cały film. Warto również zwrócić uwagę na niesamowite zdjęcia w klimacie filmów noir. Dan Laustsen, z którym del Toro pracował już przy "Kształcie wody" i ma na swoim koncie drugą i trzecią część "Johna Wicka", czy "Crimson Peak. Wzgórze krwi", w "Zaułku koszmarów" bawi się światłocieniem wręcz perfekcyjnie. Te niuanse, zaciemnione szczegóły - nie można przestać patrzeć na ekran z zachwytem. A czy "Zaułek" ma szansę na sukces? Mimo że wszystko kręci się wokół Carlisle'a, kobiety w jego otoczeniu to równie ważne wątki. A do tego jak ciekawe. Doświadczona Zeena staje się jego pierwszą nauczycielką i można powiedzieć, że powierniczką, natomiast Molly odkrywa w nim dobre strony i pokazuje na czym polega nadzieja i miłość. Za to Lilith rozszyfrowuje psychikę i problemy, z którymi boryka się Stanton. Elementy klasycznego kryminału też mają swoje walory, jednak od samego początku nie żal nam głównego bohatera i może właśnie w tym leży główny problem.