Martyna wiele razy powtarza, jak ważny w wypadku wolnego zawodu, takiego jak prawnik, jest partner, z którym się żyje. – Trzeba dzielić obowiązki. Ja odbieram dziecko z przedszkola, ale Daniel też. Kiedy lecę do Polski, do pracy, on przejmuje wszystkie moje obowiązki. Mamy też oczywiście nianię, bo bez niej nie dalibyśmy rady.

Justyna Metelska w czasie pracy w Strasburgu poznała swoją wielką miłość. Z Giuseppe, włoskim prawnikiem, byli razem kilka lat.

– Strasznie się w sobie zakochaliśmy. Pochodził z Sardynii. Wniósł do mojego świata zupełnie inną kulturę. Ale nasz związek rozpadł się przez brak akceptacji ze strony jego matki dla mnie jako cudzoziemki. Taka relacja była nie do pomyślenia w małej miejscowości na Sardynii, choć on pochodził z inteligenckiego domu: mama filozof, ojciec lekarz. Zabrał mnie kiedyś na wyspę, nigdy jednak nie weszliśmy na teren domu jego rodziców. To ja podjęłam decyzję o rozstaniu. Cierpiałam, bo trudno odejść, kiedy jeszcze się kogoś kocha. Ale matka tam jest głową rodziny, której się nikt nie sprzeciwia. Wiem, że ożenił się z Włoszką, ma dzieci i mieszka na wyspie. Nie utrzymujemy kontaktów. W takiej sytuacji lepiej się więcej nie spotkać i pozwolić każdej ze stron ułożyć sobie życie – opowiada Justyna. 

– Często nie mam czasu na życie prywatne. Wracam z pracy do domu i dalej pracuję – mówi Zuzanna Borucka. Siedzimy przy kawie w jej mieszkaniu na Ochocie. – Czas dla siebie trzeba dosłownie wyszarpywać życiu. Zdarza się, że pracuję po siedem dni w tygodniu. Klienci potrafią też dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Każdego dnia. Ale nie zapłaciłam za ten zawód samotnością. Jest przy mnie Artur (na szczęście nie jest prawnikiem). Oświadczył mi się rok temu, na wakacjach. W przyszłym roku, po zdaniu egzaminu adwokackiego, chcemy wziąć ślub. Właśnie kupiliśmy mieszkanie.