Powiedziałaś kiedyś, że nie przepadasz za wspólną pracą z Borysem. Dlaczego?
BORYS STAROSZ Pewnie dlatego, że nie może wtedy rządzić (śmiech).
MARTA DYKS Nieprawda!
B.S. Prawda, prawda!
M.D. Lubię, gdy razem pracujemy, bo przy naszym trybie zawodowym każda godzina spędzona wspólnie jest na wagę złota. Mam tylko taki problem, że staram się oddzielać życie zawodowe od prywatnego, a gdy razem występujemy w sesji, jest mi trudniej to zrobić. Zastanawiam się, czy Borys dobrze się czuje, czy nie powinniśmy przystopować z tempem. Lubię „docisnąć” na planie, a potem wrócić do swojego życia.
B.S. Ja nie zwracam na to aż takiej uwagi, pewnie dlatego, że mogę sobie pozwolić na więcej luzu – w tej branży to kobiety bardziej się liczą.

Wystąpiliście razem m.in. w kampanii perfum Bijou Christiana Lacroix i Eternity Calvina Kleina, gdzie gracie zakochaną parę. Pytanie, czy wszystko jest na sprzedaż, ma jeszcze sens w dobie mediów społecznościowych?
B.S. Dla mnie to bez znaczenia.
M.D. Uważam, że nie ma w tym nic złego, że razem występujemy, aczkolwiek mnie jest łatwiej wejść w rolę, kiedy pracuję z obcym mężczyzną. Aktor ma rolę w scenariuszu, a model?
B.S. W mniejszej skali, ale też jesteś odtwórcą czyjegoś pomysłu.
M.D. Są rozrysowane moodboardy i na nich widać, co w danym zdjęciu powinno być na pierwszym planie. Bardzo często przedstawia się nam wizję, a my ją mamy odegrać. Przy wielkich kampaniach planuje się niemalże każde ujęcie, więcej luzu panuje w przypadku edytoriali w magazynach, jednak wciąż klimat jest z góry założony. Pomocne są wskazówki dotyczące emocji, sposobu poruszania się. Na przykład w reklamie Simple mieliśmy więcej swobody z racji tego, że ubrania lepiej prezentują się w ruchu. Wyjątkowa pod tym względem była współpraca z Łukaszem Jemiołem, gdzie wprawdzie występowaliśmy jako para, ale Łukasz zaznaczył, że na pierwszym planie nie jest kolekcja jego T-shirtów, tylko my, bo „sprzedajemy” ideę.
B.S. To był projekt pod tytułem „Miłość” z okazji walentynek, a nie typowa kampania reklamowa.

A w jaką kampanię społeczną najchętniej byście się zaangażowali?
M.D. Bardzo bliskie są mi kobiety i problemy, które nas dotyczą. Włączyłam się w działania i organizację protestów w związku z pomysłami zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Natomiast mój autorski projekt, czyli ogólnopolska kampania społeczna, jest kierowany również do kobiet, ale dotyczy już troszkę innej dziedziny praw człowieka. Startuje jesienią, więc na razie nie chciałabym zdradzać szczegółów poza tym, że ma pozytywny wydźwięk i zagrzewa do działania. Borys bardzo mnie w tym wspiera.
B.S. Uważam, że plany zaostrzenia ustawy to odbieranie szeroko pojętej wolności nie tylko kobietom, ale i społeczeństwu. Nie chcę gloryfikować wcześniejszych rządów w Polsce, ale przez długi czas byłem dumny, gdy słyszałem za granicą, jak ludzie mówią, że u nas jest spoko, nawet gospodarka sprawnie działa w kryzysie. A teraz jest mi trochę wstyd z powodu cyrku, który się odbywa.
M.D. Wstyd? Nie potrafię mówić o tym chłodno tak jak Borys. Mnie po prostu jest cholernie przykro, doprowadza mnie do łez, kiedy ktoś próbuje odbierać prawa już nie tylko kobietom, decydując o ich rozrodczości, ale i w ogóle obywatelom. Zawsze byłam typem społecznika, przejmuję się innymi ludźmi. W domu żyjemy bardziej polityką niż pracą. Zaczynamy dzień od wspólnego śniadania i słuchania radia, nadrabiamy też nocne zaległości, bo oglądamy przez aplikacje programy publicystyczne z poprzedniego dnia. Te rozmowy mogłyby się toczyć bez końca. Podnoszą ciśnienie lepiej niż poranna kawa.
B.S. Czasami, chociaż uważam za słuszną inicjatywę, w którą angażuje się Marta, próbuję ją hamować, bo ma milion pomysłów na minutę. Ja z kolei jestem...
M.D. ...ułożony, nie bójmy się tego słowa. Rzeczy posegregowane, kluczyki i portfel w tym samym miejscu. Borys wprowadza ład w nasze życie, ogarnia czasoprzestrzeń, podczas gdy ja potrafię wyjść z domu bez niczego. A po chwili telefon: „Marta, wiesz, że pojechałaś bez dowodu i karty kredytowej?”.
B.S. To proste – masz chyba 80 torebek i raz przełożysz dokumenty, a raz nie. Ja wkładam portfel do spodni i z głowy.

Dzielicie swoje życie między Warszawę i Nowy Jork. Mieliście kiedykolwiek dylemat, gdzie zamieszkać na stałe?
B.S. Nie, bo przede wszystkim nie wyobrażamy sobie życia rodzinnego w Nowym Jorku. Mamy wielu znajomych, którzy pozakładali rodziny i uciekali stamtąd, bo nie byli w stanie wychowywać tam dzieci.
M.D. Trudno pogodzić to z tempem miasta, korkami, ze stylem życia. Wierzę w to, że dziecku trzeba dać niezależność, aw Nowym Jorku to niemożliwe. Znajoma, która ma 13-letnią córkę, opowiadała, że nie może wieczorem zostawić jej samej w domu, ponieważ prawo w Stanach tego zabrania. A jest ono tak restrykcyjnie przestrzegane, że odprowadzanie
i przyprowadzanie dziecka z róznych miejsc zajmują mnóstwo czasu i byłyby pracą na cały etat.

W którym momencie wiadomo, że modeling jest już pracą na cały etat?
B.S. Myślę, że wówczas, kiedy ktoś podejmuje ryzyko i decyduję się wyjechać za granicę, bo tak długo, jak są zlecenia wPolsce, nie jest problemem wziąć np. wolne na uczelni. Natomiast gdy się wyjeżdża, to trzeba zadbać o hotel, mieszkanie...
M.D. ...kontrakty, podatki, bo umowy są z różnych krajów. Cały etat jest wówczas, kiedy przede wszystkim trzeba zorganizować życie na nowo, kiedy nie zawsze spędzasz święta w domu, kiedy nie możesz zaplanować niczego na więcej niż dwa-trzy dni wprzód, a finalnie, kiedy nie musisz się martwić, co dalej.

Wpisujecie w rubryce zawód: modelka/ model?
M.D. W Stanach możemy tak wpisać, bo jest to zawód traktowany jak każdy inny, normalnie. U nas niestety to wciąż jakaś ujma i szemrane zajęcie. Rzadko się przyznaję do tego, co robię, chyba że ktoś mnie postawi pod ścianą i nie mam już wyjścia.
B.S. Ja też unikam takich rozmów, ale nie dlatego, że jest to problem, tylko zauważyłem, że ludzie i tak trzymają się swoich wyobrazen i pytają: „Czy to wyglada jak w»Top Model«?”. „Nie, to nie wyglada tak jak w »Top Model«”. Jest masa rzeczy, które są niezrozumiałe dla osoby spoza branży, więc łatwiej jest nam funkcjonować w wąskim gronie znajomych. Co np. jest niezrozumiałe?
M.D. Chociażby plany, które zmieniają się z godziny na godzinę. Wydaję się, że będziemy mieli dla siebie czas po moim przylocie do Warszawy, a nagle się okazuje, że jadę do domu tylko się przespać, bo nad ranem znowu wylatuję. To, co dla Borysa jest oczywiste, dla kogoś spoza branży mogłoby być frustrujące: „Ale jak to, przecież już sobie coś zaplanowalismy…”. Bywa, że w takich momentach pojawiają się niepotrzebne oskarżenia i zazdrość. Przebicie się przez stereotypy związane z tym zawodem, wypracowanie zdrowej relacji są – pokuszę się o stwierdzenie – wręcz niemożliwe.

A Wy jak się poznaliście? W pracy?
B.S. Nie, nie wpracy, to było w Tokio. Ty to lepiej opowiesz, Marta.
M.D. Poznaliśmy się siedem lat temu przez naszych wspólnych znajomych. Bardzo się polubiliśmy, ale nie było piorunów z nieba ani trzęsienia ziemi, chociaż akurat w Tokio mogłoby się zdarzyć. Pare miesięcy później przeprowadziłam się do Warszawy, i tak się mijaliśmy do czasu, kiedy pewnego dnia karta się odwróciła. Razem jesteśmy od trzech lat.

Czego oczekuje się od partnera przy tak nieprzewidywalnym trybie życia?
B.S. Spokoju, bezpieczeństwa, żeby dom, do którego wracasz, był miejscem, gdzie możesz odpocząć.
M.D. Dodałabym jeszcze cierpliwość. Na naszym przykładzie – jestem czasami tak chaotyczna i tyle rzeczy naraz mnie zajmuje, że może to wyprowadzić z równowagi. Oczekuję wtedy zrozumienia.
B.S. Nie wierzę w to, co słyszę. Chciałbym to zobaczyć w gazecie! Wydrukuję wtedy w wielkim formacie, oprawię i powieszę w kuchni.
M.D. Cały czas czekam na ten moment, kiedy ja będę mogła sobie coś z twojej wypowiedzi wydrukować i oprawić w ramkę! (śmiechy)

Kuchnia to Wasza ulubiona część domu?
M.D. Tak, ale skłamałabym, gdybym nie wymieniła łóżka. To nieodłączny element naszej wieczornej rutyny, bo oboje chodzimy spać o tej samej porze. Mamy swoje rytuały, gdy jesteśmy oboje w Warszawie – ranki spędzamy razem, po południu rozchodzimy się każdy do swojego pokoju i spraw, a wieczorami lądujemy w łóżku i oglądamy seriale.
B.S. Tak się do tego przyzwyczaiłem, że nawet jak idziemy na dobry film do kina, to mam już problem z wytrzymaniem
dwóch godzin.
M.D. Przy naszym wzroście siedzenie bez ruchu w fotelu jest wyzwaniem – ja wychodzę z bólem kolan.

A wielogodzinne loty?
M.D. Mam aplikację Seat Guru, w którą wklepuję numer lotu, dzień, nazwę linii i ona pokazuje mi plan samolotu, na której widać, gdzie jest np. więcej miejsca na nogi.

Możesz je bezpiecznie zdeponować.
M.D. Właśnie tak!
B.S. Ja trochę mniej latam, a i tak jest to dla mnie na tyle przerażające, że kwestia miejsca na nogi nie jest problemem. Kiedyś samolot, którym leciałem, wpadł w turbulencje nad Chinami. Nie chcę wnikać w przyczyny, chociaż w Polsce wszyscy jesteśmy ekspertami lotniczymi, w każdym razie stresuję się tym.
M.D. Borys czuwa w trakcie lotu, a ja po 30 sekundach zasypiam.

Tym bardziej się zastanawiam, jak mogłaś wytrzymać 53 godziny bez spania, co jest Twoim rekordem…
M.D. Najgorsza jest pierwsza nieprzespana doba, potem wchodzisz w taki tryb, że nic już nie ma znaczenia. Zmęczenie jest na tyle intensywne, że nawet gdybyś chciała zasnąć, to się nie da. Mówimy oczywiście o wyjątkowej sytuacji, czyli tygodniach mody. Miesiąc i cztery miasta non stop. Po pokazie w Nowym Jorku wsiadasz do samolotu, lądujesz w Londynie i nie ma podziału na dzień i noc – wciąż castingi, przymiarki, a na drugi dzień pokazy. Jak się wyśpisz trzy godziny, to super.
Co przynosi Wam najwięcej satysfakcji zawodowej?
B.S. Możliwość zwiedzenia świata, ale nie w charakterze turysty, tylko obserwatora. Obcowanie z różnorodnością otwiera oczy i głowę. Nie tylko na ludzi, także na różne mechanizmy, rozwiązania w biznesie.
M.D. Nie jesteśmy pępkiem świata ze swoją Europą i kulturą zachodniej cywilizacji. Zgadzam się z Borysem, że w wyjazdach nie chodzi o zdjęcie przy wieży Eiffla, bo często tych turystycznych atrakcji nawet nie zdążymy zobaczyć. Cenniejsze jest to, że pracujemy z ludźmi z wielu stron świata o odmiennym spojrzeniu na rzeczywistość. Musimy umieć się dostosować. To świetnie sprawdza się też w związku, bo żadne z nas nie ciągnie tego drugiego w swoją stronę, nie próbuje go zmieniać. Akceptujemy się. No, może nie w temacie mojego rozstawiania kubków po domu – w salonie szklanka z wodą, w sypialni kubek z herbatą, po drodze filiżanka kawy…
B.S. Mnie to już przestało przeszkadzać. Mimo że Marta bywa chaotyczna, to swoim ciepłem powoduje, że jestem spokojniejszy.
M.D. Zdarzają nam się konflikty, ale to nie są afery, które wybuchają jak wulkan. Nigdy nie przekroczyliśmy tej bariery, żeby ktoś kogoś obraził, zranił, krzyczał. Bardzo kulturalne są te nasze konflikty (śmiech). Mamy takie życie, że nie musimy sobie serwować dodatkowych emocji w ten sposób albo co gorsza udowadniać czegoś, aferując się.

Czego w takim razie dotyczą konflikty?
B.S. Najczęściej niedopowiedzeń.
M.D. Ja jestem filozofką – planuję zresztą skończyć jeszcze filozofię, którą zaczęłam studiować – i analizuję: co też Borys miał na myśli?
B.S. Co czasem trwa i trwa, ale się nie zdarza, żeby któreś z nas trzasnęło drzwiami i wróciło do tematu po dwóch dniach.
M.D. Tylko siedzimy i przez trzy godziny się męczymy, szukając rozwiązania.
B.S. Nie twierdzę, że to najlepsza metoda, ale przynajmniej nie zostawia niedomówień. Mój przyjaciel, który był świadkiem na naszym ślubie, życzył nam, żebyśmy nigdy nie kładli się spać pokłóceni.
M.D. To najlepsza rada, jaką mogliśmy dostać, bo dzięki temu się wysypiamy.