Josh O’Connor i Emma Corrin siedzą w swoich mieszkaniach w Londynie. On w beżowym golfie, ona w szykownej, brązowej sukni z odkrytym ramieniem. Dla Josha to już kolejny sezon wielokrotnie nagradzanego serialu „The Crown”, w którym wciela się w rolę księcia Karola. Dla Emmy pierwszy, ale znaczący – 24-letnia absolwentka Cambridge gra księżną Dianę. O’Connor jest cenionym aktorem, starannie wybiera produkcje, w których występuje. Jego kreację w „Pięknym kraju” Francisa Lee doceniło międzynarodowe grono krytyków. I chociaż od tasiemcowych produkcji woli film i teatr, wielką popularność na Wyspach przyniosła mu rola Lawrence’a w serialu „Durrellowie”, a jeszcze większą – księcia Karola. Za to rola Diany jest najpoważniejszym aktorskim wyzwaniem w krótkiej karierze Corrin – wymagała w końcu zmierzenia się z ikoną naszych czasów. 

Cofamy się o kilka dekad. Przełom lat 70.  i 80. w Wielkiej Brytanii był szczególnie burzliwy nie tylko dlatego, że na King’s Road Vivienne Westwood z Malcolmem McLarenem gorszyli przechodniów witrynami punkowego butiku, a z głośników wylewała się pełna rozczarowania muzyka The Clash z surowym wokalem Joego Strummera. Frustrację wzmagały wzrost bezrobocia i szalejąca inflacja – konsekwencje twardej polityki Margaret Thatcher. Żelazna dama to zresztą jedna z kluczowych postaci czwartego sezonu serialu Netflixa, brawurowo sportretowana przez Gillian Anderson. Władza, także ta pałacowa, miała świadomość społecznego niezadowolenia, więc gdy na horyzoncie pojawiła się Diana Spencer – młoda, nieśmiała, ale niesłychanie urocza, Buckingham zwęszył nadzieję na wizerunkowy ratunek. To nie był zwyczajny związek, raczej pełen sprzecznych emocji. – Przed rozpoczęciem zdjęć rozmawiałam z prywatnym sekretarzem Diany, Patrickiem Jephsonem. Powiedział, że Diana kochała Karola do samego końca. Troszczyła się o niego nawet w trakcie rozwodu – zdradza Emma na chwilę przed wywiadem. W czasach kryzysu najlepiej sprzedaje się baśń. A czym innym, jeśli nie baśnią, był związek pierwszego kawalera Wielkiej Brytanii i „angielskiej róży”? „To miłość?” – przekrzykiwali się fotoreporterzy podczas konferencji zwołanej z okazji oficjalnych zaręczyn pary. „Czymkolwiek miłość jest” – odpowiedział flegmatycznie Karol, wywołując konsternację u narzeczonej. Jak mógł? Cóż, skoro transmisję oglądała Camilla, wtedy kochanka, dziś księżna Kornwalii, nie mógł postąpić inaczej. Diana szybko zyskała sympatię tłumów, gwiazd popkultury, projektantów (moda często była jedyną możliwą formą jej komunikacji). Ale równie prędko straciła przychylność rodziny królewskiej. Na tym okresie życia Karola i Diany, burzliwym od samego początku, choć jeszcze czułym, skupia się czwarty sezon „The Crown”, serialu porównywanego do Szekspirowskich dramatów. Ma przecież z nimi wiele wspólnego: śledzimy życie rodziny królewskiej pełne tajemnic, tragedii, złamanych obietnic i serc. Walkę o godność, o monarchię, zabarwione na przemian grozą i komizmem. Dlatego rozmowę z Joshem i Emmą zaczynam właśnie od tego.

Prywatnie uwielbiam modę i wystrzegam się kopiowania stylu Diany. Choć podobnie jak w jej przypadku strój stał się moim językiem - Emma Corri

„Niespokojna głowa, co koronę nosi”, pisał Szekspir w drugiej części kroniki „Henryk IV”. „The Crown” ma z jego dramatami wiele wspólnego. Do jakich bohaterów Szekspira porównalibyście serialowe postacie Karola i Diany?

JOSH O’CONNOR: Uwielbiam Szekspira. W poprzednim sezonie „The Crown” szósty odcinek kończy się monologiem Ryszarda II granego w spektaklu przez księcia Karola: „Jak wy ból czuję, jak wy żyję chlebem i tak przyjaciół jak wy potrzebuję. Równego potrzeb wszystkich niewolnika możecie królem nazywać?”. To brzmi przejmująco, bo oznacza: „Spójrzcie, przecież jestem taki jak wy”. Mam więc swoją teorię na temat związku Diany i Karola – najbardziej druzgocący był dla niego fakt, że ludzie pokochali Dianę tak bardzo właśnie dlatego, że była zupełnie jak oni. To jej największa siła. Tragiczne, tym bardziej że Karol pragnął tylko miłości poddanych. Niczego więcej. I nigdy jej nie dostał. Chciał być prawdziwy, normalny, łaknął uznania, zrozumienia zwykłych mieszkańców królestwa. A więc w pojęciu Szekspirowskim Karol z pewnością odpowiada Ryszardowi II. Jednocześnie znajduję w nim cechy Ryszarda III albo Edmunda z „Króla Leara”. Wiesz, co osobiście najbardziej pociąga mnie w Szekspirowskich czarnych charakterach? Granie ich jest wymagające, bo całe zło, jakie czynią, jest według nich koniecznością. Za każdym więc razem, gdy Karol postępuje nieetycznie, musi wierzyć, że to jest właściwe, prowadzi do jakiegoś dobrego celu.

EMMA CORRIN: Mnie z kolei trudno porównać Dianę do jakiejkolwiek Szekspirowskiej bohaterki. Z Karolem jest prościej. Myślę, że każdy element tego serialu napisanego przez Petera Morgana, jest ze swojej natury bardzo szekspirowski.

JOSH: Zastanawiam się, czy w Dianie jest może coś z Ofelii? Czy niekoniecznie? Muszę przyznać, że przy całym swoim geniuszu Szekspir nie był wyjątkowo szczodry dla bohaterek (śmiech).

EMMA: A co, gdyby doszukać się Diany w młodym królu Henryku V, który wyszedł do żołnierzy sprawdzić, jak się trzymają?

JOSH: Masz rację, to dobry trop.

EMMA: Zdaje mi się, że wyszła nam z tego ciekawa lekcja literatury angielskiej. A to dopiero początek!

Zostawmy więc bohaterów literackich, wróćmy do Karola i Diany, prawdziwych postaci, o których rozpisują się tabloidy, powstają filmy dokumentalne. Czuliście z tego powodu presję? W końcu mówimy o ikonach popkultury.

EMMA: Presja jest zawsze. Ale w tym przypadku sama ją sobie narzuciłam. Postanowiłam, że nie będę grała po prostu Diany – ikony popkultury, która się świetnie ubierała. Taką znają ją przecież wszyscy. Zaczęłam więc wchodzić w tę postać głębiej, niż dociera scenariusz, spotkałam się z jej sekretarzem. Zdradził mi fakty, o których nigdy bym się nie dowiedziała. Dzięki temu w mojej głowie powstał zupełnie nowy obraz Diany. Serial „The Crown” to fikcyjna opowieść o życiu rodziny królewskiej osadzona w historycznych realiach. To też moja interpretacja Diany, jej stylu życia, zachowań. Od początku miałam tego świadomość, więc ani chwili nie przejmowałam się oczekiwaniami obcych ludzi. Pamiętam początki pracy z Polly (Bennett, reżyserką ruchu – przyp. red.) – ćwiczyłyśmy pozycje głowy, jej pochylenie, charakterystyczne spojrzenie. Jednak to wszystko zawsze pozostawało w sferze interpretacji. Nigdy się nie zdarzyło, żeby Polly pokazała mi zdjęcie i kazała naśladować to, co widzę. Chciałyśmy oddać ducha Diany, pokazać, że jej każdy krok, ruch dłoni, grymas, skinienie głowy wynikają z jakiegoś doświadczenia, z jej charakteru.

JOSH: Mnie nigdy szczególnie nie interesowała rodzina królewska, a już na pewno jej życie prywatne. Zupełnie tak samo jak nie interesuje mnie tabloidowa wersja życia Karola, bez pokrycia w rzeczywistości. Powód, dla którego tak bardzo uwielbiam „The Crown”, i to nie tylko moja opinia, jest prosty – serial pokazuje o wiele więcej niż gazety. Zaglądamy za zamknięte drzwi pałacu.

Oboje jesteście związani z modą – Josh współpracuje z Loewe, przyjaźnicie się z Jonathanem Andersonem. Dlaczego moda jest dla Was ważna?

EMMA: Uwielbiam modę, to świetny sposób na wyrażanie siebie. Jestem szczęściarą, bo częścią mojej pracy jest mierzenie i noszenie najlepszych projektów na świecie. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy mi w tym pomagają, współpracuję z Harrym Lambertem (stylista Harry’ego Stylesa – przyp. red.), przyjaźnimy się. Może dlatego ufam mu i ubieram się we wszystko, co mi przygotuje? Nie boję się mody. Diana też się jej nie bała. Ale jeśli zapytasz o inspirację jej stylem, to wiedz, że uznaliśmy, że poza planem trzeba tego unikać jak ognia. Właściwie to wybieramy wszystko „anty-Diana”. Choć ona świetnie i odważnie odnalazła się w tym świecie, stając się ikoną mody. W ogóle dla członków rodziny królewskiej strój jest językiem wolności, możliwością wypowiedzenia tego, czego głośno powiedzieć nie mogą. Popatrz tylko na garderobę księżniczki Anny – przez długi czas bardzo starannie dobierała rzeczy, komunikując: „Niech wam się nie wydaje, że mnie znacie!”. Diana robiła to samo.

Josh, są jakieś ubrania, które podkradłbyś Karolowi?

JOSH: Przykro mi, jestem fanem serialowej garderoby Diany. (śmiech). Na przykład kardigana, który nosi w pierwszym odcinku czwartego sezonu. Chociaż... jest wyjątek od tej reguły. Gdy dochodzi do pierwszego spotkania Karola i Diany, nastoletnia panna Spencer przygotowuje się do roli w przedstawieniu, w którym występuje w roli drzewa.

EMMA: Noszę jakiś kardigan?

JOSH: No, jasne! Żółtawy, wspaniały. Chętnie widziałbym go w swojej szafie, podobnie jak różowy sweter w lamy. Wygląda identycznie jak oryginał. Jest jeszcze jeden strój, na którym ogromnie mi zależało. Ten akurat należał do Karola. Niestety, nie zobaczysz go, powinien pojawić się w dziewiątym odcinku, gdy schodzi lawina. Właśnie miały ruszać ostatnie zdjęcia, gdy wybuchła pandemia, a cudowny kombinezon narciarski, bo o nim mowa, pozostał w ciemnej garderobie. Chyba powinien tam jeszcze być. Może produkcja mi go podaruje, jeśli poproszę?

Jestem fanem serialowej garderoby Diany. W swojej szafie widziałbym jej żółtawy kardigan i różowy sweter w lamy, który wygląda zupełnie jak oryginał - Josh O’connor

Moda zawsze była blisko muzyki. W czwartym sezonie Diana tańczy do „Edge of Seventeen” Stevie Nicks, w kluczowych scenach słychać Davida Bowie czy Queen. Czego ostatnio słuchacie?

EMMA: Moim ukochanym zespołem od lat jest Keane. Lake Street Dive są świetni! Lubię soul jazz, bardzo. W telefonie mam też playlistę ulubionych utworów Diany, dużo klasyków z lat 70. i 80. Dobra muzyka w aucie to marzenie. Josh, opowiedz naszą anegdotę!

JOSH: Podczas pracy na planie zdarzało się, że wyłączaliśmy się z Emmą, słuchając muzyki. To pomagało w pracy przy budowaniu roli, więc podobnie jak Emma sam też robiłem playlisty. W ten sposób łapaliśmy klimat. Któregoś dnia jechaliśmy na plan albo z niego wracaliśmy. Oboje w słuchawkach. W lusterku widziałem Emmę na tylnym siedzeniu. W pewnym momencie, przyglądając mi się dłuższą chwilę, zdjęła słuchawki i zapytała: „Josh, czego słuchasz?”. Pokazałem jej telefon, ona pokazała swój. Okazało się, że słuchamy tego samego – albumu Maxa Richtera „Recomposed by Max Richter: Vivaldi – The Four Seasons”. Piękna płyta! A prywatnie mam ulubiony zespół od zawsze – duński Efterklang. Tuż przed lockdownem oglądałem w Londynie ich koncert w Barbican i był to najmagiczniejszy wieczór w moim życiu! Mówię szczerze, lepszy niż każdy spektakl, jaki widziałem, niż każdy koncert. Występowali wśród publiczności, przeciskali się, wspinali na krzesła. Czysta radość. Magia.

Jechaliśmy na  plan, oboje w słuchawkach. Emma przyglądała mi się i w końcu zapytała: czego słuchasz? Okazało się, że włączyliśmy tę samą płytę Maxa Rchtera - Josh O’connor

Pandemia i lockdown, o których wspominasz, odbiły się nie tylko na światowych gospodarkach, lecz także na zdrowiu psychicznym ludzi. W czwartej części „The Crown” zaburzeniom psychicznym poświęca się dużo miejsca. Nie pominięto bulimii, z którą borykała się Diana.

EMMA: Diana o bulimii mówiła dużo i szczerze. Więc już przed pierwszym czytaniem scenariusza zaczęłam ten temat badać, słuchać kobiet, które z tą chorobą się borykały. I zdałam sobie sprawę, że na zaburzenia odżywania Diany ogromny wpływ miały jej doświadczenia, przeżycia, wszystko, przez co przeszła jako dziecko. Pamiętam, że z Polly zgodziłyśmy się, żeby bulimii nie pokazywać dosłownie, raczej sugerować. Istotne było naświetlenie różnych problemów, które miała księżna, nie sensacja. Bulimia jest uzależniająca, bo daje ci złudne przekonanie, że kontrolujesz emocje i życie. Diana była na to bardzo podatna. Trudno było grać te sceny, ale to potrzebny wątek.

A gdybyście mieli szansę spotkać Dianę i Karola, o co byście ich zapytali?

EMMA: Zapytałabym chyba Karola, co takiego ma w sobie Camilla, że na jej punkcie oszalał? Pokochał ją przecież bardziej niż kogokolwiek… i cokolwiek na świecie! Nic się w tej kwestii nie zmieniło, Karol wciąż kocha tę samą osobę. Tak naprawdę to piękna historia miłosna. Zapytałabym też, jak wyglądała rozmowa z rodziną przed ślubem z Dianą, gdy wiedział, że nie ma szans, by poślubić kobietę, którą od lat kochał.

JOSH: Zapytałbym Dianę, czy żałowała tego małżeństwa. Czy były momenty, kiedy czuła, że wpadła w błędne koło. Z Emmą sporo na ten temat rozmawialiśmy. Bo nie jest tak, że Karol zawsze był tym złym. Diana w małżeństwie też zrobiła sporo, żeby zranić męża. Chciałbym jednak to usłyszeć od niej. Dlaczego małżeństwo było tak trudne dla nich obojga? I czy było w Karolu coś, co uznałaby za cudowne? Przecież musiało coś być…

EMMA: Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że Karol i Diana wychowali synów na wspaniałych ludzi? Byli dobrymi rodzicami. Musi być więc coś na rzeczy, ten związek to nie tylko cierpienie i kłótnie. To też miłość, której efektom przyglądamy się do dziś. 

Wywiad pochodzi z grudniowego wydania magazynu ELLE.