Wyobraźcie sobie, że na noworocznych przyjęciach w rodzinnym domu Bridget Jones nie bywają żadni obiecujący rozwodnicy. A Pemberley Press jest kierowane przez pana Fitzherberta, a nie uwodzicielskiego Daniela Cleavera. Amanda i Iris zamieniają się mieszkaniami i... nic z tego nie wynika – nie dają się uwieść przystojnym wdowcom i utalentowanym muzykom na końcu świata, ale samotnie spacerują po nieznanych okolicach. Idąc dalej, Anna Scott zamiast do księgarni w Notting Hill trafiła do Soho, Sally nigdy nie poznała Harry'ego, a księżniczka Anna bez przewodnika zwiedziła Rzym na Vespie. Wiele bohaterek straciłoby szansę na prawdziwe uczucie, innym taki obrót spraw mógłby wyjść na dobre... Z pewnością jednak nie skorzystaliby na tym kinomani. W komedii romantycznej do tanga trzeba dwojga (a często nawet trojga). Tymczasem zdaniem Kate Hudson przyszłość gatunku nie maluje się w różowych barwach. Wszystko przez niechęć aktorów do występów w chwytających za serce filmach o miłości. Dlaczego mężczyźni unikają fabuł, w których ciepły humor miesza się ze wzruszającymi pocałunkami w deszczu? Aktorka wcale nie wini kolegów po fachu.

Kate Hudson bije na alarm. Mężczyźni nie chcą grać w komediach romantycznych, wolą kino superbohaterskie

Kate Hudson zjawiła się w programie The View i podzieliła się refleksją na temat rom-comów. Gwiazda, mająca koncie m.in. „Jak stracić chłopaka w 10 dni” czy „Ślubne wojny”, przyznała, że producentom jest coraz trudniej skłonić jej przyjaciół z branży do współpracy. „Ciężko jest namówić mężczyzn do grania w komediach romantycznych” – powiedziała, dodając, że znalezienie odpowiedniego aktora do głównej roli jest ważnym aspektem projektu. „Jeśli tylko udałoby nam się przekonać facetów z Marvela: »Hej, chodźcie robić rom-comy!« Myślę, że to istotny element układanki” – tłumaczyła.

Zapytana o to, dlaczego komedie romantyczne nie przyciągają znanych nazwisk, powodów upatrywała w słabej jakości scenariuszach. „Myślę, że chodzi o materiał literacki i to, jak angażujemy się w opowiadanie historii. Kiedy spojrzysz na klasyczne filmy, które przetrwały próbę czasu, są wieczne, ludzie wracają do nich nieustannie, zobaczysz, że były napisane przez najlepszych twórców” – wyjaśniła, podając za godny naśladowania przykład Norę Ephron (stojącą za „Samotnością w Seattle” i „Masz wiadomość”).

„Wszystko sprowadza się do tego, jak wytwórnie inwestują w talenty” – dodała.

Na koniec podkreśliła, że sukces filmu z Matthew McConaugheyem z 2003 roku opierał się właśnie na doskonałym scenariuszu. „Szczerze mówiąc, myślę, że został dobrze napisany. Sądzę, że panuje błędne przekonanie, że komedia romantyczna powinna działać na podstawie z góry określonego schematu, który rzeczywiście istnieje i świetnie się sprawdza, ale ostatecznie podstawą jest scenariusz. Podczas prac nad »Jak stracić chłopaka w 10 dni« przewinęło się wielu pisarzy. Naprawdę upewniliśmy się, że mamy fantastyczny scenariusz. Potem skupiliśmy się na obsadzie” – opisała pokrótce proces.

Niedawno przekonałyśmy się, że niedostatecznie dobry scenariusz może naprawdę prześladować aktorów przez długie lata. Osobistymi doświadczeniami na tym polu dopiero co podzielił się Jacob Elordi. Aby oszczędzić kolejnym filmowym amantom traum, trzymamy kciuki za większe fundusze na słowo pisane.