Tak twierdzi coraz więcej tzw. skin coachów, ekspertów od kondycji skóry. Argumenty mają mocne: w końcu noc to pora odnowy komórkowej. Skóra sama więc powinna się regenerować, a pielęgnacja, zamiast ją wspomagać, może to tylko utrudniać. 

Choć ostatnio modne, nie jest to wcale nowe podejście. „Bezkremowe” noce zainicjowali już ponad pół wieku temu twórcy niemieckiej marki kosmetyków naturalnych Dr.Hauschka, Rudolf Hauschka i Elisabeth Sigmund. Uważali, że kremy na noc, zwłaszcza te o ciężkiej, tłustej konsystencji, upośledzają naturalną zdolność skóry do złuszczania i samooczyszczania. W efekcie skóra „rozleniwia się”, co zaburza jej prawidłowe funkcjonowanie. Rezygnacja z wieczornej pielęgnacji pozwala jej odzyskać równowagę. Odblokowują się pory, reguluje produkcja sebum, a skóra, która musi radzić sobie sama, zaczyna wytwarzać własną warstwę ochronną, tzw. NMF. To naturalny czynnik nawilżający, który składa się m.in. z aminokwasów, mocznika i amoniaku i chroni naskórek przed wysychaniem. – To dobry kierunek, ale nie dla wszystkich – komentuje Anna Grela, kosmetolożka i założycielka sklepu z naturalnymi kosmetykami Warsztat Piękna. – Wszystko zależy od rodzaju skóry i wieku. Taki eksperyment najlepiej sprawdzi się w przypadku cer tłustych – tłumaczy. No właśnie, jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że idę spać bez otulającego twarz i szyję grubego kompresu z kremu. Moja skóra szybko traci wodę i staje się wtedy nieprzyjemnie napięta (po ośmiu godzinach w klimatyzowanym biurze to wręcz bolesne uczucie). Wieczorem uwielbiam serwować jej głęboko odżywcze maski, np. z miodem. Polubiłam też trend na maseczki na noc, których nie trzeba zmywać. Moi ulubieńcy to nawilżająca 1A Overnight Mask Allies of Skin i rozświetlająca ze skwalanem, kwasem hialuronowym i witaminą C Youth to the People. Dzięki nim rano budzę się z aksamitnie gładką i zdrowo napiętą cerą.

Ale jak mówi mi Anna Grela, nawet  suchej i wrażliwej skórze jak moja dobrze zrobi wieczorny minimalizm pielęgnacyjny. Poleca mi np. tylko olejek różany (koniecznie tłoczony na zimno), który zawiera naturalne antyoksydanty: witaminy A, C i E, nienasycone kwasy tłuszczowe i kwas trans-retinowy, który stymuluje produkcję kolagenu. – Jeden olejek zamiast serum i kremu, które mają konserwanty, sztuczne zapachy i składniki aktywne, też będzie detoksem – dodaje. 

Detoks nie zwalnia jednak z dokładnego oczyszczenia cery (na szczęście mam to opanowane, i to w dwóch etapach: najpierw olejek, potem łagodny żel) i tonizacji, by zbalansować pH. Powinnam też zadbać o odpowiednią temperaturę w sypialni (około 20 stopni) i porządnie ją wywietrzyć przed snem. I przede wszystkim wcześniej kłaść się spać. Ideał to 22.00. Ale Netflix mi nie pozwala. Spróbuję przynajmniej być w łóżku przed północą. To właśnie wtedy skóra jest najbardziej podatna na regenerację. I ma na nią więcej czasu niż wtedy, gdy zarywam noce. Nie zapominając o tym, co do znudzenia powtarzają dermatolodzy i kosmetolodzy: żaden krem nie zastąpi ośmiu godzin snu. Po trzydziestce coraz bardziej zaczynam im wierzyć...

Marta Krupińska