Wiosną w planach mam wyjazd jogowy, w tygodniu zapisałam się na ceremonię picia kakao połączoną z koncertem gongów i mis tybetańskich, a co wieczór próbuję znaleźć choć chwilę na medytację. To sprawia, że czuję się spokojniejsza, bardziej skupiona, świat nabiera większego sensu – opowiada Dorota, 35-letnia graficzka, która swój kontakt z Kościołem katolickim skończyła wraz z bierzmowaniem. Olga Drenda, pisarka i felietonistka, również jest na bakier z naukami Kościoła. Deklaruje się jako agnostyczka. – Nie mam funkcji wiary w swoim oprogramowaniu. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie wszystko da się pojąć aparatem rozumu i nie wykluczam, że jakiś nieuchwytny dla nas czynnik wpływa na świat, tylko nie możemy tego sprawdzić. Sama kieruję się w życiu ciekawością, interesuje mnie ono na tyle, że nie szukam niczego poza nim. Wierzę w humanistyczną etykę i przyzwoitość – mówi autorka „Duchologii polskiej” (wyd. Karakter).

Daleko od Życia

Takich osób jest coraz więcej. „Takich” – to znaczy odżegnujących się od bycia częścią zinstytucjonalizowanego Kościoła, poszukujących duchowości na własną rękę. – W świecie zachodnim od lat rośnie liczba ludzi deklarujących się jako SBNR (spiritual but not religious), czyli wierzących w coś, ale bez przynależności do konkretnej religii. Polska nie jest tu wyjątkiem – zaznacza Olga Drenda. Zjawisko samodzielnego organizowania sobie praktyk, które oferowałyby karmę dla ducha, obserwujemy w Polsce już od lat 90. Wtedy też pojawił się termin „nowa duchowość”. Przybiera ona różne oblicza, ale jedno jest pewne – ma być wolnym, osobistym wyborem, a nie wymuszonym dogmatem. Tych mamy bowiem coraz bardziej dość. Dlaczego? – Bo wielkie religie są oderwane od życia społecznego. Nie mówią przekonującym, trafiającym do współczesnego człowieka językiem ani nie odpowiadają na jego potrzeby. Dlatego zostają zepchnięte do wydzielonej sfery, wyłącznie religijnej. Są to, przynajmniej w Europie, instytucje skostniałe, przypominające korporacje. Dobrze zorganizowane, ale nie wiadomo, po co –  tłumaczy socjolog, dr Daniel Płatek z Instytutu Studiów Politycznych PAN.

Nie do wiary

Jak uważa psycholożka społeczna z SWPS, dr Ewa Jarczewska-Gerc, nasza nieufność względem nauk Kościoła idzie w parze z ogólnym wzrostem wykształcenia czy dostępem do informacji. – To już nie jest świat, w którym tylko nieliczna, wyedukowana elita miała dostęp do pism, dóbr, pieniędzy i mówiła innym, jak żyć. Im bardziej jesteśmy wyedukowani, tym mniej prawdopodobne stają się historie opisane w świętych księgach – mówi. – Wielu z nas zrozumiało, że klasyczne religie, ustalające pewien porządek, zwalniają człowieka z samodzielnego myślenia. Nie musi się on już nad niczym zastanawiać, zyskuje swoisty podręcznik życia, a to bywa dla niego krzywdzące, bo chodzi o kontrolę. Jeśli dodać do tego tuszowanie przez Kościół afer pedofilskich, anachroniczny stosunek do kobiet czy – w przypadku wielu duchownych – życie odbiegające od pożądanej ascezy, łatwiej zrozumieć kryzys wiary. Potwierdzają to statystyki. Według niedawnych badań CBOS w ciągu ostatnich 20 lat, czyli od 1992 roku do 2022 roku, odsetek dorosłych Polaków określających się jako wierzący spadł z 94 proc. 
do 84, a praktykujących regularnie, czyli choćby raz w tygodniu, z 70 proc. do 42 proc.

Coś innego

Czy to oznacza, że zarzucając modlitwę i mszę świętą, zadowolimy się wyjściem do pracy, zakupami i codzienną krzątaniną? Raczej nie. Już w latach 50. ubiegłego wieku psychologia humanistyczna uznała, że istnieje coś takiego jak sfera duchowa człowieka, która jest niezbędna do szczęścia i spełnienia. Wynika z tego, że nie możemy oprzeć się wyłącznie na rozumie i spokojnie sobie żyć, kosząc w weekendy trawnik w przydomowym ogródku. Dlaczego? Bo boimy się śmierci i nie potrafimy, ot tak, porzucić pytań o sens naszego życia, miejsca w świecie, o sacrum. – W którymś momencie rozwoju uświadamiamy sobie, że jesteśmy śmiertelni. A myśl o tym, że zmienimy się w nicość, jest przerażająca – mówi dr Ewa Jarczewska-Gerc. – Przez długi czas to właśnie religia dawała nam poczucie wiary w to, że dusza jest nieśmiertelna i kiedyś odrodzimy się w innym wymiarze. Człowiek chce wierzyć, że istnieje jakaś siła wyższa, która nad nim czuwa, zapewnia porządek w kosmosie i sprawiedliwość na świecie. Dba o to, by złe uczynki zostały osądzone – stwierdza psycholog społeczna. – Dziś, kiedy tą siłą coraz rzadziej jest Bóg, jego miejsce zajmuje coś innego. Co takiego? Często właśnie to, co wymienia graficzka Dorota, czyli różne sposoby na wykroczenie poza materialny wymiar świata, by „być autentycznym”. Stąd popularność ośrodków medytacyjnych, kursów Vipassany i warsztatów rozwoju osobistego. Stąd rekordowe odsłony podcastów czy wykładów na YouTubie poświęconych relaksacji, samorealizacji, coachingowi oraz podręczników oferujących „bycie w pełni sobą”. No i rzecz jasna terapii. – Nie wyobrażam sobie bez niej życia – podejmuje temat Dorota. – Oczywiście wiadomo, że nie mogę chodzić na nią wiecznie i kiedy przerobię swoje problemy, przestanę, ale na razie to dla mnie najlepsze narzędzie do pracy z sobą. Bez pomocy terapeutki nie zobaczyłabym, co mnie gnębi, nie umiałabym sama wymazać programu, który wpisali we mnie rodzice czy dziadkowie i który często mi w życiu przeszkadza, blokuje mnie – zaznacza. A za jeden  z tych wgranych programów uważa też religię. 

Supermarket dla Duszy

Nie bez kozery mówi się czasem, że psychoterapeuci awansowali do roli nowych duchownych – to im powierzamy troski, a na sesje chodzimy tak regularnie jak niegdyś na msze. Zasada jest jedna: ponieważ żyjemy w czasach rozkwitu indywidualizmu i filozofii „ja”, to nowe formy duchowości muszą być – wykorzystajmy modne dziś określenie – spersonalizowane. Dostosowane do wymagań wyznawców. Bywają przy tym nader eklektyczne. Wiarę w cokolwiek można dziś dowolnie komponować, dostosowując ją do swoich potrzeb i częstując się wybranymi treściami jak ze szwedzkiego stołu. Niektórzy mówią o tym „rynek” czy „supermarket” transcendencji. Znajdziemy tam elementy pochodzące z astrologii, okultyzmu, religii azjatyckich czy przedchrześcijańskich... Elementy zdrowej diety połączone z radykalnym odosobnieniem. Zasadniczo wszystko, co łatwo upchać do naszego duchowego koszyka, np. wiarę w energię, duszę czy moc, które nie wywodzą się z żadnej konkretnej tradycji, co podkreśla Olga Drenda. Żyjemy przecież w czasach, w których szukamy przyjemności, a nie wyrzeczeń. – Instytucjonalna religia oferuje ludziom potrzebę wspólnoty, ale wymaga ograniczeń, zasad, często niezrozumiałych czy opresyjnych. Duchowość szyta na miarę dopasowuje się do konkretnej osoby – tłumaczy ducholożka.

Klasztor czy kibuc?

Szukając nowej duchowości, możemy więc ćwiczyć tai-chi, pościć, spacerować po lesie albo – jak postać emblematyczna dla zjawiska nowej duchowości, czyli bohaterka książki „Jedz, módl się, kochaj” Elizabeth Gilbert – wybrać się w podróż. Dziś wiele instytucji turystycznych oferuje podobne „duchowe wycieczki”. Za odpowiednią opłatą można wylądować w buddyjskim klasztorze, indyjskiej aśramie czy izraelskim kibucu. A kogo nie stać na taki luksus, zawsze może iść do wróżki. Zaskakujące, jaką popularnością cieszą się one w naszym kraju. Udowadnia to książka reportera Tomasza Kwaśniewskiego „W co wierzą Polacy? Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch” (wyd. Znak), na podstawie której powstał spektakl we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Reżysera Szymona Kaczmarka zainteresowało to, że Polacy wbrew tezom o spójnym, katolickim światopoglądzie potrafią tkać swoje religijno-filozoficzne konstrukcje  z tego, co mają pod ręką, nawet jeśli są to idee nawzajem się wykluczające. Myli się ten, komu stają przed oczami wiedźmy zaglądające w szklane kule. Wróżki z Ezo TV korzystają z internetu i mediów społecznościowych, oferują usługi online. Astrologia, magia i duchowość przeżywają rozkwit we współczesnym, internetowym wydaniu. 

Ręce, które leczą

Rozmaitym nowym wiarom, praktykom, mistycznym obietnicom sprzyjają napięcia i niepokoje. Epidemia COVID-19 czy wybuch wojny w Ukrainie zniszczyły przekonanie, że żyjemy  w spokojnych czasach. To właśnie sytuacje kryzysowe, przełomowe skłaniają ludzi do wiary w rzeczy, które wcześniej  nie mieściły im się w głowie – tak było w latach 90., kiedy  przeżywaliśmy szok transformacji ustrojowej i byliśmy skłonni uwierzyć w „ręce, które leczą” (program telewizyjny, w którym bioenergoterapeuta „uzdrawiał” widzów za pośrednictwem szklanego ekranu). Tak jest i dziś, gdy chcemy ten los powierzyć twórcom aplikacji, odczytujących przyszłość w oparciu o fazę Księżyca. Jedna z nich ma już ponad 20 milionów pobrań. Zmęczeni  podziałami społecznymi, pragniemy się jednoczyć w grupach, np. w kręgach kobiet, w których można wyrzucić, co leży nam na sercu. 

Siła wyższa

Czy to oznacza, że wielkie religie przepadły na zawsze, a my już do końca świata będziemy rozwijać różne duchowe praktyki? Niekoniecznie. Socjologowie twierdzą, że po okresie poszukiwań alternatywnych sposobów życia i myślenia o otaczającym nas świecie, być może powrócimy do zorganizowanej wiary. – Myślę, że nadejdą nowe formy religii masowych, zbiorowych. Już takie są, np. pentekostalizm, czyli ruch zielonoświątkowy, przeżywa rozkwit w Ameryce Południowej. Uważam, że wbrew oczekiwaniom nastąpi powrót religii, wręcz obcowania z duchami, bo mamy już dość materialności w naszym życiu. Efekt ten przyspieszą wojny i kryzysy – twierdzi dr Daniel Płatek. Również dr Ewa Jarczewska-Gerc przewiduje, że to prawdopodobne, choć uzależnione od przyszłych losów planety. – Jeśli dojdzie do katastrofy ekologicznej, to myślę, że powstanie wielkiej, nowej wiary jest możliwe. Wiele osób może się bowiem zespolić wokół pomysłu, że spotkała nas kara boska. A na razie sądzę, że będziemy mieli do czynienia z coraz bardziej indywidualistycznymi trendami, tworząc wizje siły wyższej dostosowanej do konkretnych potrzeb. Tak by nie musieć chodzić do kościoła, a odnosić duchową korzyść – mówi. Na razie zwycięża pomysł: wybieram to, co jest dla mnie dobre. „Religia wymaga  ograniczeń, często niezrozumiałych  czy opresyjnych. Duchowość szyta na miarę dopasowuje się do osoby. Żyjemy przecież w czasach, w których szukamy przyjemności, nie wyrzeczeń”.