Na pierwszy rzut oka to zwykła impreza. Na parkiecie ścisk, na suficie dyskotekowa kula. Didżej gra muzykę elektroniczną, a barmani serwują kolorowe napoje o wyszukanych smakach – na bazie lawendy, wody różanej czy kordiału (syropu) z mango. Ale coś tu nie pasuje. Przy barze nikt się nie przepycha, buty nie lepią się do podłogi, nie słychać emocjonalnych okrzyków. No i lustra w łazience są czyste, a do toalety można wejść bez kolejki. Jest jeszcze jeden szczegół, odróżniający tę imprezę od setek innych, które w tym samym czasie odbywają się w nocnych klubach. Wszyscy są trzeźwi.   

PRZYTULAJ, NIE ZAMULAJ 

SobeRave („sober” po angielsku znaczy „trzeźwy”) organizowane przez Martę Markiewicz i Agę Osytek to pierwsze w Polsce party dla każdego, pod warunkiem że nie jest pod wpływem procentów ani dragów. Oczywiście do tej pory nieraz się zdarzało, że np. abstynenci z grupy samopomocowej organizowali przyjęcie z jakiejś okazji, jednak były to na ogół imprezy zamknięte. SobeRave to pełnoprawne klubowe potańcówki, od niedawna organizowane nie tylko w Warszawie, lecz także w innych dużych miastach Polski. Skąd pomysł? – Z potrzeby i doświadczenia – mówi 32-letnia Marta Markiewicz, otwarcie przyznając, że była osobą, jak zaznacza, „w czynnym uzależnieniu” od alkoholu i narkotyków, ale od niemal siedmiu lat jest trzeźwa. Pierwszą taką imprezę zorganizowała spontanicznie, jako przyjęcie niespodziankę z okazji urodzin kolegi, który tak jak ona leczył się z nałogu. W letnie, niedzielne popołudnie na dzikiej plaży nad Wisłą zebrała się 20 abstynentów i didżejów, by wspólnie pośmiać się i potańczyć. A potem przed północą wrócić do domu i obudzić się następnego dnia bez poczucia, że boli głowa albo urwał się film. Tylko tyle i aż tyle. Szybko się okazało, że na trzeźwe imprezy chętnie przychodzą nie tylko osoby mające za sobą doświadczenie uzależnienia, lecz także te, które z jakiegoś powodu nie chcą pić. Sportowcy, jogini, kobiety w ciąży. Z czasem imprezy zyskały sławę i z pleneru przeniosły się do klubów. Dziś bilety wyprzedają się na pniu, a chętni ściągają nawet z sąsiednich krajów. Żeby promować trzeźwy styl życia wśród wielkomiejskiej młodzieży, dziewczyny uruchomiły także sklep internetowy z gadżetami, wśród których jest breloczek „Trzeźwy typ” albo czapka beanie z logo soku w kartoniku. Hasło kolekcji: „Do Hugs. Not Drugs” (polski rymowany odpowiednik mógłby brzmieć: „Przytulaj, nie zamulaj”).

Imprezy czy gadżety to tylko część misji Marty. Główny cel to wyciągnąć alkoholizm ze sfery niedomówień i przestać stygmatyzować osoby uzależnione. – Gdy zaczęłam trzeźwieć, w Polsce żadna znana kobieta nie przyznawała się publicznie do tego, że jest w nałogu. A ja przecież znałam dziesiątki młodych dziewczyn, które potrzebowały wsparcia i autorytetu, żeby wygrać z piciem i ćpaniem, odzyskać kontrolę nad życiem – mówi Marta. Dlatego sama nie chce przemilczać problemu. – Wolę pokazać, że uzależnienie to nie koniec świata, a dla niektórych zerwanie z nim to dopiero początek. Że alkoholiczka to nie pijaczka z ubytkami w uzębieniu, ale młoda sąsiadka czy wykształcona księgowa. Narkomanka to nie zombie ze strzykawką, ale matka, wzorowa studentka czy bizneswoman. Nie mamy się czego wstydzić, bo choroba może się zdarzyć każdej i każdemu z nas – stwierdza. W trakcie pandemii założyła konto na TikToku @mnieteztoboli (80 tysięcy obserwujących). To tu swobodnie opowiada o swojej drodze do trzeźwości, o lękach, deficytach i rozterkach. Na przykład o tym, że mimo kilku lat życia w trzeźwości wciąż ma alkoholowe sny, a właściwie koszmary, w których wydaje jej się, że złamała abstynencję. Albo o tym, jak znowu zaczęła randkować (jest lesbijką) po raz pierwszy na trzeźwo. I dlaczego najlepsze, co mogła dla siebie zrobić w urodziny, to zostać w domu i zamówić pizzę (chroniąc się przed nawrotem choroby). Komentarze: „Nie wiem, czy wiesz, jak dobrą robotę robisz, nagrywając te filmiki”, „Uwielbiam cię oglądać, dziękuję, że jesteś, też jestem osobą uzależnioną, która trzeźwieje”, pokazują, jak bardzo osobom w kryzysie pomaga szczerość Marty. Na profilu instagramowym soberave_pl można znaleźć informacje o nadchodzących trzeźwych wydarzeniach. W kwietniu impreza w Krakowie, a w kolejnych miesiącach w Warszawie i Trójmieście.

PUDROWANIE

Dlaczego kobiece nałogi to wciąż temat tabu? Bo nam nie wypada upić się do nieprzytomności, zawalić pracę, zaniedbać rodzinę czy domowe obowiązki. Jak wiele stereotypów urosło wokół picia kobiet, świadczy chociażby niedawna prześmiewcza wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o tym, że młode Polki nie rodzą dzieci, bo „dają w szyję”. Jak piją kobiety? Tak jak żyją, czyli „elegancko”, dbając o dobre wrażenie. „Udając, że wszystko mają pod kontrolą. Nałóg jest pudrowany i tuszowany. Kobiety po prostu często wstydzą się leczyć” – mówiła mi psychoterapeutka uzależnień Maria Banaszak w rozmowie do książki „Hajland. Jak ćpają nasze dzieci” (wyd. Wielka Litera). Jak wynika z Narodowego Testu Zdrowia Polaków 2022, po alkohol sięga u nas 75 proc. dorosłych kobiet i 86 proc. mężczyzn. Z kieliszka przynajmniej raz dziennie sączy co 10. osoba. Co ciekawe, kobiety o 62 proc. częściej upijają się, jeśli mają wyższe wykształcenie. Za to zdecydowanie rzadziej rozpoczynają leczenie. Ale i tu widać zmiany. Dorota Woronowicz, psychoterapeutka i specjalistka od terapii uzależnień prowadząca Centrum Konsultacyjne AKMED, zauważa, że ten trend pomału zmierza do równouprawnienia. Jeszcze dwa lata temu na grupy terapeutyczne przychodzili niemal wyłącznie mężczyźni, kobiety zdarzały się incydentalnie. Od niedawna tworzą się naturalne parytety – liczba alkoholiczek, które się zgłaszają do ośrodka, zaczęła rosnąć, a raz zdarzyła się grupa, w której stanowiły większość. To znaczy, że odważają się powiedzieć głośno „potrzebuję pomocy” także dzięki działaniu takich osób jak Marta.

NA HAJU W DUBAJU

O tym, jak trudno jest się przyznać przed sobą do problemu, wie doskonale 33-letnia Joanna Skwierczyńska, znana w sieci jako Sober Polish Girl. – Kiedy podczas któregoś z samotnych ciągów alkoholowych przeglądałam YouTube’a, trafiłam na inspirującą treść. Znalazłam przemówienie TEDx Talk, na którym kobiety opowiadały, jak wyszły z alkoholizmu, uporały się z przeszłością i zaczęły żyć na własnych zasadach. Wzruszyło mnie to i przeraziło, bo zdałam sobie sprawę, że mówią też o mnie. Wtedy zrodziło się pragnienie dokonania czegoś podobnego – mówi Joanna. Gdy po terapii poczuła, że odzyskała kontrolę nad życiem i jest wystarczająco silna, by wytrwać w trzeźwości, sama założyła kanał na YouTubie, gdzie opowiada o swoim nałogu. Od kilku miesięcy ma dokumenty, które uprawniają do tego, by mogła towarzyszyć osobie uzależnionej na jej drodze do trzeźwienia. W Londynie, gdzie mieszka od czasu skończenia studiów, przeszła kurs w tamtejszej Recovery Coaching Academy. To brytyjska filia amerykańskiej CCAR – Connecticut Community for Addiction Recovery, w której stworzono autorski program szkoleniowy.  Rozmawiamy online, bo Joanna akurat jest w Dubaju – pojechała tam, żeby zbadać zapotrzebowanie na grupy wsparcia w walce z uzależnieniem. To stereotyp, że w krajach arabskich nie ma z tym problemu. Owszem, lokalsi nie piją, ale Dubaj w ponad 80 proc. jest zamieszkały przez obcokrajowców. Panuje kultura biznesowych brunchy, konferencji i bankietów, podczas których alkohol leje się na potęgę. – W końcu jak
lepiej dopiąć intratny deal, jeśli nie przy butelce drogiego alkoholu? – ironizuje Joanna. – Dodajmy do tego presję na sukces, życie z dala od rodziny i przyjaciół oraz fascynację egzotycznym krajem, gdzie wszystko jest w zasięgu ręki, a recepta na trwanie w nałogu gotowa – podsumowuje świeżo upieczona recovery coach. Dobrze wie, o czym mówi – gdy sześć lat temu ostatni raz odwiedzała Dubaj, jej ciąg alkoholowy trwał miesiąc. – Przyjechałam pracować przy obsłudze Grand Prix i wsiąkłam. Zakochałam się w złotej klatce blichtru, przepychu i niekończących się imprez. Najlepsi didżeje i artyści – wspomina. Przez miesiąc niemal codziennie wracała nad ranem, żeby kolejnego wieczoru powtórzyć ten sam scenariusz. Wróciła do Londynu z ostrym zapaleniem błony śluzowej żołądka. Ale i to nie wystarczyło, żeby nabrała ochoty na zmianę. – Piłam już jako 13-latka, żeby dodać sobie odwagi. Chciałam poczuć się ważna. Prowadziłam rozrywkowe życie, jednak z czasem imprezy zamieniły się w picie w samotności. A to pogłębiło frustrację, stany lękowe i depresyjne – wspomina Joanna. Ostatecznie po kilku próbach zerwania z nałogiem trafiła na stacjonarną terapię leczenia uzależnień. Od trzech lat jest czysta. Teraz chce jako pierwsza w Polsce stworzyć pomocowy program online, który będzie wsparciem i uzupełnieniem klasycznej terapii wychodzenia z nałogu. – Podobnie jak w wielu innych krajach znamy jedną słuszną drogę wychodzenia z nałogu – całkowitą abstynencję. Wiem, że to działa, i popieram to podejście do leczenia. Ale arbitralne i surowe zasady mogą spowodować, że ktoś się przestraszy i nie podejmie próby leczenia wcale. Bo w środowisku osób trzeźwiejących także panuje kultura oceniania, kto trzeźwieje „naprawdę”
– robi program 12 kroków Anonimowych Alkoholików, a kto tylko redukuje szkody – wyjaśnia Joanna. Tymczasem na świecie odchodzi się od radykalnych metod na rzecz podążania za pacjentem i wykorzystywania jego aktualnego potencjału. Rezygnuje się więc ze słów „drinker”, „tippler” czy „junkie” (alkoholik, pijak, ćpun), bo to nie jest wspierający przekaz, na rzecz inkluzywnego języka: osoba z doświadczeniem uzależnienia albo osoba dopuszczająca się zachowań alkoholowych. Dlatego Polish Sober Girl na swoich kanałach udostępnia  e-booki, wykłady, lajfy, grupowe czelendże, np. 30 dni bez alkoholu, pomocne w walce z uzależnieniem, z których może skorzystać każda kobieta. Nie tylko ta, która podjęła decyzję o całkowitej abstynencji, lecz także ta, która próbuje ograniczyć alkohol, wyjść ze współuzależnienia od pijącego partnera lub w ogóle dopuszcza do siebie myśl, że może mieć problem. – Nie narzucam swoich rozwiązań. Chcę indywidualnie 
poznać potrzeby drugiego człowieka i mu towarzyszyć. Dzięki technologii i internetowym narzędziom docieram do osób, które wcześniej w mediach społecznościowych nie zetknęły się z tematem uzależnienia. Dziś mogą czerpać z wiedzy i doświadczenia kogoś, kto przetarł szlaki i przeszedł drogę od nałogowego picia do trzeźwości. Choroba nie musi być życiową porażką, lecz jedynie potknięciem – uważa Joanna Skwierczyńska i dodaje po chwili zastanowienia: – A nawet trampoliną do dalszych sukcesów.

BEZ Brokatu

Dobra wiadomość: coraz więcej kobiet zaczyna to rozumieć. I próbuje, przynajmniej w internecie, zburzyć mur iluzji, często wybudowany własnoręcznie. „Na pierwszym zdjęciu jestem ja. Ładna, mądra, uzależniona kobieta, która ma całe życie przed sobą” – zaczyna się instagramowy blog Alkodramaty, który prowadzi 32-letnia Monika Adamczyk, właścicielka firmy produkcyjnej. Opisuje nie tylko swoje zmagania z uzależnieniem, ale zwraca uwagę na coś, co w social mediach wciąż wzbudza skrajne emocje – na zaburzenia odżywiania. – Jak nie piłam, to jadłam kompulsywne, a jak nie jadłam kompulsywne, to piłam, i tak w kółko. Gdy chłopak mnie zostawił, przytyłam 15 kilogramów w miesiąc. Jestem DDA, czyli dorosłym dzieckiem alkoholików, choć rodzice pili „kulturalnie” wino, drogą whiskey. Problem w tym, że codziennie – opowiada. Ma w tym swój cel: udowodnić, że uzależnienie może dotknąć każdego, niezależnie od statusu majątkowego, płci i wieku. „Zazwyczaj zaczyna się wtedy, kiedy nikt nie widzi problemu w upijaniu się na imprezach, w codziennych browarach. Przecież młodość rządzi się swoimi prawami, prawda? Dopiero teraz widzę, jak zgubne jest to myślenie” – pisze Monika w jednym ze swoich postów. Od dwóch lat nie pije, ale w trakcie trzeźwienia zdiagnozowano u niej depresję. To kolejny temat, o którym chce rozmawiać ze swoimi followersami. Za iloma uśmiechniętymi zdjęciami w social mediach kryje się destrukcyjna triada: alkohol, zaburzenia odżywiania, depresja? – Nikt nie zna naszej historii, póki jej nie opowiemy – mówi Monika. I rzuca pomysł: może zamiast udawać, że życie jest posypane brokatem, zaczniemy mówić o sobie prawdę?