Filmy podobne do „Saltburn” – co warto obejrzeć?

To, że „Saltburn” jest filmem w wielu aspektach udanym to jedno, ale nie każdy sprawnie zrealizowany projekt z marszu staje się obsesją użytkowników social mediów. Tydzień po premierze możemy już niezaprzeczalnie stwierdzić, że druga pełnometrażowa produkcja Emerald Fennell wkradła się w łaski publiczności. W chińskim serwisie hasztag „saltburn” wyświetlono już ponad 900 milionów razy. Czy to sprawka teledyskowych zdjęć Linusa Sandgrena, czy muzyki MGMT i Sophie Ellis-Bextor? A może zgrabnego połączenia elementów, które dobrze znamy już z wielkiego ekranu?

Krytycy i fani przeganiają się w porównaniach do kinowych przebojów sprzed lat. Wspomina się o niespiesznych ujęciach podpatrzonych w „Zwierzętach nocy” i rozpływających się w promieniach słońca kadrach jakby wyjętych z „Tamtych dni, tamtych nocy”. Wielu zauważa gęstą atmosferę „Stokera”, dekadencki klimat zeszłorocznego „Babilonu” czy nawet nawiązania do „Funny Games”. Które filmy najczęściej przewijają się w recenzjach?

„Utalentowany pan Ripley” (1999)

mat. prasowe Miramax

Kto obserwował, jak Matt Damon snuje się za Judem Lawem i Gwyneth Paltrow po plażach Ischii i rybackich wioskach na Wybrzeżu Amalfitańskim, ten natychmiast zrozumie narzucające się nachalnie skojarzenia z „Utalentowanym panem Ripleyem”. Klasyk z końcówki lat 90. to adaptacja książki amerykańskiej pisarki Patricii Highsmith, traktującej o ryzykownej wspinaczce po drabinie społecznej, erotycznej fascynacji i pragnieniu bycia kimś innym. Dziś Emerald Fennell prezentuje znacznie mniej subtelną, ale wciąż zbliżoną, wersję opowieści o pożądaniu i oczarowaniu wyższymi sferami. W wywiadach zaprzecza jednak jakoby inspirowała się historią Tom Ripleya. 

„Nie miałam tego na myśli. Oczywiście Highsmith należy do moich ulubionych autorek, ale bliższa była mi brytyjska tradycja i bardzo specyficzny świat Josepha Loseya, gdzie w konkretnym miejscu zderzają się klasa, władza i seks” – tłumaczyła w rozmowie z Radio Times.

„Obiecująca. Młoda. Kobieta.” (2020)

mat. prasowe Focus Features

Na liście nie mogło zabraknąć pełnoprawnego debiutu angielskiej filmowczyni. „Obiecująca. Młoda. Kobieta.” z Carey Mulligan swego czasu namieszała podczas rozdań branżowych nagród. Fabuła? Główna bohaterka postanawia stawić czoła rzeczywistości pełnej seksualnych nadużyć i mizoginii oraz naprawić krzywdy, jakie spotkały w przeszłości jej przyjaciółkę. Twórczyni obu dzieł uważa, że – wbrew pozorom – mają one ze sobą wiele wspólnego. Co łączy feministyczny thriller o szukającej zemsty Cassandrze z prowokacyjnym gotyckim dreszczowcem o smakującym przywilejów studencie? W obu przypadkach reżyserka nakazuje publiczności opuścić strefę komfortu i przez cały seans nerwowo wciska nas w fotel. 

„Szkoła uwodzenia” (1999)

Columbia Pictures/Getty Images

„Szkoła uwodzenia” wzbudzała dwie dekady temu podobne emocje, co dziś „Saltburn”. Kontrowersyjny scenariusz zdominował rozmowy na szkolnych korytarzach i zdobył statuetki m.in. za najlepszy pocałunek i ulubionego oślizgłego typa na galach MTV i Teen Choice Awards. Obecnie twórcom wytyka się promowanie szkodliwych zachowań, ale nowe spojrzenie na epistolarną powieść „Niebezpieczne związki” Pierre'a Choderlosa de Laclos nadal cieszy się popularnością. Na ekranie Reese Witherspoon, Sarah Michelle Gellar i Ryan Phillippe zostają uwikłani w sieć miłosnych intryg, gdy przebiegłe przyrodnie rodzeństwo decyduje zabawić się kosztem niewinnej córki dyrektora elitarnej szkoły.

„Zabicie świętego jelenia” (2017)

mat. prasowe A24

Według internautów wszystko, co wyszło spod ręki Yórgosa Lánthimosa, przypadnie do gustu widzom zapatrzonym w „Saltburn”. Szczególnie jeśli włączą „Zabicie świętego jelenia”, gdzie jedną z kluczowych ról zagrał nie kto inny, ale właśnie Barry Keogan. Oniryczny thriller greckiego reżysera jest niepokojący od pierwszej do ostatniej sceny. Obok młodego aktora wystąpili Colin Farrell i Nicole Kidman jako poważane lekarskie małżeństwo wystawione na próbę, kiedy w ich poukładanym życiu zjawia się skrywający tajemnicę nastolatek.

„Parasite” (2019)

mat. prasowe Gutek Film

W „Saltburn” bogactwo czyniło bohaterów alarmująco atrakcyjnymi i pociągającymi. A jak było w „Parasite”? Zdobywca czterech Oscarów i canneńskiej Złotej Palmy pokusił się o dogłębniejszą analizę klasowej dynamiki, przedstawiając w pełnej krasie niebezpieczeństwa krzywdzących majątkowych nierówności. Joon-ho Bong w centrum kadru stawia zmagającą się z finansowymi problemami, ale nadzwyczaj zaradną rodzinę Kimów. Sprytni seulczycy korzystają z nadarzającej się okazji i zagarniają coraz więcej przestrzeni w domu zamożnych Parków, stawiając przed widzami pytanie, o to, kto w tej wciągającej historii jest prawdziwym pasożytem.

„W trójkącie” (2022)

mat. prasowe Gutek Film

Jeden z najgłośniejszych filmów ostatnich lat do tej pory jawił się jako obowiązkowa propozycja dla tych, którzy dali się uwieść showrunnerowi „Białego Lotosu”. Znów mamy do czynienia z ironicznym ujęciem uprzywilejowanych elit. Na pokładzie jachtu poznajemy parę influencerów, majętne małżeństwo zarabiające na sprzedaży broni i oligarchów. Sielanka na otwartym morzu szybko przeradza się w chaos. Jeśli do tej pory nie sprawdziliście, co by było gdyby sytuacja na luksusowym statku wymknęła się z ram idealnego instagramowego życia, koniecznie nadróbcie zaległości.

„Bodies Bodies Bodies” (2022)

mat. prasowe A24

Dobraną parę „Saltburn” stworzyć może też „Bodies Bodies Bodies”. Nie znajdziemy tu eleganckich mundurków zdobiących zdegenerowaną oxfordzką śmietankę towarzyską z „Klubu dla wybrańców”. W utrzymanym w klimacie slashera filmie Haliny Reijn przyglądamy się dobrze sytuowanym przedstawicielom generacji Z. Widzowie śledzą grupę młodych imprezowiczów, która w odosobnionej posiadłości Westchester oddaje się weekendowym rozrywkom. Z ukosa spogląda na nich też outsiderka Bee, różnica się od współtowarzyszy zasobnością portfela i rodzinnymi koneksjami. Przednią zabawę przerywają narastające awantury i... morderstwo z zimną krwią. Brzmi znajomo?

Co jeszcze przemówi do fanów „Saltburn”? Na szansę zasługuje „Powrót do Brideshead”, w którym pierwszoroczny student Oxfordu zaprzyjaźnia się z młodymi arystokratami, a także „Przejścia” z motywem miłosnego trójkąta. Psst, oba filmy łączy postać Bena Whishawa. Nie zawiodą was też przeciwstawiające się społecznym normom „Na śmierć i życie”.