W moim przypadku pytanie powinno brzmieć: dlaczego zaczęłam tak późno? Sport był w moim życiu od zawsze. Klasa sportowa w podstawówce, a tam treningi z siatkówki, koszykówki, lekkoatletyki, unihokeja, a zimą narty. W liceum i na studiach znów siatkówka. A potem długo, długo nic. Samo bieganie na kilkukilometrowe dystanse nigdy mnie nie interesowało. Bo po co? Przecież lepsze są gry zespołowe. Poranny jogging w samotności to nie moja bajka. Jednak w końcu nadszedł czas na zmiany.

To nie tak, że pewnego ranka obudziłam się i stwierdziłam "zaczynam biegać". Sprawa była bardziej skomplikowana. Kilka lat temu wykryto u mnie przeciążenie stawu kolanowego. Ja? W sile wieku? Do emerytury jeszcze mi daleko i nigdy nie miałam nadwagi. Do dzisiaj nikt nie jest w stanie powiedzieć mi dokładnie, dlaczego trafiło akurat na mnie. Na dłuższy czas wszelkie aktywności fizyczne były zakazane. Jak miałam trenować boks tajski (taka zachcianka), skoro kolana bolały mnie przy zwykłym chodzeniu? Ortopeda zgodził się jedynie na jazdę na rowerze. Na początku nawet mi to pasowało. Pytana o to, czy chcę pójść na trening biegowy, czy zawody zawsze odpowiadałam: "lekarz mi zabronił!". W krótkim czasie zostałam przysłowiowym couch potato, tylko zamiast wcinania ziemniaczanych czipsów namiętnie podjadałam nachosy z guacamole. Kto mógłby się temu oprzeć? Na pewno nie ja ;)

Jednak cierpliwość musiała się kiedyś skończyć, zwłaszcza wtedy, gdy nie mogłam wbić się w swoje ukochane dżinsy, a kiedyś płaski brzuch wyglądał jak zbiór oponek.... Codzienne oglądanie superszczupłych modelek w pracy również nie poprawiało humoru. Ja, która chlubiłam się tym, że nigdy nie byłam na diecie (naprawdę!), zaczęłam panikować, bo nie wiedziałam jak szybko zgubić te dodatkowe centrymetry.

Poszłam na siłownię - jednak to nie dla mnie. Nawet nie wchodźmy w szczegóły. Zumba - bez komentarza. Grupy fitnessowe mające w nazwie "płaski brzuch" przyciągały mnie niczym magnes, ale co z tego, skoro większość zajęć była nudna jak flaki z olejem, a po workoucie szłam z koleżankami do knajpy i jadłam co chciałam, czyt. wszystko co niezdrowe. Musiało minąć kolejnych kilka miesięcy, żeby wreszcie znaleźć ulubione ćwiczenia (m.in. pole dance) i odkryć na czym polega zdrowe jedzenie. Oczywiście nadal zdarza mi się podjadać, jeść pizzę, frytki, czy hamburgery (czego potem straaasznie żałuję), przez co jeszcze trochę mi brakuje do figury modelki Victoria's Secret. Jestem tylko człowiekiem, a pokusy są wszędzie! Jednak fakt jest faktem, cieżka praca się opłaciła. 

fot. instagram ewa_elle

To co z tym bieganiem? Brak medali z półmaratonów, nie mówiąc już o maratonach, nigdy nie stanowił dla mnie problemu. Do pewnego czasu. Niedawno zapisałam się z koleżankami na jeden z biegów survivalowych. Udało mi się go zaliczyć, ale pojawił się problem. Co z tego, że potrafię podciągnąć się na linie, przejść przez bagna z kilkunastokilogramowym workiem, czy przeczołgać się po błocie pod drutem kolczastym, skoro ledwo daję radę przebiec trochę ponad 5 kilometrów? Biegam od kilku miesięcy, ale niestety nie widzę efektów (oprócz coraz większego bólu w kolanie i trudności z oddychaniem). Czy uda mi się wejść na poziom wyżej i zaliczyć dystans na poziomie 10 kilometrów? Zobaczymy!

#LepszaJa

Jeśli też macie ochotę zacząć biegać, albo znów mieć na koncie "dychę", tym razem z lepszym czasem, dzielę się z Wami swoim planem treningowym i dietetycznym. Oba przygotowali specjaliści - Jakub Wiśniewski i Kuba Czaja

Odwiedź inne biegowe blogi redakcji ELLE!

Dołącz do akcji #lepszaja z Nike - pobiegnij z redakcją ELLE!!!