„Tylko nie ty” – nowe otwarcie dla komedii romantycznych?

Komedie romantyczne nie miały w ostatnich latach dobrej passy. Choć wśród nowości proponowanych przez platformy streamingowe zdarzały się tytuły, dzięki którym subskrybenci byli skłonni uwierzyć w miłość, większym sentymentem i tak darzyli klasyki z minionych dekad. Fakt, filmy z lat 90. czy 2000. mają nieodparty urok. Nawet w Hollywood słychać głosy, że dziś brakuje na rynku scenariuszy na miarę przebojów „Harry poznał Sally”, „Notting Hill” czy „Cztery wesela i pogrzeb”. Jacob Elordi otwarcie przyznał, że czas spędzony na planie trylogii „Kissing Booth” uważa za stracony. Kate Hudson ostrzegała, że wśród jej kolegów po fachu brakuje chętnych do pocałunków w deszczu i pogoni za ukochaną na lotnisko. Także kinomani jeszcze niedawno nie kwapili się, aby pędzić do zaciemnionych sali, kiedy na afisz wchodziła kolejna podnosząca na duchu opowiastka o gorących uczuciach. Właśnie dlatego 150 milionów dolarów wpływu ze sprzedaży biletów, jakie zanotowało „Tylko nie ty”, jawi się jako duże zaskoczenie i szansa dla podupadłego gatunku. Jeśli wytwórnie uwierzą w zwrot z inwestycji, być może wyłożą większe kwoty dla twórców rozkochanych w romansach. Pozostaje pytanie, skąd tak duże zainteresowanie filmem.

„Tylko nie ty” – o czym jest kinowy hit z Sydney Sweeney i Glenem Powellem?

W Stanach Zjednoczonych „Tylko nie ty” zadebiutowało na wielkim ekranie w okresie świątecznym, przez co zaliczyło niemały falstart. Na szczęście po zakończeniu grudniowej krzątaniny widzowie wpadli w romantyczny nastrój i zaczęli szukać w repertuarze propozycji skrojonych pod nadchodzące walentynki. Po słabym otwarciu przyszło więc frekwencyjne i finansowe odbicie. Film zebrał co prawda mieszane recenzje, ale publiczność doceniła poczucie humoru Willa Glucka („Łatwa dziewczyna”, „To tylko seks”) oraz aktorskie zdolności Sydney Sweeney i Glena Powella

Nowa komedia romantyczna to historia z pozoru idealnej pary, która w rzeczywistości nie darzy się zbytnią sympatią.

Po perfekcyjnej pierwszej randce dochodzi do zgrzytu, przez który relacje Bei i Bena stają się lodowato chłodne. Pech chciał, że los znów połączył tę dwójkę na przyjęciu weselnym w Australii. Wbrew rozsądkowi bohaterowie postanawiają udawać przed resztą gości, że przyjechali tam razem jako szczęśliwi zakochani. Co może z tego wyniknąć? Na pewno należy spodziewać się nieco pikanterii, bo tytuł otrzymał najwyższą kategorię wiekową. Niestety polscy miłośnicy komedii o miłości będą mieli okazję obejrzeć film dopiero 1 marca. Na razie pozostaje nam śledzić opinie zagranicznych widzów.