Herbata ze śniegu podczas postoju na Płaskowyżu Łomonosowa. fot. archiwum prywatne

HERBATA ZE ŚNIEGU

W wędrówce przez śniegi i lód jest sporo czasu na przemyślenia. Dziewczyny idą osobno godzinami, więc każda jest sama. Kasia docenia przebywanie samej ze swoimi myślami i wcale nie przeszkadza jej cisza. Agnieszka zauważa, że ożywają przytłumione przez miejski zgiełk zmysły słuchu, dotyku i smaku. Poznaje swoje granice – do jakiego momentu może iść dalej i podjąć ryzyko. Ewa pierwszy raz w życiu łapie się na tym, że ma pustkę w głowie, jakby wpadła w głęboką medytację. Uśmiecha się do siebie: „Wokół ogromna przestrzeń, na twarzy wiatr, zimno. A ja czerpię z tego przyjemność. Odczuwam, że żyję”.

To rekompensata za bardzo ciężkie warunki. Życie kurczy się do fizjologii i podstawowych czynności: stopić śnieg, zjeść śniadanie, złożyć namiot, spakować się, iść, rozłożyć namiot, stopić śnieg, zrobić kolację, pójść spać. Jak zrobić herbatę ze śniegu? Zebrać śnieg do garnka, czekać 45 minut, aż się zagotuje, wrzucić torebki z herbatą i gotowe. Kuchnia? W przedsionku namiotu dziura, a w niej kuchenka, palnik i butelka z paliwem, osłona i garnek. Toaleta? Zdjąć szybko to, co potrzeba, i równie szybko włożyć. Mycie? Nie ma mycia. Jest za zimno, rozebranie się graniczy z cudem, i nawet nie wolno, bo skóra od wody stanie się wilgotna i może szczypać, boleć. Do podstawowej higieny niezastąpione są mokre chusteczki, które też zamarzają, więc trzeba nosić je w kieszeniach polaru, przy ciele. Mróz zabija przykre zapachy, śmieci jadą na saniach w workach. I też zamarzają.