Dziwaczka, która ostatnie 20 lat życia spędziła, nie wychodząc z domu. Dama w bieli (nosiła wtedy wyłącznie białe suknie). Nadwrażliwa, histeryczna, owiana tajemniczą, mroczną aurą. Patronka zbłąkanych, rozemocjonowanych, artystycznych dusz. Ulubienica Nicka Cave’a, Patti Smith i Florence Welch. Jedna z najwybitniejszych amerykańskich poetek sławę i uznanie zdobyła dopiero po śmierci. Dziś o takich mówi się „freak”. Emily Dickinson dorastała w zamożnej rodzinie prawnika i członka amerykańskiego Kongresu w Amherst w stanie Massachusetts. W domu panowały surowe kalwińskie reguły, na których straży stała jej matka. To ona od dziecka przygotowywała Emily do roli żony i matki. Z mizernymi skutkami, bo córka miała na siebie inny pomysł. Od pieczenia chleba i haftowania
bardziej interesowały ją nauka, botanika, filozofia, literatura. Uwielbiała Dickensa, siostry Brontë, poezję Williama Blake’a. Ojciec przymykał oko na jej wybryki, ale żeby córka została poetką i okryła hańbą całą rodzinę? Tego było za wiele. Mimo osadzonej w XIX-wieku fabuły „Dickinson” daleko
jednak do klasycznych kostiumowych adaptacji. Scenografia z epoki idzie w parze z na wskroś współczesnymi dialogami i ścieżką dźwiękową (wykorzystano utwory gorących teraz artystów, jak raper A$AP Rocky czy Billie Eilish). Atutem serialu są też fragmenty wierszy poetki w doskonałym tłumaczeniu Stanisława Barańczaka. To świetna okazja, żeby zapoznać się z twórczością poetki, której przesłanie wciąż pozostaje niezwykle aktualne. Zwłaszcza dziś, w tak niepewnych czasach.

Marta Krupińska

Materiał ukazał się we wrześniowym numerze ELLE 2020