Wyobraźmy sobie, że jutrzejszy dzień będzie cały w duchu radykalnej akceptacji. Co by to znaczyło? Jak inny byłby od dzisiejszego? Jak inni bylibyśmy my? Opowiem wam na moim przykładzie. Otóż jutro jest weekend, a ja wybieram się na warsztaty pracy z ciałem i głosem. To pierwsza sobota i niedziela w tym roku, które wreszcie przeznaczam na rozwijanie siebie. To jednak nie przeszkadza mojemu krytykowi wewnętrznemu mówić, że powinnam wreszcie odpocząć, a nie planować kolejne rzeczy. W nurcie radykalnej akceptacji tę myśl najpierw bym zauważyła, a potem z pomocą życzliwości zamieniłabym na coś czułego, bo z tych dwóch skrzydeł składa się właśnie radykalna akceptacja. Czyli zamiast mówić sobie: „Ty to potrafisz sobie upchać nawet w wolny weekend coś. Nie dbasz o siebie i innych itd.”, mówię sobie: „Zauważam złość na siebie, nie uciekam od niej, ale też pod nią zauważam troskę o czas dla mnie i dla rodziny”. Życzliwie tłumaczę więc sobie, że ten warsztat to wyraz dbałości o siebie samą. Głos wewnętrznego krytyka nie omieszka też wspomnieć, że na warsztacie na pewno pojawi się we mnie wstyd. Obudzi się ocena siebie, swojego głosu, ciała, ruchów oraz ocena innych, a także porównywanie siebie z innymi. O tym krytyku trzeba pamiętać, kiedy wkraczamy na ścieżkę rozwoju. To głos lęku mówiący o tym, co robimy nie tak, czego powinniśmy się wstydzić i jak szybko z tej ścieżki uciekać. Dlatego też szykując się do jutrzejszych warsztatów, wiem, że obydwie te siły: uważność i życzliwość, będą moimi sprzymierzeńcami otulającymi lęk i opór.

Solidna konstrukcja
Radykalna akceptacja opiera się na dwóch filarach. Pierwszy to uważne i świadome dostrzeganie tego, co jest (ang. awareness). Zauważanie i sprawne nazywanie tego, co czujemy, widzimy i myślimy. Nie może być ono wybiórcze i kierować się wyłącznie tym, co sprawia nam przyjemność. Powinno być całościowe, bo chodzi o to, żeby dostrzec i być ze wszystkim, co się pojawia. Nie tylko z tym,  co łatwe i miłe, ale również z tym, co jest dla nas niewygodne, trudne albo stanowi wyzwanie. Nie manipulujemy doświadczeniem, tylko przyjmujemy je dokładnie takim, jakim jest. 
Drugi filar to życzliwa obecność (ang. compassion), która jest jak kochająca matka, czule obejmująca to, co trzyma w ramionach. Solidna konstrukcja, którą dają te dwa filary, otwiera przed nami możliwości przechodzenia przez życie pełniej, spokojnej i odważniej. Intencjonalnie nie piszę: łatwiej, bo nie sądzę, żeby to było łatwiejsze. Samoświadomość nie jest łatwa. To trochę jak z myciem okna, przez które patrzymy na świat. Uważność sprawia, że widać więcej, często rzeczy, których wcześniej nie dostrzegaliśmy tak wyraźnie, i też takich, które nie do końca akceptujemy. Stąd drugi filar, 
czyli potrzeba czułości i życzliwości, żeby ten widok za oknem czule objąć obecnością. Gdyby tylko korzystać z pierwszego filaru, to w przypadku smutku, wściekłości czy radości bylibyśmy świadomi tego, co się z nami dzieje, ale moglibyśmy i tak powędrować w stronę obwiniania siebie lub innych. To właśnie „compassion” daje potencjał leczącej obecności. Nie wpadamy w pułapkę odpychania, zaprzeczania czy obwiniania innych o to, czego doświadczamy. Zatrzymani w uważności obejmujemy siebie miłością. A z miłością nic nie wygra. Jak pisze Tara Brach, amerykańska psycholożka, założycielka Insight Meditation Community w Waszyngtonie i autorka wielu książek: „radykalna akceptacja pomaga nam zaleczyć ranę i pójść dalej, wolnymi od nieświadomych mechanizmów autonienawiści i obwiniania”. Tyle tylko, że pierwszy krok zmiany to akceptacja tego, co jest, tego, kim jesteśmy, co w sobie lubimy i czego nie lubimy. Dopiero po zrobieniu tego kroku zmiana jest możliwa.

Do samego źródła
Dlaczego to musi być radykalny ruch? Słowo „radykalny” pochodzi z łacińskiego słowa „radix”, które znaczy sięgający korzeni albo źródła. Oznacza to, że radykalna akceptacja pozwala nam powrócić do tego, kim tak naprawdę u źródła jesteśmy. Powrócić do myśli, że jesteśmy miłością. Przypominanie sobie tego pomaga nam szybciej naprawiać błędy, mierzyć się z niedoskonałością, uczyć radzić sobie z wyzwaniami i być w dobrej relacji z drugim człowiekiem. Pytanie tylko, czy wierzymy w to, że człowiek jest u swojej podstawy dobrą istotą, która czasem błądzi? Jeśli tak, to jest to znakomity punkt startu. Jeśli jednak nie, to zalecam najpierw pracę nad tym obszarem, żeby dojść do punktu, w którym wiem, że w głębi serca jestem dobrym człowiekiem, który czasem dokonuje niewłaściwych wyborów. To skoro już wiemy, czym jest radykalna akceptacja, przybliżmy sobie błędne przekonania na jej temat, czyli powiedzmy, czym radykalna akceptacja nie jest. Wiele osób myśli, słuchając o niej, że to: koloryzowanie czarnego na białe, słodka niedojrzała naiwność, zgoda na miernotę lub prosta droga do samouwielbienia. Nic bardziej mylnego, ale po kolei:

1 Koloryzowanie

Uważne bycie z tym, co przyjemne i komfortowe, jest rzeczywiście łatwe. To jakoś samo przychodzi. Ale uważne bycie z akceptacją w dłoni z tym, co nieprzyjemne, trudne i niełatwe, już jest wyzwaniem. I właśnie szczególnie w takich momentach obejmowanie życzliwością siebie, sytuacji, innych osób jest aktem wielkiej siły i odwagi. Zauważenie tego, co jest, z akceptacją takim, jakie to jest, nie zmieni danej sytuacji jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zmienia jednak nasz sposób patrzenia na tę sytuację. Czyli oznacza to, że kiedy tracę pracę, to zauważam w sobie lęk o przyszłość, złość, frustrację, ale też może jakąś ulgę. Do tego życzliwie staram się siebie samą wspierać i być swoim własnym przyjacielem, bo tak łatwiej jest znosić te trudy. Ale wciąż strata pracy to strata pracy. Nie koloruję rzeczywistości, nie upiększam, ale dokładniej dostrzegam jej barwy. 

2 Słodka naiwność

Aż sprawdziłam w słowniku, jak definiujemy słowo „naiwny”. Definicja brzmi tak: „odznaczający się zbytnią łatwowiernością, szczerością, niemający doświadczenia, sprytu; dziecinny, łatwowierny, głupi”. Czyli osoba, o której można powiedzieć, że łatwo wierzy, nie mając doświadczenia, a może nawet można pomyśleć, że jest po prostu głupia. Szkodliwość takiego przekonania jest ogromna i sięga dużo dalej, niż nam się wydaje na pierwszy rzut oka. Ona może pociągać za sobą przekonanie, że takiej osobie da się „wcisnąć” wszystko, a to nie jest prawda. Radykalna akceptacja nie odbiera IQ ani zdolności wyciągania wniosków czy stosowania krytycznego myślenia umożliwiającego analizę sytuacji. To postawa miękkości i czujności na to, co przychodzi. Potrafi ona współistnieć z inteligencją, którą Howard Gardner, amerykański psycholog, specjalista z dziedzin psychologii kognitywnej i psychologii uczenia się, opisał jako logiczno-matematyczną. Można być inteligentnym, doświadczonym człowiekiem, który do wszystkiego: siebie, innych i życia w ogóle, podchodzi uważnie i z czułością. 

3 Akceptowanie mierności

Nic bardziej mylnego. Życzliwe towarzyszenie sobie czy innym nie oznacza bezwarunkowej zgody na to, co jest, szczególnie jeśli to nam nie odpowiada. Nie oznacza akceptacji bez możliwości zmiany. To się da pogodzić. Bo można jednocześnie akceptować siebie i rozwijać swoje kompetencje. Można akceptować to, że COVID kazał nam pracować z domu, i jednocześnie czuć z tego powodu frustrację oraz szukać rozwiązań pomagających rozsądnie podzielić przestrzeń między domownikami. Można jednocześnie akceptować to, jak sytuacja wygląda teraz, a jednocześnie pracować nad tym, by ją zmienić. To się nie wyklucza. Na tym właśnie polega cała moc radykalnej akceptacji. 

4 Samozachwyt i utrata kontroli nad sobą

Choć tego drugiego wszystkim by się nam trochę przydało, to ta pierwsza część nam nie grozi. Część osób się boi, że osiągną stan samouwielbienia, i uznają, że są tak pełni wszystkiego, co wspaniałe, że niczego nie potrzebują zmieniać. A wtedy cele i plany legną w gruzach. Awans się nie wydarzy, zdrowe żywienie spełznie na niczym, a chęć pracy terapeutycznej odbije się od perfekcyjnego spojrzenia na siebie. Uspokoję, że podobnie jak w punkcie trzecim, radykalna akceptacja ma w sobie zdolność pomieszczenia zachwytu nad sobą, rozczulenia nad własną niedoskonałością i jednoczesnej gotowości do zmiany. Zmiany, która sprawi, że będziemy lepszymi dla siebie i innych. Tu nie ma przestrzeni na pobłażliwość czy odpuszczanie. Tu jest miejsce na wzrost, tyle tylko, że otulony uważnością i życzliwością. A to, co nimi podlewamy, bujnie rośnie. 

To nawet lepiej
Ćwiczenie radykalnej akceptacji jest dla mnie najtrudniejsze, kiedy rzeczy we mnie czy dookoła nie idą po mojej myśli. Dla was to też chyba żadna nowość. Nowością jednak może być to, co stosuję od kilku lat za poradą mojej koleżanki. Otóż za każdym razem, kiedy dzieje się coś trudnego, powtarzam sobie:  „To nawet lepiej” i szukam powodu, dla którego rzeczywiście jest lepiej. Stosuję to, kiedy klient odwołał szkolenie, rozchorowałam się, wypadła mi plomba, pokłóciłam się z bliskimi itd. To początkowo zabawne ćwiczenie mentalne, z czasem przerodziło się w potężne stwierdzenie pomagające mi nawet w najtrudniejszych momentach. Wymusza na mnie nie tylko akceptację tego, co jest, ale też dostrzeżenie, że to niesie dla mnie jakąś wartość. I jeśli nie widzę jej od razu (a musicie wiedzieć, że często nie widzę), to po jakimś czasie odnajdę argument przemawiający za tym, że to jednak lepiej, że stało się, jak się stało. Dlatego chcę wam zadać zadanie domowe, polegające na tym, że kiedy tylko go przeczytacie, przez godzinę na wszystko, co się wam przydarzy, mówcie „to nawet lepiej”. Zobaczcie, jaki jest wasz świat oglądany przez taki pryzmat. A jeśli wam się nie spodoba, to nawet lepiej, bo będziecie wiedzieć, że to narzędzie nie dla was. Kończę pisać ten tekst po dwóch dniach warsztatów pracy z ciałem i głosem. To co, chciałabym wam przekazać jako puentę, to fakt, że w każdej technice, ćwiczeniu, rozmowie, którą przeprowadziłam podczas zajęć, przebijały się dwa wątki: bycie tu i teraz oraz czułość do siebie. Mam wrażenie, że radykalna akceptacja jest niezbędna zawsze: podczas pisania tekstu, robienia obiadu, jazdy samochodem czy prowadzenia negocjacji. Ona ma moc transformacji. Trzeba tylko sobie na nią pozwolić. Tyle i aż tyle.

Postawa radykalnej akceptacji to postawa przyjacielskiej, szczerej, uczciwej i życzliwej obecności, która charakteryzuje się troską i przyjmowaniem 
rzeczywistości taką, jaka ona jest. To nie jest pobłażanie, ignorowanie i naiwne unoszenie się na chmurce iluzji. To solidna, trudna i nielinearna droga do budowania wewnętrznej siły, żeby radzić sobie z tym, co przynosi życie. Tara Brach w książce „Radykalna akceptacja” pisze o kształtowaniu takiej postawy wobec siebie i życia, która jest wspierająca, zbudowana w oparciu o miłość, a nie lęk. Bo kiedy czujemy lęk, to sztywniejemy, dosłownie i w przenośni. To samo dotyczy naszych umiejętności poznawczych. Tracimy wówczas dostęp do kreatywności, innowacyjności, otwartości, budowania zaufania. Jesteśmy w trybie przetrwania, a nie pełnego potencjału.

WRZESIEŃ–LISTOPAD 2021 Focus Coaching