Węch

Kiedy zbliża się kolejna pora roku, to najpierw ją czuję. Lato ma zapach ciepłego powietrza, kojarzy mi się z młodą kapustą, którą moja mama gotowała, kiedy byłam mała. Jesień to palone drewno, smog w Warszawie. Zima – chłodna, kłująca w nos. Pamiętam, że przy moim bloku, w którym mieszkałam jako dziecko, rosły bzy. Od września czekałam już, aż poczuję ich zapach.

Smak

Ulubiony to kwaśny, ale przełamany, wyważony. Wybierając kierunek podróży, zawsze zwracam uwagę na to, jakie w danym miejscu są smaki i czy jest tam wegetariańskie jedzenie. Pod tym względem krajem, po którym najgorzej mi się podróżowało smakowo, był Tadżykistan, gdzie wszystko gotowano na mięsie. 

Wzrok

Mam bardzo dobry i może dlatego jest mi on tak bliski, ale dostrzegam, że moja percepcja wzrokowa ewoluuje. Kiedyś byłam bardzo niecierpliwa, zmieniałam miejsca, wystawiając się na coraz to nowe bodźce. Bliski był mi brutalizm i taka „brudna” estetyka. Obskurne warzywniaki, przejścia między blokami, trzepaki, ławki – do dziś lubię przechadzać się po takich miejscach może dlatego, że przypominają mi dzieciństwo w Warszawie. Ostatnich 10 lat spędziłam w dużej mierze w Paryżu, ale jego architektura nigdy nie była moją ulubioną. Monochromatyczność i ozdobność Haussmannskich budynków uważam za coś „na wyrost” (Georges-Eugène Haussmann był odpowiedzialny w XIX wieku za urbanistykę Paryża – przyp. red.). Mam w sobie bunt przeciwko perfekcji i dążeniu do niej. Od kiedy żyję w górach, zaczęłam zwracać się bardziej ku naturze. Podoba mi się to, że codziennie widzę ten sam, a jednocześnie za każdym razem inny widok. To mnie ugruntowuje.

Słuch

Krajobraz dźwiękowy miejsca, w którym mieszkam, to cisza – czasem słychać koty, a latem ptaki. Wszystko jest jak zawieszone, co mi się podoba po latach spędzonych w miastach i na słuchaniu karetek na sygnale. Mogłam być w tylu miejscach w ciągu tygodnia, by stracić już orientację, gdzie mieszkam, ale gdy przejeżdżał ambulans, od razu umiałam się odnaleźć, bo w każdym kraju karetki brzmią inaczej. A tu nad jeziorem jest spokój i to jest wspaniałe.

Dotyk

Potrzebuję go, dodaje mi energii. Najlepszy masaż w życiu miałam właśnie w Tadżykistanie, gdzie odwiedziłam miejscowe sanatorium. Jest we mnie duża potrzeba przytulania się. Jeśli ktoś ma psa lub kota, to – oczywiście za zgodą zwierzęcia – lubię je wygłaskać. Razem z moim chłopakiem szykujemy w garażu naszego domu schronisko dla tutejszych kotów. Jest ich 12, to szylkretowe trikolory. Bardzo dostojnie wyglądają, są piękne, dzikie i… niestety wcale nie chcą się przytulać.

Intuicja

Kiedy mój chłopak Wladimir Schall dostał propozycję skomponowania muzyki do spektaklu Krystiana Lupy „Balkony – pieśni miłosne”, intuicja podpowiedziała mi, żeby zrezygnować na półtora miesiąca z innych prac i pojechać z nim w roli tłumaczki. Akurat tak się zdarzyło, że była potrzebna aktorka do roli Płaczki, więc bardzo się cieszę, że mogłam ją zagrać. Przedstawienie jest oparte na tekstach Federica Garcíi Lorki i Johna Maxwella Coetzeego. To była niesamowita przygoda, podpatrywać, jak pracuje Lupa. Teatr jest ulotny, a przy tym dziwny i tajemniczy. Zaprosiłam na pokaz przedpremierowy babcię i kiedy na scenie rozpoznałam wśród odgłosów dochodzących z widowni jej kaszel, bardzo przejęła mnie jej obecność. Nie spodziewałam się, że to wywoła we mnie takie wzruszenie.