Magia w blasku księżyca

"Magia w blasku księżyca", reż. Woody Allen, fot. materiały prasowe


Aż trudno uwierzyć, że dopiero teraz okazało się, że Colin Firth tak idealnie pasuje do filmów Woody Allena! Zrzędliwy niedowiarek, ukryty za definicjami i zdroworozsądkowym brakiem nadziei, nieśmiały nieudacznik – typowy allenowski bohater. Firth gra światowej sławy iluzjonistę, który jak nikt nabiera widownię na efektowną magię, u podstaw której stoi po prostu doskonałe przygotowanie techniczne. Wszyscy to wiemy, nikt nie wierzy iluzjonistom, a jednak publiczność szeroko otwiera oczy z zachwytu. Są lata 20. XX wieku i francuska arystokracja uwielbia urządzać w swoich bogatych pałacykach seanse spirytystyczne. I właśnie taką spirytystkę, medium, ma zdemaskować Stanley, czyli iluzjonista. On przecież umie nabierać, więc wie, jak to się robi. Cudownie zestawieni Colin Firth i przepiękna Emma Stone, która niesamowicie bawi się swoją rolą. Jej medium nie jest uduchowioną, bladą, mdlejącą panną, tylko przenikliwą, dobrze czytającą ludzi, a nie duchy, dziewczyną z fajnym poczuciem humoru. Z tych zderzeń: pokoleń, humoru i zrzędliwości, wiary i wątpliwości, miłości i wyrachowania wyjdzie naprawdę przyjemna komedia, w bardzo allenowskim stylu. Z magią, blaskiem i księżycem w dawkach tak niewytrzymywalnych, że aż przyjemnych.