"A.I. Sztuczna inteligencja", "Sherlock Holmes", "Holiday", "Wróg u bram", "Król Artur: Legenda miecza", "Grand Budapest Hotel", "Anna Karenina", "Bliżej", "Alfie", "Wzgórze nadziei", "Utalentowany pan Ripley" - lista z popularnymi filmami, w których mogliśmy zobaczyć tego aktora jest bardzo długa i gdy przyjrzymy się tym tytułom to szybko stwierdzimy, że ten wachlarz ról jest ogromny. A jednak Jude Law nadal kojarzy się widzom głównie z intrygującymi kochankami. Wyjątkiem może być głośna postać papieża (choć i tam ze swojej urody chętnie korzystał) oraz najnowsza w "Gnieździe" autorstwa Seana Durkina. Tutaj jego atrakcyjność i urok sprawią również spore kłopoty.

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze, a nawet więcej, widzom może spodobać się mąż, który co rano budzi żonę kubkiem kawy, zawodzi dzieci do szkoły, bawi się z nimi np. grając w piłkę i dba o dom. Brakuje tylko jednego... Rory nie pracuje, a raczej przesiaduje w swoim biurze. Nagle, w idealnym momencie, pojawia się nowa oferta pracy. Jedyny minus to przeprowadzka z USA do stolicy Wielkiej Brytanii. Tam mężczyzna odżywa i nagle dowiadujemy się zaskakujących rzeczy - para ma mieszkanie na Manhattanie (a przecież pokazywane były ujęcia małego miasteczka i życia na poziomie klasy średniej) i obraca się w towarzystwie, gdzie na porządku dziennym zakłada się wieczorowe suknie i smokingi. Wydawałoby się, że początek ich życia w Londynie świetnie się zaczyna - Rory wynajmuje ogromną posiadłość pod miastem, kupuje pełnokrwistego konia dla żony, a dzieci zapisuje do drogich szkół. I nagle wszystko okazuje się być tylko domkiem z kart, bo główny bohater to po prostu wieczny kłamca szukający interesu życia. Tak bardzo pragnie być na szczycie, że wpada w spiralę kolejnych wyssanych z palca opowieści. Jak to się skończy? Na pewno niezbyt dobrze...

serwis prasowy

"Gniazdo" wciąga od pierwszych chwil, bo od razu mamy wrażenie, że wszystko jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Kolejne pytania tylko się piętrzą. Zwłaszcza, gdy cała rodzina trafia do nowego świata, a Rory bryluje opowiadając wszystkim bajki, jak to mu się powodzi. Jednak prawda szybko wychodzi na jaw, a prawdziwym spoiwem i bezpieczną przystanią jest Allison (genialna Carrie Coon, która po dwóch latach przerwy wraca na ekrany kin). Od samego początku wiadomo, że ten dramat rodzinny nie pozostanie bez echa. Żona pozwala Rory'emy na kolejne przeprowadzki i gonitwę za pieniędzmi, choć tak naprawdę wszyscy wiedzą, jak to się skończy. "Chce być dobrym ojcem dla moich dzieci, żeby niczego im nie zabrakło" - mówi bohater w rozmowie z kierowcą taksówki. "To minimum, które możesz im dać" - odpowiada tamten. Tylko czy Rory w końcu to zauważy? Najważniejszy jest dla niego status i to co może kupić za pieniądze. Robi tylko wokół siebie niepotrzebny szum, stawiając siebie na piedestale. Nie zauważa, że wszyscy go rozgryźli, również szef i koledzy z pracy. Tak naprawdę mężczyzna nigdy nie będzie zadowolony ze swojego życia, zawsze będzie mu mało, a porażki są według niego tylko i wyłącznie wynikiem trudnego dzieciństwa. Choć Jude Law często serwuje nam swój słynny uśmiech widać od razu, że to śliski typ, któremu nigdy nie zaufasz, a jego tłumaczenie, że robi to dla najbliższych to po prostu ściema. Najważniejszy jest on. Jednak nie jest to "one man show". Przyćmiła go wspomniana Coon, to na nią liczy widz, a jej gra jest po prostu doskonała. Gdy jej bohaterka w końcu pęka, robi to spektakularnie wbijając przy tym ogromną szpilę swojemu partnerowi.

Gęsty klimat tej historii podbijają zdjęcia Mátyása Erdély'ego ("Syn Szawła", "Schyłek dnia") i ścieżka dźwiękowa Richarda Reeda Parry'ego ("Boyhood", "Veronica Mars", "Sekretne życie Waltera Mitty"), przypominająca złoty okres popu z lat 80.