Kachetti. fot. serwis prasowy

Kaukaska cza-cza-cza

Kaukaskie pięciotysięczniki są rajem dla trekkingowców. Popularną bazą wypadową są okolice miasta Stepancminda na północy (3 godziny busem od Tbilisi). Tamtejszy szlak wiedzie na górę Kazbek (5047 m n.p.m.), prowadząc obok XIV-wiecznego kościoła i klasztoru św. Trójcy (2400 m n.p.m.). Widoki są nieziemskie!

Nasza grupa jest wybitnie nietrekkingowa, więc jedziemy na wschód od Tbilisi, do prowincji Kachetii (ok. 2 godz. jazdy). Góry są tu mniej spektakularne, ale region ma inną specjalność – słynie z wyrobu wina. Mijamy senne wioski z kamiennymi domkami, których centrum jest sklep, tradycyjnie oblężony przez mężczyzn. Lądujemy w zabytkowym, malowniczym miasteczku Signachi. Gości nas John Wurdeman właściciel winiarni The Pheasant’s Tears. To Amerykanin, który kilka lat temu przyjechał do Moskwy, by uczyć się malarstwa. Ponieważ interesował się również śpiewem polifonicznym, trafił do Signachi. Tu poznał swoją przyszłą żonę, która staje przed nami z zespołem, by dać próbkę ludowej polifonii. W tym czasie John prezentuje gruzińskie szczepy winne: szlachetne, czerwone saperawi, królewskie szawkapito, białe waniliowe mcwane i leciutkie czinuri. Zdaniem archeologów wino w Gruzji produkuje się od 8 tys. lat! Gruzini są dumni, że odkryli je przed Grekami. To dobry powód, by wznieść toast. Tym razem gruzińskim bimbrem – czaczą. Już nie trzeba tańczyć, by się zakręciło w głowie.