Tradycyjna potrawa Gruzińska. fot Fotolia

Jedzcie, pijcie, używajcie

O diecie w Gruzji trzeba zapomnieć. To naród zbyt dumny ze swojej kuchni, wina i gościnności. Przy stole trudno czegokolwiek odmówić, choćby z szacunku dla gospodyń – dania są piekielnie pracochłonne. Naszą suprę (czyli ucztę) rozpoczynamy od serów. Do wyboru ok. 20 gatunków: owcze, krowie, kozie. Jedne przypominają parmezan, inne pleśniową gorgonzolę. Próbuję. I w zasadzie jestem już najedzona. „Spędzimy tu kilka godzin”, pociesza mnie Tamara. Na stół wjeżdża sacwi – kurczak w sosie orzechowym, bakłażany nadziewane orzechami i chaczapuri, czyli placek z serem i fasolą. Wszystko pachnie piecem. A to dopiero przekąski! Boję się, że nie dotrwam do dania głównego – szaszłyków mcwadi, pierożków chinkali z mięsem i specjalnego rosołu. Tamara przekonuje, że trawienie najlepiej podkręci wino. To dlatego uczty w Gruzji są przeplatane toastami. Nasi lokalni przyjaciele wznoszą je co pół godziny. Zgodnie z tradycją powinniśmy wybrać tamadę – złotoustego przewodnika stołu. Młodzi Gruzini skłonni są do ustępstw. Toasty więc wygłasza każdy „Za miłość, królową uczuć”, „Za przyjaźń” i poetycko: „Za drzewo, z którego powstanie nasza trumna – niech rośnie jak najdłużej”. O północy wyrażam obawę o żołądek. Tamara podaje mi butelkę słynnej gruzińskiej wody mineralnej Borżomi i zapewnia, że rano będę jak nowo narodzona. Faktycznie. Jak dobrze, że jedziemy w góry spalać te kalorie!