Maja Ostaszewska, fot. Agata Pospieszyńska/AFPHOTO

ELLE Twój dom różni się od tego, który stworzyli Twoi rodzice?

M.O. Przekazywanie wielu wartości chciałabym kontynuować. Rodzice dali mi prawo do samodzielności w myśleniu. Ich buddyzm rozwinął we mnie potrzebę duchowości, poszukiwania. To oni uwrażliwili mnie na los zwierząt, na rezygnację z mięsa. Jestem jednak mniej wyluzowana w wychowywaniu dzieci – jest więcej zasad, których muszą przestrzegać. Jako nastolatka mogłam na przykład uczestniczyć w życiu towarzyskim rodziców, co było ciekawe, ale sprawiło, że lekceważyłam rówieśników. Nie byłam zwykłą nastolatką – kolegowałam się ze znajomymi rodziców.

ELLE To oni Ci imponowali?

M.O. Pewnie! Zwłaszcza środowisko związane z teatrem krakowskim, bo już jako dziecko wymyśliłam sobie, że będę aktorką. I to z jednej strony było fantastyczne, bo jako małolata biegałam na przedstawienia Lupy czy Kantora, ale z drugiej pozbawiło mnie uroków dorastania, fascynacji sprawami ważnymi dla młodych. Nie poszłam na studniówkę, bo uważałam, że to strata czasu. Byłam strasznie egzaltowana. Kiedy moje koleżanki były na etapie „burzy w zlewozmywaku”, ja czytałam Baudelaire’a, wolałam siedzieć w teatrze na „Braciach Karamazow” Lupy, niż bawić się z kolegami.

ELLE Nie chcesz pozbawiać swoich dzieci dzieciństwa?

M.O. Ależ ja miałam wspaniałe dzieciństwo! Nikt tak się nie bawił z dziećmi jak moi rodzice. Nasz pokój był jak zaczarowana kraina. Całe wakacje spędzaliśmy razem. Jacht, który zaprojektował mój dziadek, stawał się okrętem, a każda mazurska przystań Wyspą Skarbów, nieznanym lądem. To, o czym wspominałam wcześniej, to krótki okres, kiedy byłam nastolatką.

ELLE Masz wszystko. Jesteś docenianą aktorką, dużo grasz i jesteś pozytywnie odbierana przez widzów. A oprócz tego odnalazłaś szczęście w życiu prywatnym. Ludzie mówią o Tobie ,,szczęściara”. Jesteś nią?

M.O. Jestem. Bardzo doceniam to, co mam. Cudowną rodzinę, fantastycznego partnera, pracę, która jest moją pasją. Spotykam wybitnych reżyserów, jestem częścią zespołu Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Mam szczęście. Czuję, że się spełniam, a to sprawia, że mam większą gotowość na przemijanie.

ELLE Naprawdę już myślisz o przemijaniu?

M.O. Naturalnie, jak każdy myślący człowiek. Mam w sobie dużo radości, spokoju, ale towarzyszy mi też melancholia. I choć to zakrawa na sentymentalizm, nie są mi obce stany roztkliwiania się nad kruchością wszystkiego (śmiech). Ale myślę, że dla aktorki takie rozdwojenie, żeby nie rzec: dwubiegunowość, jest cenna. Dzięki temu nasze postacie stają się ciekawsze, wielowymiarowe.

ELLE Skończyłaś 40 lat. To moment podsumowań. Żałujesz czegoś w życiu?

M.O. Jest sporo takich rzeczy. Popełniłam masę błędów, zraniłam kogoś po drodze… Żałuję, że poza angielskim nie znam żadnego obcego języka, że nie gram na żadnym instrumencie, że nie zdecydowałam się pójść na kurs tańca nowoczesnego. I wielu innych rzeczy. Ale niczego nie rozpamiętuję. Wiem, że mogę jeszcze niejednego dokonać. Kiedyś planowałam pójść na reżyserię. Teraz mam 40 lat i dwoje dzieci, trudno mi wyobrazić sobie siebie jako studentkę, ale kto wie? (śmiech). Wszystko jest możliwe. Jestem otwarta na zmiany, ale jakkolwiek banalnie to zabrzmi, czuję wdzięczność za te 40 lat. Nie zamieniłabym ich na inne…

Rozmawiał: Robert Kozyra

Zdjęcia: Agata Pospieszyńska/AFPhoto

Stylizacja: Ina Lekiewicz

Podziękowania: Le Méridien Bristol,
ul. Krakowskie Przedmieście 42/44, Warszawa
Lola’s Cupcakes, Warszawa, Gdynia, Łódź, www.lolascupcakes.pl