Maja Ostaszewska, fot. Agata Pospieszyńska/AFPHOTO

ELLE Co sprawia Wam najwięcej przyjemności?

M.O. Uwielbiamy spędzać czas z dziećmi – jak one to nazywają: rodzinka w komplecie. To najszczęśliwsze chwile. Nasze dzieci są wspaniałymi kompanami. Bycie mamą i tatą jest cudowne, ale ważne są też chwile tylko we dwoje. Chyba jesteśmy dość romantyczni, nie ulegamy rutynie (śmiech)… Rozumiemy się, lubimy razem podróżować, bawić się, tańczyć, przegadać całą noc. Mamy też to szczęście, że nasze zawody są naszą pasją. Kiedy jesteśmy na planie, a ja również w teatrze, czujemy dreszczyk podekscytowania. Razem pracujemy rzadko, ostatnio przy nowym filmie Małgośki Szumowskiej, i bywa, że na długo się rozłączamy. Tęsknimy, ale dajemy sobie oddech.

ELLE Nie jesteście o siebie zazdrośni?

M.O. Oczywiście, że w jakimś stopniu jesteśmy. Miłość bez pewnego stopnia zazdrości nie istnieje. Ważne jest jednak to, by nie było to uczucie koncentrujące się na kontrolowaniu partnera. Nie można zazdrości podgrzewać, bo ona spala przede wszystkim osobę zazdrosną. Staje się jej upiorem, zaniża poczucie wartości. Szkoda czasu na życie w paranoi, w absurdzie własnych domysłów. Dajemy sobie dużo przestrzeni i jednocześnie staramy się być naturalnie uważnym na partnera, okazywać mu atencję.

ELLE Dzieci zmieniają życie pary. Czasem scalają związek, czasem wręcz przeciwnie. Jak jest u Was?

M.O. Dzieci pojawiły się w naszym życiu w odpowiednim momencie. Byłam dojrzałą kobietą, miałam czas się wyszumieć, zrealizować zawodowo, nabrać życiowego doświadczenia. Dzieci scaliły nasz związek. Myślę, że stało się tak dlatego, że są owocem miłości i zostały powołane na ten świat świadomie, były od początku chciane i oczekiwane. Nieprawdopodobnie wzruszające jest odkrywanie w nich podobieństw do siebie i do partnera. Skłamałabym, mówiąc, że niczego nie musieliśmy poświęcić. Gdy pojawiają się dzieci, życie zmienia się diametralnie. Moim zdaniem na lepsze, ale np. bardzo trudno jest wygospodarować czas, który poświęcisz wyłącznie partnerowi.
My dopiero ostatniej jesieni wyjechaliśmy we dwoje do Barcelony – po raz pierwszy sami, bez dzieci.

ELLE Byłaś w panice, że nie masz ich na oku?

M.O. Nie. Były z moją mamą, którą uwielbiają. Oczywiście tęskniłam, nie miałam jednak poczucia, że zostawiając je, robię im krzywdę. Musiałam dojrzeć do takiego myślenia. Przez długi czas byłam nadopiekuńcza. Teraz staram się dawać im i sobie więcej przestrzeni. Wiem, że nie mogę zagłaskiwać ich swoją miłością, że muszę im pozwolić się przekonać o tym, że świat jest piękny także wówczas, gdy mamy i taty nie ma w pobliżu. Ten czas, spędzony tylko we dwoje, był nam bardzo potrzebny. Był wspaniały.