„Bardzo długie popołudnie” to Twoja pierwsza powieść. Dlaczego zdecydowałaś się na napisanie książki?

To moja pierwsza opublikowana powieść, ale przed nią napisałam jeszcze pięć innych książek. Jestem dziennikarką, więc pisanie mam we krwi. W swojej karierze często trafiałam na historie, które nigdy nie miały satysfakcjonującego zakończenia – rzeczywistość bywa rozczarowująca. Zaczęłam się więc zastanawiać: co, jeśli sama napisałabym jakąś historię. 

Skąd pomysł, aby akcję swojej powieści kryminalnej umieścić w latach 50. na przedmieściach Kalifornii?

Zawsze byłam podejrzliwa wobec nostalgii za wcześniejszymi dekadami, a szczególnie za latami 50. Jeśli spojrzymy na zdjęcia z tego okresu, wszystko wydaje się idealne – czyste domy, szczęśliwe żony, wykrochmalone sukienki, a tak naprawdę to był bardzo przygnębiający czas. Kalifornia to też symbol tamtej dekady i amerykańskiego snu: sielskie życie, słońce i Hollywood. Chciałam zajrzeć głębiej i zobaczyć, co kryje się za tą pozorną idyllą. Przedstawienia typowych amerykańskich rodzin z lat 50. ilustrują pewną doskonałość, a mnie przyprawiają o dreszcze. I myślę, że to bardzo dobra oprawa dla intrygi kryminalnej.

Dużo czasu poświęciłaś na research?

Tak, starałam się zbadać wszystko – od kwestii związanych z budową autostrad, przez wytyczne dotyczące wychowania dzieci, po ruch na rzecz praw obywatelskich. Szczególnie cenne było przeglądanie katalogów wysyłkowych z tamtych czasów, dzięki którym mogłam zobaczyć, jak ludzie się ubierali, co mieli w swoich domach, jakie produkty były przez nich najbardziej pożądane. Mimo to zdarzyło mi się popełnić kilka błędów. W pierwszej wersji mojej książki wszystkie postacie wsiadające do samochodów zawsze zapinały pasy bezpieczeństwa. Ale okazało się, że pasy bezpieczeństwa zostały wprowadzone dopiero w latach 70., więc to zostało poprawione.

Co najbardziej Cię zaskoczyło podczas badań?

Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak silny wtedy był ruch feministyczny. Zawsze myślałam, że feminizm zaczął się w latach 60., ale okazało się, że już w latach 50. istniało mnóstwo kobiecych grup wsparcia. Przybierały jednak inną formę – wówczas bardziej troszczono się o odpowiednie utrzymanie domu, pracę społeczną i wychowywanie dzieci. Mimo to potrzebujące kobiety mogły liczyć na podstawową pomoc. 

Jakie było Twoje wyobrażenie o latach 50., zanim zaczęłaś pisać książkę?

Zawsze myślałam o latach 50. jako o dosyć przygnębiającym okresie. Rozpoczęła się wtedy zimna wojna, Amerykanie walczyli w Korei, rasizm był normą. Wiele z tych kwestii zostało poruszonych w mojej książce. Ale byłam nieświadoma tak ekstremalnego i jawnego seksizmu. W jednym z katalogów, który przeglądałam, można było kupić plastikową głowę kobiety na ścianę z trofeami myśliwskimi, w innym był ogromny korek, który mężczyzna mógł wepchnąć w usta swojej dokuczliwej żony, aby ją uciszyć. Oczywiście były to tylko gadżety, ale niestety takie z pozoru nieszkodliwe rzeczy normalizują przemoc wobec kobiet, a w latach 50. był to naprawdę ogromny problem.

Poza przemocą wobec kobiet dotykasz wielu innych ważnych problemów: prawa kobiet, rasizm, trauma po wojnie w Wietnamie. Która z tych kwestii dotknęła Cię najmocniej?

Myślę, że wszystkie są ze sobą powiązane. Rasizm i seksizm to oczywiście dwa bardzo różne problemy, ale pojawiają się w społeczeństwach, w których panują nierówności. Takie podejście jest niszczące dla wszystkich, dlatego starałam się pokazać także męską perspektywę. Biali mężczyźni, postrzegani jako oprawcy, naznaczeni dodatkowo wojenną traumą, również podlegali opresji, nie mogli otwarcie dyskutować o swoich lękach i uczuciach, i to kierowało ich w stronę nienawiści. Zależało mi na tym, aby pokazać, jak złożony jest to problem, i jeśli ma nastąpić zmiana, to mężczyźni są jej bardzo ważnym elementem.

Dwie bohaterki Twojej powieści chcą dokonać zmiany tego status quo. Ruby, czarnoskóra pomoc domowa, zmaga się z zaszufladkowaniem ze względu na kolor skóry, a Genevieve Crane stara się pokazać kobietom, że można żyć inaczej. W jakim stopniu Ty identyfikujesz się ze swoimi postaciami?

W bardzo dużym. Oczywiście nie doświadczyłam rasizmu w takim stopniu, jak Ruby, która poradziła sobie z nim na własny sposób. Ale doświadczyłam nierówności i widzę ją wszędzie wokół siebie, nawet jeśli nie dotyka mnie osobiście. Zarówno Ruby, jak i pani Crane mają pewne moje cechy, ale są dla mnie również wzorami do naśladowania. Od czasu, gdy napisałam tę książkę, otwarcie mówię o niesprawiedliwości i akceptuję ją w znacznie mniejszym stopniu. Te dwie kobiety pokazały mi, jak być odważniejszą. Myślę sobie, że jeśli one mogą to zrobić i nie boją się zmian, to ja także mogę tego dokonać.

W posłowiu do „Bardzo długiego popołudnia” stwierdzasz, że jest to książka o feminizmie. Zaskakujące jest to, że poglądy męskiej postaci, detektywa Micka Blanke’a, są bliskie feminizmowi. Ta postać ma dużo zrozumienia dla kobiet.

Tak, i myślę, że to bardzo ważne. W wielkiej debacie na temat feminizmu bardzo łatwo jest obsadzać mężczyzn w roli wrogów, a to do końca tak nie jest. Seksizm również ich dotyka, zmusza do bardzo wąskiego, stereotypowego myślenia na temat płci. Uznałam więc, że ważne, aby mężczyzna z mojej powieści mógł zaangażować się w tę dyskusję i miał szansę zobaczyć tę niesprawiedliwość nawet, jeśli nie jest pewien, co zrobić. Myślę, że wielu mężczyzn dzisiaj czuje to samo: chcą wspierać kobiety, ale nie są pewni, jak zacząć i boją się też popełniania błędów. Mick pokazuje, że mężczyźni to ważni sojusznicy w tej walce i że można wspierać feminizm, nie tracąc swojej męskości.

Lata 50. kojarzą się z widokiem pięknych przedmieść, szczęśliwymi rodzinami i zachwycającą modą. Mówisz, że kiedy zobaczyłaś taki obrazek w szkole, przyprawił cię o dreszcze.

Już jako nastolatka zastanawiałam się nad historią stojącą za takimi obrazkami. Na jednym z nich gospodyni, która podawała obiad swojej rodzinie, była dziwnie zasłonięta. Patrzyła w dół, podczas gdy wszyscy inni się do siebie uśmiechali. To była tylko ilustracja reklamowa, ale dała mi do myślenia. Jakie są jej potrzeby i marzenia? Czy porcja smacznego posiłku to szczyt jej aspiracji? Czy ktoś z jej rodziny kiedykolwiek zapytał, czy jest szczęśliwa? Ten pozornie sielski obrazek wzbudził mój niepokój.

Bardzo wyraziście oddajesz kalifornijski klimat, m.in. sugestywnie pokazujesz, jak upał wpływa na ludzi. Czy byłaś kiedyś w Kalifornii?

Nigdy nie byłam w Kalifornii. Umieszczenie fabuły książki w miejscu, które jest dla mnie całkowicie obce, było naprawdę ekscytującym, a czasem nawet przerażającym doświadczeniem. Musiałam naprawdę postawić się w sytuacji moich bohaterów i wielokrotnie zadać sobie pytanie: jakie to uczucie? Pochodzę z północnych Niemiec, gdzie zwykle jest dosyć zimno, więc od razu wiedziałam, jak detektyw Mick, który przyjechał z Nowego Jorku, może zareagować w gorącym klimacie. Poza tym mężczyźni z lat 50. zawsze nosili kapelusze i koszule z kołnierzykiem, co musiało być wyjątkowo nieznośne podczas kalifornijskiego lata.

Czytelnicy zawsze są ciekawi, jak autor konstruuje intrygę kryminalną. Możesz zdradzić, jak pracowałaś nad swoją powieścią?

Zainspirowały mnie dwie prawdziwe historie – jedna z Niemiec, druga z Ameryki. Dzięki nim miałam początek akcji – motyw znikającej nagle z kuchni gospodyni domowej. Jednak całej fabuły nie zaplanowałam z góry. W pierwszym etapie intensywnie pracowałam nad postaciami i zrozumieniem ich osobowości. Później zaczęłam pisać pierwsze sceny i tu po prostu poniosła mnie wyobraźnia. Na początku nawet nie wiedziałam, kim będzie morderca. Jednak takie podejście sprawiło, że już po ukończeniu książki, podczas redakcji musiałam kilka razy wracać do fabuły, uwzględniać wskazówki i bacznie przyglądać się zwrotom akcji, aby upewnić się, że rozwiązanie zagadki ma sens.

Jakie masz dalsze plany literackie?

Właśnie pracuję nad kolejną powieścią. Akcja rozgrywa się w 1970 roku w Nowym Meksyku i przedstawia morderstwo, do którego dochodzi w hipisowskiej komunie. Obie moje książki obejmują dekady ogromnych zmian społecznych. Podczas gdy w „Bardzo długim popołudniu” atmosfera jest opresyjna i konserwatywna, w kolejnej książce wszystkie ograniczenia obyczajowe zostają rozluźnione – króluje wolna miłość i sprzeciwianie się zasadom. Zastanawiam się, czy to naprawdę czyniło ludzi wolnymi? A może nakładało zupełnie nowy system zasad? To tylko niektóre z zagadnień, które poruszam.

A jakie książki Ty lubisz czytać? Kto jest twoim ulubionym autorem?

Czytam bardzo dużo i tak naprawdę nie mam ulubionego autora. Kocham kryminały historyczne, ale czytam też współczesne kryminały, popularne powieści, trochę fantasy i wszystko, co jest świeże i intrygujące. Poza tym uwielbiam literaturę faktu i biografie. Jedną ze świetnych książek, które ostatnio czytałam, jest „Garnethill” Denise Miny – akcja rozgrywa się w Glasgow, gdzie obecnie mieszkam, i jest to absolutne arcydzieło stopniowego ujawniania intrygi kryminalnej.

Czy Twoje dziennikarskie doświadczenie pomaga Ci w pracy pisarskiej?

Z pewnością pomaga mi w trudnych warsztatowo momentach. Pisanie nie zawsze idzie płynnie, a kiedy utknie się w jakimś wątku fabularnym, może to być naprawdę ciężkie do przeskoczenia. Dziennikarstwo nauczyło mnie dyscypliny, a to pozwala mi przejść przez trudne chwile. Może być jednak ograniczające – dziennikarzowi zwykle nie wolno niczego zmyślać. Dlatego pisanie fikcji jest tak ekscytujące, bo w końcu mogę opowiadać własne historie!

Inga Vesper / Mathies Drebing

Inga Vesper – dziennikarka specjalizująca się w tematach dotyczących nauki i zmian klimatu. Przeniosła się do Anglii z Niemiec, by pracować jako opiekunka, jednak wkrótce chęć pisania przeważyła nad innymi planami. Pracowała i mieszkała także w Tanzanii i Syrii, ale w Londynie czuje się najlepiej – uwielbia spacerować i pić niewyobrażalne ilości herbaty z szałwią i miodem. Jak mówi: nie ma lepszego miejsca, by znaleźć dobrą historię, niż górny pokład autobusu. „Bardzo długie popołudnie” to jej kryminalny debiut.