Trzeci dzień na Open'erze jest zazwyczaj najtrudniejszy - odczuwamy już pierwsze zmęczenie, a trzeba przecież znaleźć jeszcze siły na kolejny. Na szczęście pogoda przestała już być kapryśna i świeci słońce. Główną scenę otworzył wczoraj koncert Zbigniewa Wodeckiego oraz Mitch & Mitch. Okazuje się, że piosenki sprzed 40 lat nadal czarują i to również młodych festiwalowiczów. Nie było skakania pod main stage niczym na koncercie rockowym, ale tłum chętnie skandował "Zbyszek, Zbyszek". Muzyka nadal łączy pokolenia, a wczorajszy recital był tego najlepszym dowodem.

Potem szybko pobiegłyśmy na sam koniec pola, a dokładnie do sceny namiotowej, gdzie swój występ miały Rysy. Duet każdym swoim koncertem udowadnia, że polskie electro jest w świetnej formie, a Łukasz Stachurko i Wojtek Urbański stają się propagatorami jej "nowej fali". W tencie pojawili się specjalni goście - Justyna Święs z The Dumplings, która jak zawsze czarowała swoim głosem oraz Piotr Zioła (o jego koncercie pisałyśmy wczoraj). Laureatka Fryderyka wykonała z Rysami premierowy remiks "Paris", piosenki z repertuaru Wojtka Mazolewskiego.

Następnie szybka zmiana gatunków, bo na głównej scenie zaczął się koncert Wiz Khalifa. Amerykański raper (zadebiutował na Open'er Festival w 2012 roku) spowodował istne szaleństwo na mainie, a podczas występu partnerował mu jedynie dj. Setki (a nawet tysiące) ludzi śpiewało i tańczyło przy jego hitach ("See you again", "Black and yellow") w oparach pewnej zakazanej substancji. Wiele osób zgodnie stwierdziło, że to był jeden z najlepszych występów na tej edycji openera.

Równie świetnie festiwalowicze bawili się po 22 na LCD Soundsystem. Reaktywowany projekt Jamesa Murphy'ego, który zawiesił swoją działalność w 2011 roku i był już na wydarzeniu Alter Artu w 2007 roku roztańczył cały tłum. Naprawdę! Murphy nie tworzy łatwych i prostych kawałków, dlatego miło nas zaskoczyła ilość chętnych do zabawy pod samą sceną. Było energetycznie. I to przez cały czas. A tuż po północy rozpoczął się melancholijny i trochę mroczny koncert Sigur Ros. Jedni stwierdzili, że Islandczycy chcieli uśpić openerowiczów, ale my nie możemy sie z tym zgodzić. Kultowa już grupa wzruszyła niejednego widza. Także nas.

Równie emocjonująco było w Tent Stage, gdzie o 1 w nocy zaczął śpiewać Dawid Podsiadło. Polski wokalista zebrał tylu fanów swojej twórczości, że spokojnie starczyłoby na drugi namiot. Dawid ujawnił, że sporo osób prosiło go o urodzinowe pozdrowienia ze sceny, a tłum chętnie zaintonował nawet "Sto lat". Na koniec Podsiadło wykonał "Get Lucky" Daft Punk. Czyżby wybierał się na dzisiejszy koncert Pharrella Williamsa?

Tuż po 2, jeśli ktoś jeszcze miał siły, mógł poskakać przy secie Paula Kalkbrennera. Autor słynnej ścieżki dźwiękowej do filmu "Berlin Calling" bardziej kojarzy się z Audioriver (gdzie również gościł), ale Open'er lubi sprawiać miłe niespodzianki. Tu nie tylko "rządzi" pop, alternatywny rock i hip hop. Muzyka elektroniczna coraz bardziej rozpycha się łokciami w line-upach gdyńskiego wydarzenia.