ROZDZIAŁ 3: ZAANGAŻOWALIŚMY SIĘ

– Raju nie będzie – psycholog Rotkiel nie pozostawia złudzeń. Kłamstwo prędzej czy później rzuci cień na nasze samopoczucie. – Aby pozostać zdrowym i spełnionym, trzeba działać w zgodzie z samym sobą. A kłamstwo to ucieczka, porzucenie, osierocenie swoich potrzeb. Źle rozpoznając rzeczywistość, oszukujemy nie tylko partnera czy ludzi wokół, lecz także siebie. A to prowadzi do tego, że na własne życzenie gubimy się wśród swoich potrzeb – ocenia Rotkiel. Zdaje się jednak, że wielu z nas nie widzi w takim kłamstwie niczego złego, skoro – jak wynika z badań SMG/KRC – ponad 48 proc. badanych akceptuje romans w miejscu pracy (oczywiście tylko wtedy, gdy nie dotyczy ich partnera), a około 30 proc. przyznaje, że przynajmniej raz w życiu sobie na taki pozwolili. Z kolei w badaniach prowadzonych przez jedno z hiszpańskich centrów badań społecznych aż 92 proc. mężczyzn i 52 proc. kobiet zeznało, że byli wyraźnie podrywani przez współpracowników, co zresztą im się podobało. Karolina na własnej skórze się przekonała, że wszystko, co z początku wydaje się atrakcyjne, z czasem powszednieje. A kłamstwo prędzej czy później zacznie uwierać. Jej romans z dyrektorem artystycznym trwał prawie rok. Schemat wciąż był prosty. Okłamywali partnerów, że pracują od ósmej rano, żeby przed pracą móc kochać się na tylnym siedzeniu jego SUV-a i zdążyć wypić wspólną kawę. – Zaangażowaliśmy się, przyzwyczailiśmy. Ale lubiliśmy się za bardzo, żeby rujnować sobie nawzajem rodzinne struktury – przyznaje Karolina. Daria, 35-letnia singielka, też złamała własne zasady. Zupełnie przypadkiem powieliła schemat romansu firmowego – zaczęła sypiać z szefem. Wprawdzie nie marzyła ani o awansie, ani o romansie, ale prezes zamarzył o niej. – Od dwóch miesięcy pracowałam jako handlowiec w firmie zajmującej się dystrybucją filmów i muzyki. W grudniu, wiadomo, wigilia firmowa, połączona ze świętowaniem sukcesów. Minęła północ, większość pracowników już wyszła. Tylko ja się zasiedziałam. I on. Piliśmy wino, a potem on mnie niespodziewanie pocałował. I tak się zaczęło – wspomina. Jej romans z szefem trwa do dziś. – To są dwa, trzy spotkania w miesiącu. Kolacja, hotel, czasem delegacja. Ja mam niewiele do stracenia, bo żyję w luźnym związku z facetem, na którym właściwie mi nie zależy. Ale szef ma żonę i dziecko. A przecież trudno przewidzieć, jak taki romans się zakończy. 

ROZDZIAŁ 4: KU SCHYŁKOWI

Dla Igi, 28-letniej absolwentki wydziału administracji, firmowy romans zakończył się rozpadem małżeństwa. Może dobrze, bo w roli żony bankiera była po prostu nieszczęśliwa. – Znałam męża od liceum. Taki przechodzony związek, który musiał zakończył się zaobrączkowaniem – kwituje. Igor zaczął lukratywną karierę już jako student SGH. Przy jego boku niczego jej nie brakowało. – Mieliśmy drogi samochód i dom, w którym ciągle byłam sama. Po dwóch latach życia jako żona krezusa Iga poszła do pracy. Dla rozrywki. Została sekretarką w firmie konsultingowej. – Tam poznałam Łukasza, informatyka. Był zupełnie inny niż mój mąż. Zamiast garnituru – flanelowa koszula z łatą na łokciu. Zamiast pantofli z cielęcej skórki – stare trampki. Jeździł jakimś starociem, ale stylowym, słuchał rocka, a zamiast drogiej whisky wolał piwo. – Od razu wpadł mi w oko – wspomina Iga. Właściwie to ona go poderwała. A on nie protestował, gdy przez następne miesiące sponsorowała weekendowe, spontaniczne wypady do spa i ekskluzywnych hoteli, za które płacił… jej mąż. – Nic nie podejrzewał. Cieszył się nawet, że co tydzień ma mnie z głowy, bo znalazłam koleżanki z pracy, z którymi spędzam czas. Szybko zrozumiałam, że nie muszę dłużej kłamać. Po prostu nie chciałam już tkwić w białym małżeństwie
–opowiada. Niedawno wniosła pozew o rozwód. Mąż zgodził się na ugodę, obyło się bez dramatów. Ale wraz z końcem małżeństwa skończył się też romans firmowy. – Nie żałuję. Taki układ był fajny, kiedy miał smak zakazanego owocu. Ale Łukasz nie nadawał się na życiowego partnera – kwituje. To Iga zerwała znajomość. Romans Karoliny zakończył się równie klasycznie jak rozpoczął. Po prostu rozszedł się po kościach. – Raz, po firmowej imprezie, zaprosił mnie do swojego domu. Miał wolną chatę. Żona z dzieckiem wyjechała. Ale gdy kochaliśmy się w ich łóżku, w niezmienionej pościeli z widokiem na krem żony i Barbie córki, poczułam niesmak. Dopóki romans był biurowy, pragmatyczny, wdrukowany w rytm pracy, mogliśmy się łudzić, że to tylko korpo wygłupy. Ale dom, łóżko, prywatna łazienka – to sprawiło, że błyskawicznie zeszłam na ziemię. Pojawiły się częste wymówki („Potrzebuję więcej czasu dla siebie”) i wykręty od porannych spotkań. Nie było sensu ciągnąć tego dalej, choć zostawiliśmy sobie otwartą furtką – podsumowuje Karolina. I nie wyklucza, że taką przygodę jeszcze kiedyś z kimś powtórzy. – W sumie się cieszę, że spróbowałam, ale też dlatego, że już się skończyło i w mojej rodzinie nic się nie zmieniło. Nie przeżyłabym rozłąki ze swoim facetem. Daria też myśli o tym, jak zakończyć romans z szefem. Ale nie potrafi . – Bo w sumie miło jest poczuć się wyróżnioną, zaopiekowaną przez dojrzałego, stabilnego mężczyznę. Z drugiej strony nie mam złudzeń, że nasz układ jest bez perspektyw, bo zawsze to on rozdaje karty – wyznaje.

ROZDZIAŁ 5: JAK TO SIĘ WSZYSTKO KOŃCZY

Zdarza się, że firmowa fascynacja przeradza się w przygodę na całe życie. – Romansom można dać zielone światło, kiedy partnerzy są na nie gotowi, nie cierpią osoby trzecie, a relacja nie wynika z deficytów, tylko ma szansę przerodzić się w trwałe uczucie. No i kiedy romans nie utrudnia wykonywania obowiązków w pracy – uważa Maria Rotkiel. Niedawne badania brytyjskiej Fundacji Pracy wskazały, że co szósty mężczyzna spotkał swoją życiową partnerkę
właśnie w pracy. – Jeszcze trzy lata temu żadne z nas nie pomyślało, że staniemy razem na ołtarzu! – opowiada 33-letnia Anna. Cztery lata starszego Bartka poznała w kancelarii prawniczej, gdzie trafiła jako aplikantka. On – wzięty adwokat z perspektywą na to, by zostać partnerem w kancelarii, objął stanowisko jej szefa, choć jak zapowiedział na początku, wolałby, żeby myślała o nim jak o koledze z większym doświadczeniem. Zaiskrzyło od pierwszego podania reki. – Jednak on oprócz doświadczenia i pozycji miał wieloletnią narzeczoną, typową karierowiczkę - zołzę, a ja tkwiłam w związku z frustratem uzależnionym od palenia trawki. „Obwąchiwanie się” trwało krótko. Po kilku tygodniach wiedzieli o sobie wszystko, a po kilku miesiącach wspólnego ślęczenia po nocach z nosami w aktach pożądanie wzięło górę. –Pierwszy raz kochaliśmy się na wykładzinie między biurkami i krzesłami. Już wtedy było wiadomo, że to nie jest tylko przelotny seks, choć wyrzuty sumienia i tak nas gryzły – mówi Ania. Tkwili w tajnym układzie. Ale z czasem tajemnica zaczęła ich uwierać, a dotychczasowi partnerzy coraz bardziej irytować. – To była jego decyzja. Po prostu wszedł w poniedziałek do biura i oznajmił, że zerwał zaręczyny, spakował walizki i teraz mieszka w hotelu. Bez chwili zastanowienia zadzwoniłam do swojego chłopaka i kazałam mu pakować manatki. Po południu mieszkałam już razem z Bartkiem, a na drugi dzień powiedzieliśmy szefowi i współpracownikom, że jesteśmy razem. Przestałam być kochanką, a chwilę później aplikantką. Teraz jesteśmy partnerami życiowymi i zawodowymi. – wspomina. We wrześniu biorą ślub. Oprócz wspólnej pracy i pasji łączą ich kredyt i pies. I choć czas romansu wspominają z figlarnym uśmiechem, zgodnie zeznają, że już więcej romansować z nikim nie zamierzają. No, chyba że przyjdzie im kiedyś jeszcze ochota na numerek w godzinach pracy. Na szczęście pracują biurko w biurko.

Tekst: Agata Jankowska