Człowiek dotyka swoich ust, nosa, oczu lub policzków od najmłodszych lat, co sprawia, że bardzo szybko wyrabia sobie nawyk. A ten nawyk może mieć diametralne znaczenie w przypadku zagrożenia naszego zdrowia. Wszystko z racji tego, że dochodzi do kontaktu jamy ustnej, błon śluzowych nosa czy warg z rękami, na których pełno jest niebezpiecznych drobnoustrojów. To jedna z najczęstszych dróg przenoszenia chorób zakaźnych.

Każdy, kto dotyka się po twarzy, wie doskonale, jak ciężko jest powstrzymać się od tej czynności. Skąd w ogóle bierze się taka potrzeba? Według psycholog Magdaleny Pełkowskiej odpowiedź na to pytanie jest dość prosta. Trudno nam zapanować nad dotykaniem twarzy i jej okolic, ponieważ mamy to w nawyku. Często odbywa się to na poziomie nieświadomym. Proszę na 5 minut w czasie rozmowy ze znajomym opanować odruch podrapania się po nosie. No nie wyjdzie. Możemy próbować, starać się, ale na pewno nam się nie uda – wyjaśnia.

Jej zdaniem im bardziej mamy głowę zajętą innymi czynnościami, tym mniejsza szansa na kontrolowanie tych odruchów. – Zanim kichniemy w ten jakże zalecany łokieć, co najmniej 5 razy zakryjemy twarz ręką, przynajmniej statystycznie – dodaje.

Socjolog Tomasz Sobierajski uważa, że za nieustanne dotykanie naszej twarzy odpowiadają dwa podłoża: kulturowe i behawioralne. – Weźmy na przykład dotykanie brody u mężczyzn. Z jednej strony może być ono traktowane jako rodzaj autostymulacji, a z drugiej - głaskanie brody to odruch, który zaobserwowaliśmy np. na filmach lub u naszych bliskich, którzy też mieli brody. Podobnie jest na przykład z zakrywaniem oczu, kiedy udajemy lub naprawdę nie chcemy czegoś zobaczyć – wyjaśnia.

Jak tłumaczy dalej: z jednej strony wydaje się, że to naturalny odruch obronny, wynikający z reakcji naszego organizmu, ale z drugiej zakrywanie oczu to jedna z pierwszych zabaw, w które bawimy się z małymi dziećmi.

W przypadku kulturowego punktu widzenia „dotykanie twarzy wynika z komunikacji niewerbalnej, mowy ciała, którą się posługujemy na co dzień i którą przyswoiliśmy ramach socjalizacji.

Jeśli zaś chodzi o behawioralny punkt widzenia, to według Sobierajskiego dotykanie twarzy służy opanowaniu emocji, które nasza twarz wyraża ‘najżywiej’. W końcu usta zakrywamy przy śmiechu, a oczy przy strachu. To kwestia czysto ludzkiej natury i ciężko z nią walczyć.

Jak powstrzymać się od dotykania twarzy?

Według badania z 2014 roku, dotykanie własnej twarzy pomaga regulować stres i wpływa na sprawniejsze zapamiętywanie informacji. Uważa się też, że ta czynność powiązana jest z tworzeniem relacji międzyludzkich. Jednak w dobie błyskawicznego rozprzestrzeniania się wirusa COVID-19 nasz nawyk stał się bardziej niebezpieczny niż kiedykolwiek wcześniej.

Jak w takim razie sobie z nim poradzić? – Nie chodzi absolutnie o zniechęcenie tego wysiłku, ale o uświadomienie, żeby mimo wszystko się nie poddawać. Aby w dalszym ciągu w tym trudnym dla nas czasie próbować ten nawyk zmienić. Za dziesiątym razem powinno się udać. I z tą optymistyczną statystyką w myśli spróbujmy nawyk ten zmienić! – radzi Pełkowska.

Jednym ze sposobów może być używanie jednorazowych chusteczek higienicznych. Należy mieć pod ręką przynajmniej jedną paczkę, z której możemy w każdej chwili skorzystać. Chusteczkę, którą użyjemy np. do przetarcia oczu, powinniśmy od razu wyrzucać do śmieci. Dobrym pomysłem jest też zajmowanie naszych rąk np. piłeczką antystresową lub układanie dłoni w sposób, który utrudni ich swobodny ruch. Chodzi o to, by zmniejszać częstotliwość dotykania twarzy.

Oczywiście nie możemy zapominać o bardzo częstym i dokładnym myciu rąk (przez minimum 20 sekund). Woda i mydło są podstawowymi środkami ochrony przed drobnoustrojami.