Jedną z korzyści kryzysu jest to, że zazwyczaj umożliwia nam zapoznanie się z własnym 'cieniem'.

Kiedy uzmysłowimy sobie, że podzielamy słabości całego rodzaju ludzkiego, stajemy się bardziej ludzcy i kompletni. Wszystko, o co obwinialiśmy 'innych', w równym stopniu jest w nas. 

Zatem kiedy wyniesiemy to na poziom świadomej uwagi, uznamy, uwolnimy i odpuścimy, przestanie nami rządzić z poziomu nieświadomego. Gdy 'cień' zostaje uznany, traci swoją władzę.” David R. Hawkins, "Technika Uwalniania".

Miłość odkładaliśmy na jutro. Życie na jutro. Dobre relacje z bliskimi na jutro. Poczucie szczęścia i spełnienia życiowego także na jutro. I wreszcie, jak powiedziała pisarka Olga Tokarczuk, „Coś Bezosobowego” postanowiło nas przetestować. Krzyknęło „nie ma jutro, jest tylko dzisiaj.”

W swojej łagodności podarowało światu jeden z najpiękniejszych prezentów. Dodatkowy czas na refleksję, na powrót do pierwotnych wartości. Czas na terapię, bo nic tak człowieka nie rozwija, jak samotność i cisza. 

Wszystko po to, żebyśmy jeszcze chwilę mogli istnieć, bo odkąd istniejemy, kusi nas perspektywa nieistnienia i ta ciągnąca się za nami od wieków autodestrukcja

Dlatego złamaliśmy kręgosłupy moralne w wyścigu o mieć, a nie być, przy okazji wyrywając wnętrzności tej niezwykłej Planecie. 

Kupowaliśmy nic nie warte kawałki szmat za tysiące dolarów, euro, czy złotych. Ludzie, którzy je dla nas szyli, w ramach zapłaty otrzymywali miskę ryżu. 

Mordowaliśmy zwierzęta dla sportu i pieniędzy tylko po to, żeby ich mięsem nafaszerowanym antybiotykami truć własne organizmy. One na tę krzywdę odpowiedziały miłością. 

Psy, koty, gryzonie, rybki, konie i inni domowi przyjaciele pozwalają nam właśnie przetrwać jeden z największych kryzysów ostatniego stulecia. 

Starsi ludzie byli przezroczyści. 

Gdy stawali się widoczni, bezlitośnie wyrzucaliśmy ich na śmietniki. Dogorywali w samotności, bez względu na to kim byli i co w życiu osiągnęli. Dziś wiemy, ze istnieją, są, krzyczą swoją samotnością. 

Nie szanowaliśmy lekarzy i pielęgniarek, kpiąc z protestów, w których domagali się podwyżek i lepszych warunków pracy. Już wiemy, że bez nich świata by nie było, Polski by nie było, nas by nie było. 

Nie docenialiśmy nauczycieli i wielkiej wartości jaką jest wiedza. A wiedza to pieniądz, to luksus. Teraz uczniowie, którzy nienawidzili chodzić do szkół, marzą o jak najszybszym powrocie do nich. 

Gardziliśmy robotnikami. Czuliśmy się lepsi od „sprzątaczek”, „śmieciarzy”, „salowych”. Dziś to oni mają pracę. Wielkie gwiazdy estrady zostały bezrobotne i nie mają środków do życia. 

Ten konsumpcjonizm, który zawładnął naszymi umysłami. Cała ta rozpaczliwa walka o zatrzymanie za wszelką cenę młodości. Całe to życie na pokaz, rozsypały się jak zamek z piasku. Zostały zmyte przez gigantyczną falę. 

W domach, samotni nie potrzebujemy luksusu. Potrzebujemy mieć kogoś, być z kimś. 

I okazało się jak cenne jest życie. Nie tylko ludzkie, ale życie w ogóle. 

W czasie izolacji pojawiła się nagła potrzeba sadzenia kwiatów w ogródkach i na balkonach. W ten sposób zaczęliśmy poszukiwać życia, obecności i miłości. 

Aktorka Anna Dymna powiedziała, że „najlepszym schronieniem dla człowieka jest drugi człowiek.” Ja dodałbym do tego prawie kompletnego zdania, że życie w ogóle. Życie nas chroni. Póki wszystko, co nas otacza żyje, my także będziemy żyli. 

W „Seksmisji” Juliusza Machulskiego, jednej z najlepszych polskich komedii, Jerzy Stuhr, gdy już uwolnił się z podziemnego więzienia i zobaczył na niebie bociana, wzruszony powiedział: „Jeśli on żyje, to znaczy, że my też możemy”. 

Coś ciężkiego wisiało w powietrzu od lat. Miały być wojny nuklearne. Korea Północna, Iran, Rosja i USA zaszczepiały w nas narastający niepokój. Natura dawała znaki, które lekceważyliśmy do ostatniej chwili. Jakbyśmy nie wierzyli, że w końcu dostaniemy porządne manto. 

Ten wirus w perspektywie globalnej i możliwych innych scenariuszy „zresetowania” się Ziemi, okazał się być wielką łaską. Darem, na który nie zasłużyliśmy. Coś, jakiś Bóg, jakaś Energia, jakaś Natura, obeszły się z nami wyjątkowo łagodnie, z wyczuciem i wielką miłością. Bez bomb nuklearnych, bez promieniowania, skażenia, głodu. Bez przeszywającego do trzewi strachu. Chowania się w bunkrach i piwnicach. 

Na poziomie lokalnym, na poziomie naszych małych światów, które sobie zbudowaliśmy, COVID19, to oczywiście większe lub mniejsze tragedie. Chorujemy, tracimy bliskich, zostajemy bezrobotni, upadają firmy. Globalnie to bardzo łagodna forma wstrząsu dla ludzkości. Terapii, która była nieunikniona. Mógł być koniec, a końca nie ma. Mamy nowy początek. 

Przy okazji nauczyliśmy się, że jesteśmy stworzeniami stadnymi. Samotność nie jest dla nas naturalnym stanem. Wszyscy jesteśmy sobie potrzebni. Życie jest nam potrzebne. 

To dobry czas. Lepszego być może już nie będzie. Ostatni gong, żeby zdążyć przyjrzeć się własnemu cieniowi. 

Sądzę, że co najmniej na 10 lat zostaliśmy wykolejeni. Trzeba budować nowe tory, nową infrastrukturę i spieszyć w takie rejony, w których dobre relacje międzyludzkie będą priorytetem. Takie, w których Natura będzie gospodarzem, my tylko gośćmi. Takie, gdzie umiejętność, wzajemna pomoc, będą cenniejsze, niż wyzysk, szybki zarobek i masowa produkcja. Rejony, w których wielkie kariery nie będą nikomu do niczego potrzebne. 

Jest nas coraz więcej. Masowe produkowanie kolejnych ferm zwierzęcych pogrzebie nas szybciej, niż myślimy. Natychmiast powinniśmy ograniczyć spożycie mięsa. 

Skończył się też czas kreowania mód wmawiających ludziom, że do przeżycia potrzebują torebek za 20 albo zegarków za 50 tysięcy.

I choć będą tacy, dla których zysk i zbędne przedmioty wciąż będą stanowily sens życia, finalnie zostaną bez niczego, bo od kilku miesięcy wiemy, że życie nie ma innego celu, jak tylko miłość i istnienie. Życie chce żyć. W spokoju i harmonii. Z poszanowaniem wszystkiego i wszystkich.

---------

Damian Maliszewski – muzyk, wokalista, publicysta, influencer. Prowadzi swoje profile na Instagramie i Facebooku.