Fenomen supermodelki

New York Daily News Archive/Getty Images

Mamy z Christy powiedzenie, że nie wstajemy z łóżka za mniej niż 10 tysięcy dolarów dziennie” – powiedziała w 1990 roku  Linda Evangelista. Choć był to tylko żart, to jednak, w każdym żarcie jest odrobina prawdy. Po latach negocjacji prowadzonych w imieniu modelek przez agencje ich gaże weszły na nowy, kosmiczny poziom. A to był dopiero początek dekady, najlepsze miało nadejść. Kiedy George Michael zobaczył słynne zdjęcie Petera Lindbergha, postanowił, że cała piątka musi wystąpić w teledysku do jego nowej piosenki „Freedom! '90”. Artysta nie chciał już nigdy więcej pokazywać się w świetle reflektorów i potrzebował zastępstwa. W trwającym ponad 7 minut klipie, wyreżyserowanym przez Davida Finchera, każda dostała swoją własną scenę. Modelki lipsyncowały do słów utworu, który równie dobrze mógł opowiadać właśnie o nich. W wywiadzie dla MTV przyznały, że podobało im się przesłanie piosenki – o presji sławy i przymusie zadowalania opinii publicznej i wizerunku, od którego ciężko uciec

Dwa przełomowe momenty w historii mody wkrótce doprowadziły do trzeciego. Teledysk George'a Michaela zobaczyła Donatella Versace i uparła się, by w pokazie kolekcji na jesień 1991 wystąpiły Cindy, Naomi, Christy i Linda. Gianni uległ siostrze i zatrudnił całą czwórkę, choć nie było to wcale takie oczywiste. Wcześniej na modelki wybiegowe raczej nie wybierano dziewczyn z okładek magazynów. Zadanie polegało na perfekcyjnym zaprezentowaniu projektów i nie chciano, by cokolwiek przyćmiło je na wybiegu. Sporym argumentem były też gwiazdorskie stawki rozpoznawalnych fotomodelek. Rodzeństwo Versace postanowiło pójść pod prąd. W środku pokazu, w rytm „Freedom! '90” na wybieg wyszły po kolei cztery bohaterki słynnego teledysku – nie mogło być inaczej – znów poruszając ustami do słów piosenki. Wszystkiemu z pierwszego rzędu przyglądał się George Michael, zaproszony na czele całego wianuszka celebrytów. Moment, gdy obejmujące się, chichoczące dziewczyny beztrosko przechadzają się po wybiegu okazał się początkiem nowej ery. Zgodnie z marketingowym planem Donatelli, bohaterki wieczoru trafiły na strony kolorowej prasy i były na ustach wszystkich, tak samo jak kolekcja Versace. Od tej pory pokazy mody stały się wielkimi eventami, a dla celebrytów okazją, by zabłysnąć i podkreślić swoją pozycję w show-biznesie. Ale przede wszystkim, powstało zjawisko supermodelki.

Co właściwie oznaczał ten górnolotny termin? Topowe pozycje w branży modelki osiągały przecież znacznie wcześniej. Szlaki przetarły choćby Suzy Parker, Jean Shrimpton czy Lauren Hutton. Niektórzy uważają, że pierwszą supermodelką była Twiggy. Te słynne dziewczyny zdobywały kolejne okładki, wysokie stawki i świetne kontrakty, pojawiały się nawet w telewizji, a jednak by zostać supermodelką w pełnym znaczeniu tego słowa, czegoś brakowało. W książce „Agencja modelek Eileen Ford” Robert Lacey pisze: „Supermodelki to niewielka i elitarna grupa, która umiała połączyć adrenalinę wybiegu z energią teledysku i wykorzystać wzrost popularności tabloidów, aby stworzyć w świecie mody zupełnie nową jakość. Wyróżnia je też to, że trzymają się razem, choć pochodzą z różnych stron świata i współpracują z różnymi agencjami – można powiedzieć, że zawiązały coś w rodzaju klubu. W środowisku, w którym na porządku dziennym jest zawodowa zawiść, tym dziewczynom udało się zaprzyjaźnić”. 

Cindy Crawford, dziewczyna z sąsiedztwa 

Images Press/Getty Images

Czerwone Lamborghini podjeżdża na stację benzynową. Cindy Crawford wysiada z auta w dżinsowych szortach, białym podkoszulku i ciemnych okularach. Podchodzi do automatu Pepsi, kupuje napój i wypija odrzucając do tyłu bujne włosy. Zza płotu wszystko obserwują dwaj mali chłopcy, jednak okazuje się, że nie podziwiają modelki, a wygląd nowej puszki. To jedna z najbardziej ikonicznych reklam tamtej dekady i pierwszy z kilku spotów Pepsi, których gwiazdą została Cindy. Amerykańska piękność w typie „dziewczyny z sąsiedztwa” była wymarzoną bohaterką tej jakże amerykańskiej reklamy. Wystąpiła nawet w swoich własnych jeansach. Jak twierdzi dziś sama modelka, gdy ktoś chce się przebrać za nią na Halloween, wybiera właśnie ten look. Jednak tych pamiętnych dla Cindy momentów było dużo więcej. 

Wychowana w skromnym domu nastolatka z Środkowego Zachodu dorastała, która pierwszą pracę dostała na polu kukurydzy, wzięła szturmem nie tylko świat mody, ale całą popkulturę. W liceum nabijano się z jej sesji zdjęciowych w bieliźnie, ale gdy w niecałe kilka miesięcy po przeprowadzce do Nowego Jorku wylądowała na okładce Vogue, prawdopodobnie nikt się już nie śmiał. Okrzyknięto ją „baby Gią”, w nawiązaniu do legendarnej modelki Gii Carangi i nawet zaakceptowano charakterystyczny pieprzyk nad ustami, który na samym początku jej kariery zdawał się być wyraźnym problemem. W 1994 jej zarobki szacowano na sześć i pół miliona dolarów, w 1998 już na osiem milionów, a niektórzy twierdzili, że tak naprawdę jej dochody były dwa lub trzy razy większe. Zawarła milionowy kontrakt z marką kosmetyczną Revlon, miała swoje własne kasety wideo z ćwiczeniami, umawiała się z Richardem Gerem, a Prince napisał o niej piosenkę. I w charakterze wisienki na torcie – została prowadzącą „House of Style”, programu MTV skupiającego się na branży fashion i życiu supermodelek, które stawało się obsesją coraz większej liczby telewidzów. To że było o niej głośno, to mało powiedziane. Ale choć Cindy pojawiła się na okładce Playboya, generalnie trzymała się z daleka od dram. Przynajmniej w porównaniu do swoich przyjaciółek. 

Wzloty i upadki Naomi Campbell

Pool ARNAL/GARCIA/Getty Images

Jeśli nie bierzecie Naomi, nie macie i nas.” – taki komunikat usłyszeli przedstawiciele Dolce & Gabbana od Christy Turlington i Lindy Evangelisty. Razem modelki tworzyły słynną na cały świat „trójcę” przyjaciółek, zgraną paczkę, która jednoczyła się i wspierała w modelingowej branży. A to była (i jest) trudna branża. W wywiadzie dla MTV, zaraz po nakręceniu teledysku do „Freedom! '90”, Naomi wyjawiła swoje obawy, że zostanie z niego wycięta, choć była już wtedy znaną osobowością. Na szczęście tak się nie stało. Mimo że w świecie mody musiała zmagać się z rasizmem, niepokorna modelka konsekwentnie pięła się na sam szczyt. Jak sama mówi o sobie, nie przyjmuje słowa „nie” jako odpowiedź. 

Błyszcząca skóra, ciało będące synonimem standardów piękna, wyrazista osobowość i perfekcyjny, „królewski” chód, którego zazdrościły jej koleżanki. A także umiejętności sceniczne wyniesione ze szkoły teatralnej i „odziedziczone” po mamie tancerce. Bycie supermodelką, choć sama nie znosi tego określenia, było jej pisane. Gdy szlajała się z koleżankami po Covent Garden została dostrzeżona przez agentkę i jej kariera wystrzeliła. Pierwszą okładkę – brytyjskiego ELLE – zdobyła jeszcze przed szesnastymi urodzinami. Została pierwszą czarnoskórą modelką na okładce paryskiego Vogue, magazynu Time, czy W Magazine. Wystąpiła w teledysku do „In the Closet” Michaela Jacksona. Dla magazynu GQ przeprowadzała wywiady ze światowymi liderami. W 1996 powstała lalka z jej podobizną, a w 1999 jej pierwsze perfumy (łącznie szesnaście zapachów). Nawet, gdy upadała, jak na pokazie Vivienne Westwood, to po królewsku. Podobno kilku projektantów dopytywało, czy upadnie też dla nich. 

Jak na drama queen przystało, życiorys Naomi był pełen kontrowersji. Kłótnia z koleżanką po fachu, Tyrą Banks, odejścia i powroty do agencji modelingowych, przedawkowanie leków nasennych, uderzenie asystentki telefonem, pozew i kara w postaci prac społecznych, walki z paparazzi. Wymieniać można długo. Incydentów z udziałem modelki było tyle, że określenia takie jak: „diva”, „wybuchowa”, „temperamentna” na stałe przylgnęły do jej imienia. Lecz jakimś cudem, po każdej kolejnej awanturze Naomi podnosiła się, szła dalej po wybiegu i tak idzie aż do dziś. Jak gdyby nigdy nic. 

Linda Evangelista, kobieta kameleon

Rose Hartman/Getty Images

Naomi udało się utrzymać w branży przez ponad cztery dekady, ale niestety tego samego nie da się powiedzieć o jej koleżance z okładki i ze słynnej „trójcy”, Lindzie Evangeliście. Po tym jak została odkryta na konkursie piękności Miss Teen Niagara, Kanadyjka stała się it girl późnych lat 80. oraz 90. Ponad siedemset okładek, oryginalny, a zarazem uniwersalny look, krótka fryzura, którą chcieli mieć wszyscy – „The Linda cut”, ikoniczne współprace ze Stevenem Meiselem i Richardem Avedonem. Każdy chciał być nią, ideałem piękna, który okazał się niedościgniony nawet dla samej supermodelki. 

Po krótkiej, trzyletniej emeryturze, Linda powróciła do pracy w 2001 roku i była aktywna zawodowo do 2015, kiedy jej karierę przerwało nagłe zniknięcie. Wyłączyła się z celebryckiego światka, wzbraniała przed upublicznieniem swojego wizerunku. Dopiero kilka lat później wyszło na jaw, co właściwie się stało. Modelka chcąc zatrzymać wzrost wagi poddała się pozornie bezpiecznemu zabiegowi CoolSculpting, polegającemu na zamrożeniu i pozbyciu tkanki tłuszczowej. Jednak w przypadku Evangelisty, efekt był zupełnie przeciwny. Kobieta długo wstydziła się swojego zdeformowanego ciała, cierpiała na poważną depresję i odgrodziła się od świata. Sądziła, że bez sylwetki wpisującej się w kanon, nikt nie zechce jej zatrudnić. Nie była to prawda. W 2022 roku, zakryta od stóp do głów, ale pojawiła się ponownie na okładce brytyjskiego Vogue. I mam przeczucie, że jeszcze o niej usłyszymy.

Ponadczasowe ikony Versace

Victor Virgile/Getty Images

Mit supermodelki powstał na wybiegu Versace i wciąż jest przez dom mody podtrzymywany. W 2017 roku, w hołdzie dla Gianniego, dwadzieścia lat po jego śmierci, Donatella zaprosiła do udziału w pokazie muzy swojego brata. Na wybiegu, do piosenki „Freedom! '90”, znów wspólnie wystąpiły Naomi Campbell, Cindy Crawford, Claudia Schiffer, Helena Christensen i Carla Bruni. Brakowało Christy Turlington i Lindy Evangelisty, jednak, ikoniczny moment pokazał, że modelki wcale nie muszą kończyć kariery po przekroczeniu pewnego wieku. Autorytet supermodelek, tak jak kiedyś kreował trendy i przyciągał uwagę, dziś może łamać bariery. Na razie dotyczy to ageizmu, ale być może w przyszłości wpłynie także na inne restrykcje sztucznie narzucane przez branżę. „Czasami myślę: pieprzyć to. Może nie chcę już być modelką. Ale potem myślę: o rany, w takim razie pokazuję kobietom, że w pewnym wieku gaśniemy i idziemy w odstawkę. Czy chcę tego dla kobiet? A więc nie przestaję” – powiedziała Cindy Crawford. Z pięciu dziewczyn, które wystąpiły w pokazie Versace wszystkie wciąż pracują w różnych sektorach mody i zdają się w swoim fachu niezastąpione. Do listy należy doliczyć także nieco młodszą, ale równie legendarną, Kate Moss, która dziś ma własną agencję i także wciąż pojawia się na wybiegach. Mimo że od lat 90. minęło już ponad 30 lat, żadne następne pokolenie modelek nie było w stanie powtórzyć tego fenomenu. 

Na przełomie wieków pałeczkę w kasowych reklamach przejęli aktorzy i aktorki, którzy zdecydowali się udostępnić swój wizerunek do celów komercyjnych. Następnie social media zdemokratyzowały modę, ale i utrudniły do niej dostęp „zwykłym dziewczynom” bez milionów followersow, które kiedyś mogły zostać odkryte przypadkowo w centrum handlowym. Teraz ich miejsce zajęły złote dzieci show-biznesu. Tak zwane „Nepo Babies”, modelki z talentem, ale także nazwiskiem, które pomogło im się przebić. Siostry Gigi i Bella Hadid, Hailey Bieber (wcześniej Baldwin), Kendall Jenner, Lily-Rose Depp, Deva Cassel. Wśród nich również spadkobierczynie genów samych supermodelek: Kaia Gerber (córka Cindy) i Lila Moss (córka Kate). Takich koneksji nie ma włoska modelka Vittoria Ceretti, która w 2022 roku podsumowała kwestię nepotyzmu w modelingu: „czekanie godzinami na fitting/casting tylko po to, by zobaczyć nepo baby wyprzedzającą(cego) cię w kolejce prosto z ciepłego fotela jej(jego) mercedesa (...) Nie masz pojęcia, jak bardzo trzeba walczyć, by ludzie zaczęli cię szanować. To zajmuje lata. A ty dostajesz to za darmo, pierwszego dnia”. To gorzkie spostrzeżenie jest najlepszym dowodem, że czasy self made models dobiegły końca.