Jak się czujecie po premierze „SPACE”? 

Aga: Bardzo dobrze! Dostaliśmy bardzo pozytywny feedback od naszych fanów, więc czujemy się uskrzydleni. Spodziewaliśmy się, że będzie fajnie, bo nam też się podoba to, co zrobiliśmy, ale reakcja na „SPACE” przerosła troszeczkę nasze oczekiwania. Czujemy się zmobilizowani do dalszej pracy.

Wspominaliście już wcześniej, że „SPACE” został przełożony o ponad rok, jednak mimo to, między nim, a „Living In A iWorld”, minął dość spory okres czasu, z czego to wynikało?

Paweł: To nie było do końca zależne od nas, dotyczyło to naszych spraw rodzinnych, więc był to okres, w którym po prostu nie mogliśmy pracować nad nową muzyką, ale jak już się z nimi uporaliśmy, to szybko wróciliśmy do tworzenia i wtedy poszło już z górki. 

Aga: Wynikało to też, że zmiany wydawcy, bo dziś działamy już niezależnie od jakiejkolwiek wytwórni, a po drodze przydarzyła się też ludzkości pandemia. 

Paweł: Wszystko co dzieje się w tej chwili, miało dziać się dokładnie rok temu. 

Aga: Po premierze filmu „Sala Samobójcow. Hejter” Jana Komasy miało dojść do premiery singla „Dream Dancing (I Hear The Music)” który w tym właśnie filmie się pojawił, ale przełożyliśmy to ze względu na niejasną i przytłaczającą sytuację wokół koronawirusa. Ten nastrój zupełnie nie pasował do tak optymistycznej piosenki. Teraz patrzymy na to już trochę inaczej, bo choć czas wcale nie jest lepszy, tak oswoiliśmy się z tą sytuacją i czujemy potrzebę wyzwolenia naszych emocji i uwolnienia ich także u innych ludzi. Cały rok byliśmy zamknięci i to wszystko gdzieś się kumulowało, więc chcemy to wreszcie uwolnić, otworzyć i odpakować. 

Zatem album został zamknięty w sejfie i czekał na swój czas.

Paweł: Dokładnie tak było i tak jak Aga powiedziała, tamten okres był niesprzyjający temu, żeby tańczyć, czy generalnie wydawać muzykę. Wielu artystów przełożyło wydanie swoich płyt i my do nich po prostu dołączyliśmy. 

Jakie jest zatem przesłanie tego albumu, skoro według Was nie pasowało ono do zeszłorocznej okołopandemicznej sytuacji? 

Aga: Faktycznie wiele osób czuje optymizm tego krążka, choć zamyka go „Without U” – utwór, który traktuje o śmierci i odczuwaniu braku osoby, która odeszła, więc pojawiają się na nim poważne, czy smutne tematy, choć w zdecydowanej mniejszości. Z pewnością jest to optymistyczna płyta, bo my sami jesteśmy optymistami, zresztą wszystkie nasze poprzednie wydania były optymistyczne. Mimo wszystko „SPACE” jest przestrzenią do poruszania wielu tematów – rzadko śpiewamy o miłości, ale zdarzyło się nam tym razem, jest też coś o podróżowaniu. Takie utwory jak „Out Of Control”, czy „Waiting For A Plane” w trakcie tego roku zyskały zupełnie nowe znaczenie. Ten pierwszy przerodził się w głęboką potrzebę wyjścia na zewnątrz, a „Waiting For A Plane” tęsknotą za czymś tak podstawowym, czym przed pandemią było podróżowanie samolotem. To dzięki koronawirusowi ta piosenka stała się naszym kolejnym singlem – szczególny singiel na szczególny czas. Zresztą cała ta płyta zmieniła się dla nas w wyniku pandemii.

W jakiej zatem atmosferze powstawał „SPACE” – spontan, czy skrupulatne dzierganie nutek i słów, aby piosenka numer trzy była o tym, a ta przedostatnia była o tamtym?

Paweł: U nas te role się jakoś naturalnie podzieliły – w czym ktoś z nas jest lepszy, tym się zajmuje. Aga pisze muzykę i teksty, bo przychodzi jej to z dużą łatwością, przez co piosenka jest zwykle gotowa w kilkanaście minut. Później dużo pracy wkładamy w produkcję, bo trzeba usiąść w tym studiu, wymyślić jak to ma wyglądać i potem to zaaranżować, zagrać, wyedytować, zmiksować i zmasterować. 

Aga: Ja mam taką teorię, że piosenki wiszą w powietrzu. Wystarczy wyciągnąć rękę i hop już jest piosenka. Często słyszę w głowie od razu całą kompozycję, włącznie z aranżacją, tym bardziej, że jestem aranżerem z zawodu. Często piosenki też mi się śnią – tak też powstało „Dream Dancing”. Wszystko się dzieje naturalnie i kiedy tworzymy Plastic, wena totalnie sobie hasa i pozwalamy natchnieniu swobodnie się rozwijać. Dużo emocji, dużo odczuć i mało kalkulacji. Poza tym jak ktoś żyje z tego co go cieszy, to człowiek od razu jest szczęśliwszy. Ja lubię swoją pracę, więc może stąd ten mój optymizm. 

Paweł: Poza tym jest to nasza pierwsza płyta, którą wydajemy samodzielnie, będąc swoimi własnym wydawcami. Gdy pracuje się z dużymi wytwórniami, zawsze trzeba pójść na jakiś kompromis, choćby minimalny. Teraz natomiast możemy tworzyć absolutnie tak jak chcemy i nikt nam niczego nie sugeruje. Zupełna artystyczna wolność! 

Aga: W zasadzie nasze płyty zawsze były tym, czym chcieliśmy żeby były, ale stopniowo stawaliśmy się coraz bardziej samodzielni i niezależni, poprzez zdobywanie nowych doświadczeń. I tak mamy już dziś 18 lat. 

Pełnoletni związek artystyczny! Możecie legalnie pić alkohol.

Paweł: Dokładnie tak! Możemy w końcu imprezować.

Jak zatem patrzycie na siebie z perspektywy tych 18 lat wspólnej działalności? 

Paweł: Wszystko jest inaczej i choć może nie jest to jakiś porażający okres czasu, tak od strony technologicznej to jest już zupełnie inny świat. Gdy zaczynaliśmy, to praktycznie nie było mediów społecznościowych – w 2006 roku królował jeszcze MySpace. 

Aga: Zawsze się śmieję, że na naszym profilu na MySpace jest mnóstwo duchów – mamy tam ponad 65 tysięcy fanów! 

Paweł: Pamiętam, że mieliśmy już w tym 2006 bardzo skromne studio, choć generalnie nagrywano wtedy jeszcze albumy w tych bardzo drogich studiach, a w tej chwili każdy może nagrać płytę w domu. W też zupełnie inny sposób się muzykę dziś promuje. Pamiętam, że jak wydawaliśmy swój debiutancki krążek, to single były jeszcze rozsyłane jako CD, a dziś jest to MP3. Poza tym bardzo szybko się dostosowuję i bardzo lubię się uczyć nowych rzeczy. Nie mam z tym żadnego problemu – Aga nie lubi zmian, jej brak akceptacji dotyczy najczęściej nowej szaty graficznej „ProToolsa”. Generalnie dla mnie ogromnym plusem jest to, że świat się zmienia i jest taki, jak jest w tej chwili. 

Aga: Choć codziennie na Spotify jest sześćdziesiąt tysięcy premier, więc trudno się przebić, tak przy tym istnieje większa dostępność do muzyki. Ponieważ tworzymy również po angielsku, to dzięki tej powszechności mamy sporo fanów spoza Polski. To jest bardzo dla nas inspirujące. Jest też drugi plus ery streamingowej – zniknął podział gatunkowy, ludzie słuchają każdej muzyki i nie ma znaczenia, jaki to jest gatunek. Kiedyś były ograniczenia, bo istniały subkultury i trzeba było się też nawet odpowiednio ubierać. Z tego względu, że byliśmy i nadal jesteśmy bardzo eklektyczni i lubimy mieszać gatunki w naszej muzyce, ciężko było nas wsadzić do konkretnej szufladki. Dlatego też cieszymy się z tej mieszanki, bo to działa na naszą korzyść. 

Również odnoszę takie wrażenie i to jest super. Na jednym krążku mogę usłyszeć jednocześnie pop, electro i heavy metal, i to nadal może mieć sens. 

Paweł: No może na naszej płycie tego nie ma, ale kto wie, kto wie. 

Aga: W ogóle to jest cecha nowoczesności – pomieszanie gatunkowe, epok i zabawa historią.

Paweł: Nie oszukujmy się, ale wszystkie piosenki napisali The Beatles, a wszystko to, co powstało później jest już tylko powieleniem ich formuły. Współcześnie trudno jest o coś oryginalnego, czy przełomowego, ciężko jest wymyślić coś zupełnie nowego. 

Aga: Ja bardzo lubię obserwować, gdy jakiś niszowy gatunek przechodzi do mainstreamu, bo np. pojawia się w jakieś reklamie, a potem zdobywa popularność – to jest bardzo fajne!

Skoro mowa o mieszaniu gatunków, pamiętając Wasz udział w preselekcjach do Eurowizji z roku 2008 z utworem „Do Something”, widzielibyście się ponownie jako potencjalni reprezentanci kraju na tym co raz bardziej różnorodnym muzycznie konkursie?

Paweł: Od tamtej pory minął szmat czasu i jesteśmy już w zupełnie innym miejscu, niż wtedy. Ja traktuję dziś ten występ jako super przygodę, kiedy zdecydowanie trudniej było się przebić do mediów, a dzięki temu udało nam się wtedy przyciągnąć do siebie sporo nowych fanów. Też w jakiś sposób wyprzedziliśmy swoje czasy, bo nasz występ był bardzo proekologiczny, gdy wtedy się nikt tym szczególnie nie zajmował.

Aga: Z racji naszej nazwy czujemy obowiązek zwracania uwagi na pewne sprawy. Uważam, że jesteśmy jedynym dobrym plastikiem na świecie i jak Dawid Posiadło mówi w reklamie, żeby go ograniczać, to nie traktujemy tego jako atak personalny.

Paweł: Tym bardziej, że Dawid puszczał nasze piosenki w radiu, a wracając do Eurowizji to nigdy nie mów nigdy, kto wie. 

Aga: Takim fajnym bagażem doświadczeń wynikającego z tej przygody jest to, że wielu ludzi nas zapamiętało za sprawą tego występu, wielu z nich dziś stanowi grupę naszych najwierniejszych fanów.

Paweł: Myślę, że mogę zdradzić taką tajemnicę, bo tak naprawdę powstały wtedy dwie piosenki i pewnie ta druga gdzieś jeszcze jest w naszym archiwum. 

Aga: Zapomniałam! W ogóle to było na krótko przed naszą drugą płytą, gdzie powstało dużo materiału, który ostatecznie na nią nie trafił. Stało się to pod wpływem piosenki „Lazy Day”, która dużo zmieniła w naszym życiu. Może czekają jeszcze na swój czas? Nie wiadomo. Ale potrąciłeś strunę nostalgii! 

Trendy wracają co raz to szybciej, więc może rzeczywiście jest to jakiś pomysł. 

Aga: Jest coś takiego, że są zespoły, które mogą grać tę samą muzykę przez czterdzieści lat i mniej więcej co dwadzieścia będzie ich czas.

Odnosząc więc ten temat do czegoś bardziej ogólnego, wspomniałaś o tym, że Wasza muzyka jest bardzo optymistyczna, jak zatem myślicie, dlaczego niewiele jest w polskim popie takiej właśnie muzyki – optymistycznej, radosnej i po prostu fajnej?

Paweł: Szczerze to już bardzo długo się nad tym zastanawiam, w zasadzie odkąd istniejemy jako Plastic. My traktujemy siebie jako zespół stricte popowy i wydaje mi się, że u nas ten rodzaj muzyki jest troszeczkę hejtowany z tego powodu, że właśnie taki jest, popowowy. Dwadzieścia lat temu Kazik śpiewał, że w Polsce przez siedem miesięcy w roku nie ma słońca, ciągle pada i generalnie wszyscy mają „doła”. Ja osobiście bardzo fascynuję się muzyką Antypodów, codziennie praktycznie słucham tamtejszych nowości i co ważne, tam przez większość czasu świeci słońce. Jak weźmiemy na przykład kalifornijski punk, ten jest zupełnie inny, niż ten klasyczny londyński – radość kontra brud. U nas jest po prostu bardzo mało słońca, więc jest taka tendencja, że te piosenki bywają smutne. Mam też takie wrażenie, że wielu z naszych artystów traktuje się zbyt poważnie, gdy my, ja i Aga, podchodzimy do słuchacza z przymrużeniem oka, o czym jest mowa w „U Gonna Love It”.

Aga: Trochę się nie zgodzę z tym, że pop jest hejotwany, ale z resztą to już się zgadzam. Poza tym jesteśmy Słowianami, więc ta dumka dalej w nas gdzieś jest i może bardziej trafiają do nas sentymentalne utwory. Z tego co pamiętam, to też jako naród lubimy narzekać, to chyba jeszcze funkcjonuje? Ważna wydaje mi się też kwestia charakteru, bo to właśnie osobowości przebijają się muzyce. Być może jesteśmy też niezbyt szczęśliwymi ludźmi i melancholia to nasza cecha narodowa. A może być tak, że ta szczęśliwa, wesoła muzyka jeszcze nie jest zauważana i to wyłącznie kwestia jej odkrycia. 

To właśnie wy wydajecie mi się takim pozytywnym zespołem na polskim rynku, dlatego też z taką łatwością wracam do „Do Something”. 

Aga: Bardzo nas to cieszy, bo też cieszymy się z naszej długiej i bogatej historii artystycznej. Dlatego też nigdy nie zmieniliśmy swojej nazwy, bo podpisujemy się pod tym co zrobiliśmy do tej pory. Mało tego, za sprawą „SPACE” nawiązujemy do naszej pierwszej płyty, wracamy do swoich korzeni, do klimatów klubowych z początku tego wieku, które zainspirowały nas do założenia zespołu, a które właśnie przeżywają renesans.

Skoro trzymamy się tematu polskości, to czemu śpiewacie głównie po angielsku? 

Aga: Ja traktuję język jako środek wyrazu. Jak coś mi brzmi po polsku, to śpiewam po polsku, jak coś po angielsku, to po angielsku. Ciekawe, że nasze polskie piosenki, mimo, że w ojczystym języku, są mniej popularne. Oczywiście te po polsku brzmią lepiej po polsku, a zwłaszcza „Tak Cię Kocham” gdzie zabawa słowem ma sens tylko w języku polskim. Chyba jednak nie ma znaczenia w jakim języku jest utwór, bo znaczenie ma to, czy on do ciebie trafia. 

Paweł: Ten problem jest głębszy, bo w pewnym sensie ma znaczenie, bo jeżeli się robi muzykę stricte popową, to wtedy ten język polski się fajnie sprzedaje. Zaś jeśli chodzi o kawałki bardziej taneczne, to już mniej – teksty mniej zaangażowane nie brzmią tak fajnie po polsku.

Aga: Faktycznie, banały łatwiej uchodzą na sucho po angielsku, co nie znaczy, że my nimi strzelamy. Space jest całą opowieścią i jest „o czymś”. Nigdy nie było też takiego założenia, że my śpiewamy tylko po angielsku, w przypadku Space to stało się naturalnie. Prawdą jest jednak to, że w związku z różnymi ustawami, jak chociażby o graniu polskiej muzyki, gdzie my nie jesteśmy „polską muzyką” – konkurujemy w dotarciu na antenę radiową z wielkimi zagranicznymi gwiazdami wspieranymi przez wielkie międzynarodowe wytwórnie, przez co czujemy się odrobinę poszkodowani. Jednak dla naszych nowych fanów, nie jest problemem, że śpiewamy po angielsku. A gdy przyjdzie do głowy dobry polski tekst i będzie pasował to tak zostanie. Uwielbiamy język polski, ja mam nawet taką prywatną wojnę o biernik, który zanika wypierany przez dopełniacz, dlatego od wielu lat wysyłam esemes, a nie esemesa.

Paweł: Trochę poza tym tematem, ale wielokrotnie słyszałem pytanie dlaczego żaden polski artysta popowy nie jest popularny na świecie. Według socjologów potrzebne są do tego dwa czynniki – dobra znajomość języka angielskiego oraz nakłady finansowe. Jako Plastic takowych niestety nie mamy, ale wydaje nam się, że jesteśmy blisko tego aspektu językowego. Staramy się oczywiście na tyle, na ile możemy o swoją popularność, bo istniejemy na świecie w jakimś ograniczonym zakresie. Generalnie muszą być w Polsce artyści śpiewający po angielsku i my nimi jesteśmy. Być może przecieramy komuś szlak ku międzynarodowej sławie, kto za pięć, dziesięć lat stanie się tym sławnym Polakiem – bardzo byśmy tego chcieli. 

Póki co to się nie stało, ale z pewnością pomogliście takim artystom jak Xxanaxx i The Dumplings, którzy stworzyli dla Was remiksy utworu „I Want U”. Jak doszło do Waszej współpracy?

Paweł: Bardzo prosto! Byłem na ich koncertach, Aga chyba zresztą też, i stwierdziłem, że fajnie robią tę swoją muzykę, więc czemu by do nich nie napisać i zapytać, czy nam by czegoś nie zremiksowali. No i zremiksowali! 

Aga: Mamy bardzo fajną korespondencję z Kubą z The Dumplings z tamtych lat i tak samo z Michałem z Xxanaxxu. Uważamy, że remiskowanie jest świetnym sposobem na zdobywanie nowych muzycznych przyjaźni, bo lubimy się przyjaźnić i po prostu to jest świetna zabawa. 

Możemy się zatem spodziewać jakiś remiksów związanych ze „SPACE”?

Aga: Była już EP z 6 remiksami „Gonna Get U”. Mamy też już kilka naprawdę fajnych remiksów „Dream Dancing” wykonanych przez nowe zespoły, ale i przez starych znajomych. To staje się już tradycją, a my bardzo lubimy być remiksowani. Poza tym to jest naprawdę fantastyczna zabawa, my sami też lubimy remiksować innych. Mamy na koncie oficjalne polskie remiksy hitów Foster The People i Hurts, a także zespołu Hey. 

Patrząc zatem optymistycznie w przyszłość, jakie macie na nią plany? 

Aga: Brakuje nam bardzo koncertów, więc żeby nie zwariować, spełnialiśmy przez ostatni rok swoje marzenia i zagraliśmy na festiwalach, na których zawsze chcieliśmy wystąpić, na przykład na „Coachelli”, to znaczy na „Plasticoachelli”. Zatem na pewno to powtórzymy. 

Paweł: Ja jestem optymistą, dlatego mam nadzieję, że od tego lata wszystko będzie powoli wracać do normy i przyszły rok wystrzeli z koncertami z pełną mocą. 

Zatem spełnienia marzeń! Bardzo dziękuję Wam za naszą rozmowę.

Plastic: Dziękujemy!