W 2008 roku pojechaliśmy z kolegami na wakacje do Włoch, gdzie poznałem taką dziewczynę z Zielonej Góry - zastanawiałem się, jak tu przeprowadzić się na drugi koniec Polski, słuchając Video i Ani Wyszkoni. Na pijackich imprezach towarzyszył nam Jacek Stachursky i jego "Jedwab", a gdy w radiu tylko pojawiał się Feel, od razu zmieniałem stację.

Gdyby spojrzeć tylko na listy przebojów, wydaje się, że próbę czasu przetrwało niewielu artystów. Zarówno w 2008 roku jak i w 2018 ludzie bawili się przy Ani Dąbrowskiej i słuchali Lao Che. Nieśmiertelna wydaje się być Kasia Nosowska, która wciąż wypuszcza przeboje. 

 

Natomiast zeszły rok należał do Dawida Podsiadły, którego kilka projektów bardzo długo utrzymywało się na szczytach list przebojów: był i "Małomiasteczkowy", i "Nie ma fal", i "Początek", i gościnny występ u Taconafide. Oprócz tego pojawiły się oczywiście gwiazdy jednego sezonu (?) - Marta Gałuszewska, ZOUZY - a także piosenka, bez której nie wyobrażamy już sobie żadnej romantycznej playlisty: "Weź nie pytaj".

 

O podsumowanie ostatnich 10 lat poprosiliśmy Jacka Tomkowicza z RMF FM, pomysłodawcę programu "Tego się słuchało", w którym przypomina największe przeboje minionych sezonów.

Jak zmieniła się polska muzyka przez ostatnie 10 lat?

Gdybym miał - jak w #10Yearschallenge - zestawić dwa muzyczne zdjęcia, to 2008 rok miałby twarz Piotra Kupichy, a 2018: Dawida Podsiadły, Korteza i Krzysztofa Zalewskiego. Widać różnicę?

To, jak zmieniła się polska muzyka, widać właśnie po największych przebojach. Zeszły rok kończyliśmy z "Początkiem" Orkiestry Męskiego Grania, "Małomiasteczkowym" Dawida Podsiadły i płytą duetu Taconafide, a więc projektami nie odstającymi od światowych produkcji. Czy to szerszy trend czy wyjątek od reguły - przekonamy się w najbliższych latach.

Jakie są najważniejsze zjawiska w polskiej muzyce w ostatnich 10 latach?

W końcu nie musimy mieć kompleksów, porównując się z zachodnim rynkiem. Ostatni rok pokazał bardzo dużą różnorodność na rodzimej scenie muzycznej. Mamy artystów kojarzonych z alternatywą, potrafiących stworzyć przeboje podobające się każdemu (Zalewski, Kortez, Podsiadło), mamy dobrze rozwiniętą scenę hip-hopową, szturmującą mainstream, ale mamy też przedstawicieli sceny klubowej, których przeboje podbijają już nie tylko polskie, ale i zagraniczne listy przebojów (Gromee). Oczywiście, że budżety na Zachodzie wciąż są nieporównywalnie większe, ale my chyba mamy cholernie zdolnych ludzi, skoro za mniejsze pieniądze tworzą rzeczy równie dobre.

Moim zdaniem najważniejszym zjawiskiem minionego dziesięciolecia - nie tylko w Polsce - jest dostępność muzyki. YouTube wystartował 14 lat temu, a dzisiaj ciężko sobie wyobrazić, że kiedyś go nie było. Do tego mamy serwisy streamingowe - dokładnie 10 urodziny obchodził niedawno Spotify. Premierowy numer możemy mieć po pięciu sekundach na swoim telefonie.

Należy jednak pamiętać, że dostępność YouTube'a tworzy także większą liczbę "artystów jednego przeboju". By nagrać piosenkę, o której usłyszą inni, nie trzeba już porządnego zaplecza.

Ważnym trendem jest również popularność festiwali muzycznych: Open'er w Gdyni, PolAndRock Festival w Kostrzynie nad Odrą, OFF Festival w Katowicach czy Life Festival w Oświęcimiu to tylko niektóre z popularnych imprez. Zagraniczne gwiazdy coraz chętniej przyjeżdżają do Polski. Dziś już nikogo nie dziwi, że w tym samym miesiącu nad Wisłą grają Stonesi, Guns N'Roses, Bruno Mars i Gorillaz, a Depeche Mode wpadają na cztery koncerty w ciągu kilku miesięcy. To już nie są lata 90., kiedy przylatujący do Polski Michael Jackson był witany chlebem i solą, a przed koncertem musiał znaleźć czas na zdjęcie z prezydentem.

Największa porażka w polskiej muzyce w ostatnich latach?

Fakt, że siostry Godlewskie grają biletowane koncerty...

Którzy polscy artyści, królujący obecnie na listach przebojów, mają szanse podbijać je również za 10 lat?

Pierwsza myśl: Dawid Podsiadło, a więc artysta kompletny. W jego przebojach wszystko się zgadza - od tekstu, przez muzykę, po wykonanie. Jestem przekonany, że do "Małomiasteczkowego" będziemy w przyszłości wracać z przyjemnością.

Nie zgodzę się z tymi, którzy mówią: "kurłaaaa, dawniej to była muzyka, nie to, co teraz...". Wszystko jest kwestią sentymentu. "Oops!... I Did It Again" - kicz jakich mało, ale wracamy do niego z rozrzewnieniem. "Coco Jambo" i "Barbie Girl"? Do muzyki "najwyższych lotów" nie da się tego zaliczyć, ale jak poleci na domówce, to wszyscy śpiewają. Tak samo za 20 lat będzie z "Despacito" i "Weź nie pytaj".