Toni Servillo "La grande bellezza", fot. Gianni Fiorito

Nominowane w tym roku do Oscara "Wielkie piękno" nie wciągnie Was porywającą akcją, ani fontannami humoru. Ale kiedy już dostosujecie swoje tempo do tempa tej opowieści, będziecie urzeczeni. Film przypomina (nie bez intencji reżysera) filmy Felliniego, np "Dolce vita". I także opowiada o słodkim życiu w Rzymie, słodkim aż do mdłości, słodkim przekornie i ironicznie. W rzeczywistosci dość pustym, składającym się głównie z lansu, bankietów, udawanych emocji, płytkich relacji. Główny bohater, Jep, 65-letni dziennikarz prestiżowej gazety, odbywa niezwykły spacer po Rzymie, czasem w czasie (ale bez obaw, nie wylądujemy nagle w czasach Cesarstwa), czasem w myślach, a czasem na piechotę. Ten film jest może nawet bardziej esejem, niż fabułą, snem, niż jakąkolwiek rzeczywistą opowieścią. Zresztą, jeśli widzieliście poprzednie filmy Paolo Sorrentino - "Boskiego" i "Wszystkie odloty Cheyenne'a", to narracja "Wielkiego piękna" wyda Wam się bardziej oczywista. To reżyser wizjoner, operujący mistrzowskim montażem i zachwycającymi kadrami. Zdjecia są w tym filmie równie wielkim pięknem, jak temat - czyli Rzym. Oscar pewnie będzie.

Wielkie piękno, premiera 7 lutego