Rozgłos wokół filmu Todda Phillipsa to coś, co nie często się spotyka ostatnimi czasy. Już po swojej światowej premierze na festiwalu filmowym w Wenecji kilku krytyków alarmowało, że „Joker” może okazać się naprawdę niebezpiecznym filmem z racji swojej tematyki. Ich zdaniem mógłby zainspirować niestabilnych ludzi do wywołania podobnych aktów przemocy, które zostały w nim ukazane. 

Później w sieci pojawiła się informacja, że armia Stanów Zjednoczonych i FBI wydały ostrzeżenie skierowane do wszystkich pracowników o możliwym ataku strzelca lub strzelców podczas seansów filmu. Czy rzeczywiście te wszystkie obawy były uzasadnione? Okazuje się, że nie. Ale o tym za chwilę.

„Joker” bez wątpienia wyróżnia się na tle filmów, które opowiadają o postaciach komiksowych. Jednak nie oznacza to, że jest całkowicie bez precedensu. Dwa lata temu „Logan. Wolverine” udowodnił, że takie kino może być poważne i przeznaczone także dla dorosłych. To samo można powiedzieć o trylogii „Mrocznego Rycerza” Christophera Nolana, choć tam jednak doskwiera trochę kategoria wiekowa.

Problemu z kategorią wiekową nie odnajdziemy zarówno w „Jokerze”, jak i „Loganie”. Tamten film był fatalistycznym westernem i kinem drogi, podlanym mocną przemocą. O „Jokerze” pisano, że jest wyjątkowo wredny i brutalny. Jednak pod tym kątem bardziej radykalny jest już „Logan”. Przemoc w „Jokerze” momentami jest dosadna, ale nie ma mowy o jakiejś rzezi.

Różnica tkwi w czym innym. Gdzie „Logan” faktycznie zawierał całą masę wybuchowych i efektownych scen akcji, to dzieło Todda Phillipsa jest tak po prawdzie wolno rozwijającym się, posępnym dramatem psychologicznym, który w pewnym momencie robi skręt w rejony bardziej komiksowe, następnie wykonuje krok wstecz, by w trzecim akcie stać się niemal rasowym thrillerem. To raczej rzadko spotykana droga w tym obrębie kina. 

To zderzenie odrębnych stylów nie do końca wyszło Phillipsowi. Arthur Fleck, świetnie zagrany przez Joaquina Phoenixa, konsekwentnie na naszych oczach zaczyna przeistaczać się w szaleńca, ale nagły twist w fabule sprawia, że dochodzi do zgrzytu w tonie opowieści. Jednak to narracyjne rozchwianie jest dość fascynujące, bowiem oddaje swoisty konflikt między próbą zrobienia oryginalnego i amoralnego filmu o nemezis Batmana, a czymś na tyle mainstreamowym, by zarobić miliony dolarów.

Słowo amoralny jest tutaj kluczem. Niejednokrotnie w taki sposób określano dwa filmy Martina Scorsesego, z których mocno czerpał Phillips przy tworzeniu „Jokera”. Chodzi o „Taksówkarza” (1976) i „Króla komedii” (1982). Pierwszy z nich krytykowano swego czasu za to, że m.in. gloryfikuje przemoc. Ten film zainspirował Johna Hinckleya, by strzelał do prezydenta Ronalda Reagana w 1981 roku. W przypadku „Króla komedii” pojawiły się głosy, że jest on jeszcze bardziej niebezpieczny, bowiem widz może w łatwy sposób identyfikować się z psychopatycznym Rupertem Pupkinem, którego zagrał Robert De Niro.

Sposób ukazania Gotham City bez wątpienia nawiązuje do tego, jak wyglądał Nowy Jork w „Taksówkarzu”. Jednak to wpływ genialnego „Króla komedii” jest najmocniej odczuwalny w „Jokerze”. Fleck na wzór Pupkina jest aspirującym komediantem, który ma obsesję na punkcie prowadzącego popularnego talk-show. Obie postaci są niestabilne psychicznie i mają swoje bardzo specyficzne podejście do pojmowania rzeczywistości. Żeby jeszcze tylko wzmocnić efekt podobieństwa między filmami, Phillips zatrudnił De Niro do roli prowadzącego. Gdzie to wszystko w takim razie prowadzi? Do wymowy, która wyraźnie rozwścieczyła większość amerykańskich krytyków.

Gdyby przejrzeć ich recenzje, to często pojawiają się określenia w rodzaju „pusty”, „cyniczny”, brzydki”, „nieodpowiedzialny” itd. „Joker” to film, który próbuje dać głos tym ludziom, którzy czują się odrzuceni przez społeczeństwo. Przy okazji sugeruje jedyny sposób, aby zwrócono na nich uwagę. Jest nim przemoc wobec bogatych. To wszystko w pewnym momencie zaczyna zamieniać się nie tyle w studium psychopatycznej osobowości, co obraz wojny klas społecznych. Joker za sprawą swoich czynów staje się bohaterem ludu. Jest zapalnikiem, który uruchamia zamieszki. Co więcej, Phillips sprawia, że mamy sympatyzować złoczyńcy, który bez problemu jest w stanie dopuścić się strasznych zbrodni. Takie rozwiązania fabularne w mainstreamowym filmie amerykańskim to raczej niecodzienny widok, ale reakcje krytyków są zdecydowanie na wyrost, bowiem trudno sobie wyobrazić, by nagle ktoś poczuł żądzę krwi po tym, co zobaczył i usłyszał.

O ile trzeba pochwalić Phillipsa za pewną odwagę tematyczną, to jednak nigdy tak naprawdę nie czujemy, że przemawia swoim głosem. Do tego jest tak zapatrzony w swoją gwiazdę, że ucierpiały na tym inne postacie w filmie. Są ledwie szkicami. Ale trzeba oddać, że wraz ze swoją ekipą sprawił, że „Joker” pod kątem wizualnym i dźwiękowym prezentuje się lepiej niż niemal wszystkie filmy komiksowe tej dekady. Miasto uchwycone w kamerze Lawrence’a Shera jest spektakularnie brudne i nieprzewidywalne. Można nawet uwierzyć, że faktycznie można w nim oszaleć. Przypominają się te wszystkie nowojorskie filmy z lat 70. i 80.

Ostatecznie „Joker” najbardziej wygrywa faktem, że będąc wielomilionową produkcją wrzuca widza w mroczną opowieść, w której nie istnieje pojęcie dobra. Wręcz oczywistością jest pisanie, że największą siłą tego filmu jest kreacja Phoenixa, który specjalnie zmienił się fizycznie, by wypaść bardziej przekonująco w swojej roli. Można nawet powiedzieć, że nie była dla niego aż takim wyzwaniem, bowiem w końcu jest prawdziwym specjalistą w odgrywaniu storturowanych osobistości. Ale wciąż patrzy się na niego z wielką fascynacją i czuje pewien dyskomfort, gdy zaczyna wpadać w niekontrolowany, histeryczny śmiech. Phoenixowi udało się odnaleźć jakiś klucz do tej roli, dzięki czemu jest inny niż Heath Ledger i Jack Nicholson. Bez niego film nie miałby racji bytu.

Nagroda w Wenecji kazała wierzyć, że oto mamy do czynienia z arcydziełem i kinem artystycznym, które przedstawia rewolucyjne podejście do ukazywania postaci komiksowych na dużym ekranie. Nie do końca tak się stało, bowiem „Joker” mimo wszystko jest wciąż filmem gatunkowym, ale na pewno wykonano kierunek w dobrą stronę. Pytanie co dalej.