Jesteście razem od 13 lat. Chciała Was wyswatać koleżanka.
Piotr: Zadziałało. Ale to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, takich rzeczy nie ma.
Jacek: Są, tylko zwykle okazują się mało trwałe. W naszym początku faktycznie nie ma nic spektakularnego. Żadna tęcza nie pojawiła się na niebie ani nie zaczęły śpiewać jaskółki. A później, przez długi czas, byliśmy związkiem na odległość.
Piotr: Ja mieszkałem w Krakowie, a Jacek w Warszawie. Przyjeżdżałem do niego raz w miesiącu, na weekend. Trwało to jakieś dwa lata. Potem przeprowadziłem się do niego i porządek się odwrócił — raz na miesiąc jeździłem do Krakowa. Zostawiłem tam rodzinę, przyjaciół. Ale wyjazd nie był dla mnie problemem, kłopotem było ustawienie modus vivendi, bo to zawsze jest problem, kiedy para zaczyna mieszkać razem. I tylko ludziom beznadziejnie zakochanym wydaje się, że miłość zwycięży wszystko, i nie jest istotne, kto zmyje naczynia.
Piotr: Niestety, to też jest ważne. Jestem pewien, że zmywarka uratowała niejeden związek.

Jak dzielicie obowiązki?
Piotr: Podział wyszedł naturalnie. Na szczęście lubimy robić w domu zupełnie inne rzeczy. Jacek zmywa, przyszywa guziki, wkręca śruby w ścianę, gotuje.
Jacek: A Piotr ścieli łóżko, zajmuje się sprawami informatycznymi, robi pranie, prasuje. Bardzo to dziwi naszą sąsiadkę, która ma 87 lat i nijak nie może się doszukać żadnej prawidłowości w podziale na męskie i żeńskie. Demon „genderu".
Piotr: Problem by się pojawił, gdyby jeden z nas okazał się beznadziejny w większości rzeczy, a drugi musiałby robić wszystko. Jednak obsesyjne dzielenie wszystkich obowiązków na pół też nie ma sensu, bo to wcale nie jest sprawiedliwe.

Przejmujecie swoje cechy?
Jacek: Oczywiście. Choroby i ubrania też!
Piotr: Ja jestem bardzo konfliktowy, a przy Jacku złagodniałem — potwierdzają to niezależne źródła. Za to Jacek stał się bardziej konfliktowy. Mógłbym obwiniać za to Facebooka, ale wiem, że część winy muszę jednak wziąć na siebie.
Jacek: Chodzę na siłownię, chociaż tego nie lubię. I trochę zradykalizowały się moje poglądy polityczne.
Piotr: Przesunęły ci się na lewo, czyli w moją stronę, ale zradykalizowałeś się nie pod moim wpływem. Ja tylko wypuściłem dżina z butelki.
Jacek: Ale przede wszystkim mnóstwo moich felietonów wzięło się z tego, co w internecie znalazł Piotr. Nie mówiąc o tym, że zawsze jest moim pierwszym czytelnikiem.
Piotr: To jest chyba najważniejsze w związku — być z kimś, kto nas nie nudzi.
Jacek: Nie oszukujmy się: dzieci mieć nie będziemy, a seks po 13 latach to nie jest główne spoiwo naszego związku. Jest nim porozumienie intelektualne, poczucie humoru, wspólne zainteresowania. Wiem, że z nikim innym takiej więzi bym nie miał.

Miłość pomaga w pisaniu?
Piotr: Ja na pewno nie napisałbym „Tajemnicy domu Helclów" z nikim innym.
Jacek: A ja może i mógłbym, ale inne rzeczy, nie tę. Bo sam na kryminał bym się nie zdecydował. To forma dosyć powtarzalna, wolę obejrzeć dobry serial — z jednego sezonu „House of Cards" wyciągnę więcej niż z jednego tomu kryminału. Ale Piotr kiedyś wymyślił, że chętnie przeczytałby kryminał retro dziejący się w Krakowie. Z powodu patriotyzmu lokalnego bardzo się boczył, że jeszcze takiego nie ma...
Piotr: Nie bardzo — raczej się dziwiłem, że inne miasta go mają: Wrocław, Warszawa, Lublin, nawet Lwów. A Kraków nie. Niestety, podzieliłem się tą myślą z pewną wydawczynią, a ona dwa dni później przyszła do nas z umową na dwa tomy. Bardzo się na początku wzbraniałem, nie byłem pewien, czy cokolwiek potrafimy napisać razem.
Jacek: W zasadzie podejście do życia Piotra jest takie, że jeśli coś się może nie udać, to na pewno się nie uda.
Piotr: I Trump jest prezydentem!