Popularny polski reżyser znów czerpie z poprzednich dekad. "Rojst", "Wielka woda", "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy", czy nadchodzący "Heweliusz" to wszystko historie osadzone w czasach, kiedy panował inny ustrój, lub Polacy dopiero od kilku lat uczyli się czym jest demokracja. Tym razem Jan Holoubek zabiera nas do lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Do smutnego Gdańska i do pełnego życia Strasburga. A wszystko kręci się wokół Hansa Steinera i Jana Bitnera. Przystojny i pracowity blondyn (w tej roli Jakub Gierszał), w końcu poznaje swoją biologiczną matkę oraz dostaje etat w urzędzie ds. imigrantów. Za to inżynier (Tomasz Schuchardt) pracuje w gdańskiej stoczni, ma dwie córki i w wolnym czasie składa modele statków. Co ich łączy? Z pozoru nic. Stoją na dwóch biegunach. Inaczej wyglądają, ubierają się, mają inne zainteresowania. Różni ich wszystko. Czy naprawdę? Okazuje się, że mają ze sobą wiele wspólnego.

Jarosław Sosiński/TVN Warner Bros. Discovery

Hans to inteligentny młodzieniec, który perfekcyjnie zna kilka języków i łatwo zjednuje sobie ludzi. Ma w tym ważny "interes", a granie kogoś innego wychodzi mu świetnie. Urodzony agent? Do czasu. Polak spełniał dotąd tylko i wyłącznie ambicje wymagającego ojca, a gdy sam marzy o szczęściu jego świat się po prostu wali. Widzi też inny świat od socjalistycznej ojczyzny. Poznaje co to wolność i miłość, choć nadal wypełnia niebezpieczne obowiązki w służbie Polski Ludowej. Z drugiej strony mamy spokojnego Jana, którego poznajemy w momencie śmierci jego matki. Pan inżynier ma też swoją mroczną przeszłość, ale na szczęście udało mu się wyjść z nałogu alkoholowego. Mężczyzna doznaje szoku, gdy okazuje się, że był adoptowany i wtedy zaczyna się jego własna misja. Poszukiwanie swojej prawdziwej rodziny.

"Przez dłuższy czas nie wiedzą o swoim istnieniu, a są nierozerwalnie złączeni od samego początku. Jeden drugiemu ukradł tożsamość, drugi jej poszukuje, jednak to ten pierwszy orientuje się, że właściwie nie wie, kim jest, i że zatracił się w udawaniu kogoś innego" - ujawnił Jan Holoubek.

Jarosław Sosiński/TVN Warner Bros. Discovery

„Doppelgänger. Sobowtór” nie jest tytułem w stylu Jamesa Bonda. Nie znajdziemy tu pościgów, strzelanin, tłumu pięknych kobiet oraz drinków martini. Trudno też szukać porównań do popularnego wśród polskich widzów filmu "Zawód szpieg" z Bradem Pittem I Robertem Redfordem. Jednak już w pierwszych scenach polskiej produkcji czuć pewne napięcie, które momentami słabnie (Hans jest wręcz urodzonym szpiegiem i wiele rzeczy idzie mu jak z płatka), by znów sięgnąć zenitu. Niebezpieczne decyzje, emocje kłębiące się w nim. Trudne relacje z rodzicami, uczucie do Niny. Tego jest sporo - w pewnym momencie Hans walczy z samym sobą i swoimi przekonaniami. Za to Jan robi wszystko co może w komunistycznym kraju, żeby poznać prawdę o sobie. A to niełatwe, choć pokonuje wiele przeszkód. Jego odwaga i dążenie do celu często zaskakuje.

Który z nich wygrywa walkę o widza? Obaj aktorzy spełniają się w swoich rolach, ale to Gierszał bardziej przyciąga uwagę. Bardzo pomaga mu w tym również świat Hansa. Kolorowe i świetnie wystylizowane na obrazkach lokacje i stylizacje. Szary Gdańsk nie ma tutaj aż tak wiele do zaoferowania. 

Oprócz świetnie dobranych bohaterów, warto się też przyjrzeć innym elementom filmu. Kostiumy Weroniki Orlińskiej idealnie podkreślają te dwa różne światy, a zdjęcia Bartłomieja Kaczmarka subtelnie przypominają kolorystykę, którą widzieliśmy już w "Wielkiej wodzie". Oboje zresztą pracowali już z Holoubkiem. Ale nie tylko oni, bo ponownie w teamie znaleźli się również Jan Komar (muzyka), Marek Warszewski (scenografia), czy Andrzej Gołda, który jest autorem scenariusza.

Jarosław Sosiński/TVN Warner Bros. Discovery

„Doppelgänger. Sobowtór” mimo paru potknięć bardzo dobrze się ogląda. Co więcej, Holoubek stworzył film szpiegowski/thriller psychologiczny, który nie nawiązuje topornie do znanych produkcji z tego gatunku. Pokazał historię intrygującą, ale osadzoną w trudnych czasach dla naszego kraju.