Zuzanna zawsze była inna niż wszystkie modelki. Wyróżniała się nie tylko zjawiskową urodą, lecz także charakterem. Spokojna, oczytana, doskonale władająca angielskim i francuskim. Po znałam ją ponad pięć lat temu. Gdy miała 13 lat, przyjechała na jedną ze swoich pierwszych sesji do Warszawy. Agencja nie opłacała jej hotelu, Zuza spała u mojej koleżanki, która rano zachwycona powiedziała mi przez telefon: „Całą noc przegadałam z tą dziewczynką. O filmach!”. Na jednym z tygodni mody wkradłam się za kulisy pokazów, udając jej siostrę. Widziałam, jak pracuje. Od szóstej rano do trzeciej w nocy. Przymiarki, próby, castingi. W Paryżu na godzinę przed pokazem Miu Miu odesłali ją do pracowni, by poprawić look. Inne dziewczyny były już umalowane, na niej upinano materiały. Nie wiedziała, czy zdąży, czy wymienią ją na inną modelkę. Kilka tygodni później Miuccia zaprosiła ją do swojej kampanii.

Od tego czasu Zuzanna w świecie mody osiągnęła prawie wszystko. Światowe kampanie, wybiegi, sesje do największych magazynów. Właśnie przeprowadziła się do Nowego Jorku. Zaprasza mnie do mieszkania, które wynajmuje. Muszę zobaczyć schody przeciwpożarowe na których planujemy zrobić zdjęcia do sesji. Małe studio na St. Marks Place w niczym nie przypomina pełnych przepychu apartamentów, które możemy oglądać w produkcjach filmowych. – Szukam czegoś lepszego, ale w Nowym Jorku wszystkie mieszkania wyglądają podobnie – tłumaczy Zuza. – Ostatnio poszłam zobaczyć dwupokojowe mieszkanie, ale na miejscu zastałam tylko jeden pokój. Mówię, że to chyba pomyłka, a agent na to, że przecież mogę postawić ścianę i będą dwa – śmieje się. Ma na sobie zwiewną czarną sukienkę Proenza Schouler, baletki Lanvin, na włosach zawiązaną jedwabną apaszkę. Nalewa sobie kolejny kubek kawy. Wciąż przestawia się na nowojorską strefę czasową.

ELLE Niedługo zaczynasz staż w dziale finansowym Toma Forda. Modelka musi mieć plan B?
ZUZANNA BIJOCH Jestem bardzo ambitna. Gdy moja kariera zaczęła się rozkręcać i musiałam opuszczać zajęcia w szkole, obiecałam sobie, że maturę zdam z jeszcze lepszymi wynikami, niż gdybym nie była modelką. Uczyłam się po nocach, w samolotach, za kulisami pokazów. Nie chodziłam na imprezy. Sporą część przedmiotów zdałam na 100 proc. Nie chcę być oceniana przez pryzmat tego, jak wyglądam. Wybieram się też na kursy ekonomii na Uniwersytecie Columbia. Dziś w świecie modelingu liczy się coś więcej niż ładna twarz.

ELLE Według prestiżowego rankingu Models.com jesteś 26. modelką na świecie. Właśnie wystąpiłaś w kampaniach Toma Forda, McQueena i Balenciagi. Czy to ambicja zaprowadziła Cię na szczyt?
Z.B. Modelką zostałam przez przypadek. Razem ze starszą siostrą Julią wysłałyśmy zdjęcia do agencji D’Vision, która wtedy szukała nowych twarzy. Zupełnie nie byłam świadoma, że to całkiem zmieni moje życie. Wygrałam konkurs, podpisałam kontrakt z nowojorską agencją i wszystko nabrało tempa.

ELLE Rywalizujecie z sobą?
Z.B. Julia jest świetną modelką reklamową. Przy 172 cm wzrostu jest za niska na wybiegi. Nie zmienia to faktu, że pracuje na całym świecie, ostatnio bardzo dużo w Australii. Jesteśmy z sobą bardzo blisko, wspieramy się. To dziennikarze próbują nakręcić między nami rywalizację.

ELLE Często słyszy się o tym, że modelki są wiecznie oceniane, porównywane, konkurują. Wydawać by się mogło, że jesteście odporne na wszystko. Nie było tak, że musiałaś przez te pięć lat pracy uodpornić się na krytykę?
Z.B. To prawda. Ostatnio miałam chodzić na pokazie Chanel. Odwołali mnie w ostatnim momencie. Kiedyś bym się tym przejęła, ale teraz potrafię sobie wytłumaczyć, że nie chodzi o mnie. Po prostu czasem zmienia się koncepcja, potrzebny jest inny typ urody.

ELLE Takich sytuacji jest więcej?
Z.B. Było kilka. Zdarzyło mi się specjalnie lecieć do Stanów na sesję do dużego magazynu. Od początku nie chciałam zarywać szkoły. To miało być tylko jedno zdjęcie, ale agencja nalegała. Gdy przyleciałam, okazało się, że dzień wcześniej skończyli większość ujęć i nie jestem już potrzebna. Często jest tak, że do kampanii reklamowej klient zaprasza większą grupę modelek. Dopiero podczas zdjęć okazuje się, która najlepiej pasuje. Wtedy jedna pracuje, a inne się przyglądają... Sam początek był bardzo ciężki. Zanim trafi łyśmy do D’Vision, poszłyśmy na spotkanie do innej znanej agencji. Konkluzja godzinnej rozmowy była taka: powinnyśmy dalej chodzić do teatru w naszych prowincjonalnych Katowicach i trzymać się od tego biznesu z daleka. Do dzisiaj pamiętam te słowa i ironiczny sposób wypowiedzi. Wtedy byłam przerażona. Dziś nie pozwoliłabym nikomu tak się potraktować.

Zuzanna Bijoch, 10.2013, fot. Kevin Sinclair

ELLE Ale są też miłe momenty, prawda? Dużo podróżujesz, masz na sobie te wszystkie piękne ubrania, o których inne dziewczyny mogą jedynie marzyć.
Z.B. Tak naprawdę najmilsi są projektanci. Donatella Versace, która pyta mnie, czy lepiej, by modelki miały na pokazie rozpuszczone, czy związane włosy. I w których ja czuję się bardziej sexy. Marc Jacobs, który żartuje z wszystkimi na planie. Uwielbiam Michaela Korsa. Zawsze słucha ludzi. Na ostatnim pokazie zaczął tłumaczyć mi, że to dobry czas dla zodiakalnych Bliźniąt, że jest dobre położenie Księżyca. Pamiętał, jaki mam znak zodiaku! Stefano Pilati przy pracach dla YSL zawsze pytał mnie, jak tam święta w Polsce, co u siostry. Dolce i Gabbana po zdjęciach do kampanii zabrali mnie do swoich ulubionych restauracji na Sycylii. Częstowali lokalnymi przysmakami. Projektanci są najczęściej normalnymi, ciepłymi ludźmi.

ELLE Mogłoby się wydawać, że ten świat sprawia, że ludzie zaczynają gwiazdorzyć.
Z.B. To zależy już od człowieka. Im większy sukces ktoś osiągnął, tym bardziej się tego oczekuje. Agenci w Nowym Jorku czasem zarzucają mi, że jestem za miła. Sugerują, że skoro osiągnęłam tak wiele, powinnam zachowywać się trochę jak diwa. Np. nie pracować po godzinach itd. Staram się w tym nie zatracić. Jeśli jest dobra atmosfera na planie, to nie widzę powodu do robienia z siebie królewny. Cała ekipa ciężko pracuje, by sesja była jak najlepsza.

ELLE Właśnie przeprowadziłaś się na stałe do Nowego Jorku. Kilka lat temu opowiadałaś mi, że po maturze chcesz zamieszkać w Paryżu. Zmieniłaś zdanie?
Z.B. Paryż jest piękny, ale trochę ospały i melancholijny. Może zamieszkam tam później. W Nowym Jorku więcej się dzieje. Wszyscy najwięksi fotografowie mają tu swoje pracownie, a w wolnych chwilach mogę jednocześnie się uczyć. W Nowym Jorku zakochiwałam się powoli, musiałam go trochę oswoić. Ludzie tutaj są zupełnie inni niż w Europie. Na początku byłam oburzona, gdy sprzedawca w sklepie spożywczym zagadywał: „Jesteś nowa w sąsiedztwie? Skąd jesteś? Gdzie mieszkasz?”. Byłam nauczona, by nie prowadzić takich dyskusji z nieznajomymi!

ELLE I teraz po prostu mówisz obcym, gdzie mieszkasz?
Z.B. Tak, przecież to tylko grzecznościowe pytania. Teraz już znam miasto, mam swoje ukochane miejsca. Sklep ze starymi winylami w Soho czy ukryty park w East Village, w którym chętnie spędzam czas.

ELLE Słyszałam, że od niedawna masz pierwszego poważnego chłopaka. Razem chodziliście do klasy, zdawaliście maturę, on teraz zaczyna studia w Warszawie. Dzielą Was tysiące kilometrów, różnica strefy czasowej. Nie martwisz się, że będziecie do siebie tęsknić?
Z.B. Modelka musi być samodzielna. Nie potrafię udawać słabej i nieporadnej. Od lat sama podróżuję,         teraz przeprowadzam się i mebluję mieszkanie. To dorastanie w tempie ekspresowym. Wiem, że muszę liczyć tylko na siebie. W związku oczekuję niezależności. Tego, że nikt nie będzie ograniczał mojej wolności i samodzielności. Na razie jest cudownie, świetnie się rozumiemy i uzupełniamy.

ELLE Czy w takim razie bycie modelką trochę nie upośledza emocjonalnie? Czy w ogóle modelka może mieć
prawdziwych przyjaciół?
Z.B. Nie będę kłamać. Jest z tym ciężko. Modelki ciągle są w innym miejscu, ciężko o głębokie relacje. Przyjaźnimy się z tymi dziewczynami, z którymi pracujemy, widujemy się na pokazach. Z drugiej strony dba się o te relacje, które są naprawdę ważne. Nie ma czasu na udawanie.

ELLE Rodzice nie bali się o Ciebie? Już w wieku 13 lat jechałaś sama do Tokio.
Z.B. Moja mama była przeciwna. Bała się tego świata, uważała, że trzeba mieć porządny zawód. Mój tata, który jest redaktorem naczelnym lokalnej gazety, był bardziej otwarty. Mówił, że to okazja, by podróżować i zarobić na swoją przyszłość.

ELLE Ostatnio bardzo często Twoje zdjęcia z ulic światowych stolic mody trafiają na prestiżowe portale, takie jak Style.com. Czujesz, że stajesz się ikoną mody?
Z.B. Mój styl się zmienia. Gdy pierwszy raz trafi łam do nowojorskiej agencji modelek, chcieli zmienić we mnie wszystko, wrzucić w utarty schemat. Każdą dziewczynę na początku ubierają tak samo. Czarne legginsy, T-shirt, skórzana ramoneska. To jak umundurowanie. Z czasem zaczęłam dokładać swoje elementy. Kupuję mniej, ale zwracam uwagę na jakość i krój. Z dumą noszę ubrania od polskich projektantów. O cekinowe spodnie MMC pytają mnie najwięksi styliści na świecie. Teraz zakochałam się w ich skórzanej kurtce, a złoty pierścionek z Lordem Vaderem autorstwa Marka Wójcickiego będę nosić podczas pokazów.

ROZMAWIAŁA Ina Lekiewicz

Zobacz sesję zdjęciową ELLE z Zuzanną Bijoch >>