Misia Furtak: piękny umysł, fot. Bartek Wieczorek

Po maturze rodzice zabrali Cię z powrotem do Zielonej Góry. To był koniec świata?
O tak, bardzo nie chciałam się przeprowadzać. Miałam plan, żeby iść do szkoły aktorskiej, zostać w Warszawie. Byłam zła, że nagle przeprowadzam się nie wiadomo gdzie. A potem zaskoczenie. Okazało się, że ta przeprowadzka to najlepsze, co mogło mnie spotkać, trafiłam na świetnych ludzi i złapałam dystans do wielu spraw. To był moment przełomowy, zostałam wyrwana ze świata, który sobie poukładałam i uznałam za swój. Po tej przeprowadzce mogłam już jechać i zamieszkać wszędzie. I tak robiłam. Z Zielonej Góry wyjechałam na chwilę z powrotem do Warszawy, potem do szkoły w Danii, a później do Holandii.

Jak się przez te lata czułaś: nigdzie u siebie czy wszędzie u siebie?
Ja raczej wszędzie jestem u siebie. W Amsterdamie przez pewien czas mieszkałam po ludziach, spałam w kuchni albo na kanapie. To oczywiście nie było komfortowe, ciężko jest, kiedy się nie ma swojego kącika, choćby najmniejszego na świecie. Mimo że bardzo szybko czuję się w nowych miejscach jak u siebie, to jednocześnie czuję, że własne mieszkanie to coś więcej niż stan posiadania. To poczucie bezpieczeństwa, miejsce, do którego się wraca. Nigdy dotąd nie było mnie na nie stać. Mam nadzieję, że kiedyś poczuję, jak to jest.

I nigdy nie bałaś się nowych ludzi, miejsc, sytuacji, tego, że nie jesteś stąd?
Tego się nie boję. Najtrudniejsze są dla mnie rozstania po latach, duże zmiany związane z bliskimi ludźmi. A miałam kilka mocnych cięć w swoim życiu, które się wiązały z ludźmi. To, że muszę się przenieść, gdzieś wyjechać, zmienić otoczenie, mnie nie przeraża. Jednak kiedy rozpada się wieloletni związek, kończy przyjaźń albo dobra współpraca – z tym mi trudniej.

Czyli bardziej się przywiązujesz do ludzi niż do miejsc?
Niewątpliwie. Łatwiej mi zmienić miejsce, niż zmienić ludzi.

Jesteś długodystansowcem w związkach?
Mam na koncie kilka długich związków, ale też kilka krótkich. Żaden nie był bez znaczenia. Ludzie zawsze zostawiają w moim życiu ślad. Dla mnie życie w pojedynkę, w oderwaniu od ludzi nie ma sensu, nie jest możliwe. Ale nie chodzi tylko o związki. Wiele relacji zostawia we mnie wyraźne ślady. Miałam czasem tak, że byłam zbyt zajęta pracą i nie miałam miejsca na związek.