Misia Furtak: piękny umysł, fot. Bartek Wieczorek


I zawsze sobie radzisz?
Jasne, że nie zawsze. Najtrudniej było mi w Holandii. Nocami biegałam z odkurzaczem po wielkich przestrzeniach biurowych, a w dzień graliśmy próby, często w weekendy dawaliśmy koncerty. Nie postrzegałam tego jako swoją siłę, że pracuję i daję radę, zarabiam pieniądze. Traktowałam to jako porażkę, bo nie potrafiłam zarobić na życie muzyką. Musiałam przewinąć tę sytuację na drugą stronę. Zrozumieć, że to, co robię fizycznie, jako pokojówka, w knajpie czy pracując w firmie sprzątającej biura, powinnam traktować instrumentalnie, bo dzięki temu robię to, w co naprawdę wierzę.

Pomogło?
Znowu najbardziej pomogło mi słuchanie ludzi. Spotkałam wiele wspaniałych osób, które mnie inspirowały. Kiedy przyjeżdżałam do Warszawy, spotykałam się z koleżankami, które miały etaty, biurka i chodziły na służbowe spotkania. Wydawały mi się takie superważne. Tymczasem one myślały odwrotnie, że robią nudne rzeczy, a ja to dopiero mam życie. Mieszkam w Amsterdamie, mam zespół i pracuję na to, żeby spełniać swoje marzenia. Miałam kilka momentów załamania, kiedy mi się wydawało, że już dłużej nie dam rady. Jednak wtedy zawsze, ale to zawsze pojawiał się ktoś, z kim mogłam o tym porozmawiać.