Trzy wielkie nazwiska: Camille Claudel, Juliette Binoche, Bruno Dumont. Claudel była wielką rzeźbiarką francuską, niezwykłą postacią o niezwykłym losie. Dumont to jeden z największych współczesnych reżyserów francuskich. Binoche dobrze znacie, ale raczej nie z tej strony. Aktorka gra tutaj tak obnażona, że trudno mi znaleźć podobną sytuację w kinie. Bez makijażu, z twarzą podpuchniętą od płaczu, z nadzieją i szaleństwem w oczach. Nie wiem, czy to nie jest jej najtrudniejsza i najbardziej świadcząca o wielkim talencie rola. Choć film bardzo trudny. Wszystko, co było pięknego, albo dramatycznego w życiu Camille Claudel reżyser zostawia za murami klasztoru, domu opieki dla psychicznie chorych. Rzeźbiarka została tam umieszczona na ostatnie 30 lat swojego życia, z których każdego dnia miała nadzieję, że rodzina ją uratuje, albo chociaż odwiedzi… Niezwykła perspektywa, wielkie minione życie, które zostaje przerwane i zamienione w piekło monotonii.


Camille Claudel 1915, w kinach od dziś.