fot. serwis prasowy

MIŁOŚĆ ROZLICZENIOWA

Wreszcie wreszcie wreszcie fajny polski film o miłości, o chłopakach i dziewczynach po prostu. Nie nadęty, nie udający wielkiego kina, ani co ważniejsze, nie durny tak, że wstydzimy się, że ktoś nas tu zobaczy. Lekki, hipsterski, przyjemny, zabawny, smutnawy, ładny, zaskakujący, refleksyjny.

Zosia (grana przez Kasię Maciąg, absolutnie uroczą!) przyłapuje na zdradzie swojego narzeczonego, seksownego pana doktora, z którym plany wspólnego życia wyglądały całkiem realnie. Co jest ze mną nie tak, myśli Zosia, a nawet pyta swoją przyjaciółkę (którą gra Joanna Kulig, każdy chciałby mieć taką przyjaciółkę!). Przyjaciółka doradza, żeby Zosia przypomniała sobie wszystkich swoich chłopaków, poodwiedzała ich, może któregoś po prostu przegapiła? Nie doceniła? Zosia odnawia kontakty z byłymi, co powoduje serię zabawnych sytuacji, nieporozumień, ale też refleksji. A my sobie oglądamy np.: Pawła Małaszyńskiego jako wykładowcę uniwersyteckiego, Macieja Stuhra jako ojca rodziny, czy Czesława Mozila jako właściciela modnego klubu. Bo na dodatek w filmie grają najbardziej miejskie miejscówki warszawskie: Syreni Śpiew, Dom Etgara Kereta, kluby nad Wisłą, czy… Muzeum Sztuki Nowoczesnej (byliśmy tam już dziś! :)) Brawo za debiut reżyserski dla Weroniki Migoń. Powstał film, w którym czuć smak "Jagodowej miłości" Wong Kar Waia i "Broken Flowers" Jima Jarmuscha. To dobre wzorce i dobry filmowy gust. Tylko tytuł za skomplikowany ;)