fot. serwis prasowy


MIŁOŚĆ CYFROWA

W tym roku oprócz standardowego repertuaru walentynkowego ("Miłość bez końca"), do kin wejdą przynajmniej trzy filmy naprawdę warte uwagi.

Po pierwsze: "Ona".
Reżyser, Spike Jonze, ma na koncie takie tytuły, jak "Być jak John Malkovich", czy "Adaptacja". To wiele wyjaśnia. Każdy swój film buduje jak sen - sytuacja wyjściowa jest prawdopodobna, rozwój wypadków doprowadza ją jednak do stanu wysoce absurdalnego. Theodore (którego gra zupełnie inny, niż w "Mistrzu" Joaquin Phoenix) jest zawodowym pisarzem (pisaczem?) listów, a cała opowieść rozgrywa się w niedalekiej (powiedzmy za jakieś 30 lat) przyszłości. Tuż po rozstaniu w ukochaną żoną, trochę się nudzi, trochę niepokoi swoją samotnością. Dzięki przypadkowej reklamie trafia na nowy produkt: system operacyjny, który jest sztuczną inteligencją, ale uwaga! z bonusem: posiada empatię. Theodore wybiera, że system będzie miał kobiecy głos. Jest to glos Scarlett Johansson i od tego momentu erotyka iskrzy w powietrzu. Film z jednej strony bardzo kameralny - to tylko głos, a z drugiej jednak bezgraniczny - umysł systemu operacyjnego Samantha nie jest ograniczony do jednego ciała, ani jak się okaże, do jednego komputera.

Dla mnie najbardziej porywająca jest tu wizja miasta przyszłości. Intuicyjna, dyskretna, doskonale zaprojektowana i jednocześnie wszechobecna technologia genialnie dopełnia się z ekologią - zwróćcie uwagę na siermiężną modę, moim zdaniem to jest świadome 100% cotton, fair trade i techno free ;)