Anna i Wilhelm Sasnal: akcja często się zmienia, fot. Agnieszka Kulesza & Łukasz Pik

A na planie filmowym?
WILITy jesteś surowsza.
ANKA Jak trzeba nakrzyczeć, to robię to ja albo ktoś z mojej inicjatywy, ale występuję też jako Matka Boska Pośredniczka między nami a ekipą, co też mówi wiele o naszym charakterze w życiu prywatnym. Wolę przebywać z ludźmi, więc bardziej niż Wili lubię pracę z aktorami na planie. Oboje dużo z sobą rozmawiamy, kłócimy się, ale zawsze staramy się dojść do porozumienia. Kamera należy tylko do Wilego. Z kolei ja uwielbiam montaż, bo to przypomina mi pracę przy książkach, które kiedyś redagowałam.

Scenariusz „Huby”: Anka, Wilhelm, reżyseria: Wilhem, Anka – ta kolejność w napisach ma znaczenie?
ANKA, WILI Nie, chodziło o to, żeby było po równo.
ANKA Żeby był parytet (śmiechy). W reżyserię mamy równy wkład. WILI Anka na pewno ma większy wpływ na scenariusz – definiuje pomysł. Konkretyzuje go, próbuje nadać mu kształt i sens. Znaleźć drugie, a nawet trzecie dno. Ale gdyby nie to drążenie, mógłbym się ślizgać po powierzchni.
ANKA Dla mnie w scenariuszu ważne jest każde słowo. Muszę powiedzieć, że to Wili namawiał mnie do pisania. W przypadku „Huby” jednym z powodów powstania filmu była nasza córka Rita, która weszła z impetem w poukładane życie i je kompletnie rozpirzyła. Nasz dom był przez jakiś czas królestwem bezsenności, ponieważ ona się budziła co półtorej-dwie godziny. Wiem, że macierzyństwo jest piękne, ale jest też przykryte ciężkim kocem zmęczenia i podporządkowania. Te emocje, które nam wówczas towarzyszyły, znalazły się w „Hubie”.
WILI Zależało nam na tym, żeby nie owijać w bawełnę. Dziecko potrafi wyssać z ciebie ostatnie soki i o to nam też chodziło w filmie – o doświadczenie, kiedy nie masz wyjścia. Skazanie na bliskość.

Te przeżycia były dla Was aż tak intensywne, mimo że całe Wasze dorosłe życie jest związane z rodzicielstwem?
ANKA Urodziłam Kacpra, gdy miałam 27 lat. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to nie był dobry moment, zaczynaliśmy dopiero pracę. I nie dzieliliśmy się obowiązkami w opiece.

W komiksie Anka mówi: „A jak ja naprawdę jestem w ciąży?”. Wili: „Trudno. Najpierw jedziemy do Francji, później szukamy pracy. Ja robię karierę, a ty rodzisz dziecko”.
ANKA Dobrze to pamiętam. Po latach zastanowiłam się nad tym zdaniem, wypowiedzianym zresztą w dobrej wierze. Ono było wtedy oczywiste i mnie nie bolało. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby zaprotestować.
WILI To była kompletnie inna epoka mentalna. Prawda jest taka, że w połowie lat 90. powiedzenie „idziemy na laski” brzmiało naturalnie. Teraz bym się oburzył na takie słowa. To pokazuje, jak się zmieniła nasza rzeczywistość, jak inaczej niż dziś traktowałem macierzyństwo i swoje ojcostwo. Wychodziłem z domu do pracowni o godzinie dziewiątej, a wracałem o 18.

Kiedy urodziła się córka, nie miałeś ochoty też oznajmić, że idziesz do pracy?
ANKA Takie zdanie byłoby teraz w ogóle niemożliwe.
Wili Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że zajmuję się Ritą od urodzenia. Też miałem nocną zmianę.
ANKA Myśmy wykonali sporą pracę nad tym, żeby – jak będziemy mieć nowe dziecko – ten podział ról nie był tak brutalny. A nawiązując do „Huby”, to kręciliśmy film w tym samym mieszkaniu w Mościcach, gdzie się wychowywał Kacper.

To na parterze, z oknem na ulicę?
WILI To samo, w którym rozgrywa się komiks.

To powiem jak w komiksie: „Tymczasem Wili...”.
WILI (uśmiecha się).
ANKA Tymczasem Wili wciąż wychodzi do pracowni, chociaż trochę później, i bierze czynny udział w życiu dzieci. My jesteśmy razem już dwadzieścia kilka lat. Jak urodził się Kacper, to byliśmy... Ile?
WILI Dziesięć.
ANKA Odkąd się znamy, to Wili malował i nigdy by mi do głowy nie przyszło, żeby mu powiedzieć, że musi to rzucić, bo jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało, malowanie jest częścią jego życia.

WILI Ale to też nie o to chodzi. Ty chyba bardziej niż ja wierzyłaś we mnie, że to przyniesie jakieś owoce.