Jedząc śniadanie, wrzucam na Facebooka cytat z piosenki, która przypomniała mi się rano. Już w metrze sprawdzam, ile osób go polubiło. Do końca dnia będę tam wracać, żeby zobaczyć reakcję znajomych na cytat z piosenki. I jestem doskonale świadoma, że to czysta strata czasu. Obrzędy społecznościowe, które obserwuję u swoich przyjaciół, wyglądają różnie. Olga bez przerwy sprawdza smartfona, nawet kiedy na obiedzie w Ikei omawiamy ważne sprawy. Wrzuciła meldunek i teraz wszyscy zamawiają u niej drobiazgi ze szwedzkiego sklepu, sama sobie winna. Już wiem, że nie porozmawiamy. Naukowcy określają Olgę uczestniczką pokolenia „head-down”, od ciągle pochylonego wzroku nad telefonem. Inna moja koleżanka jest na Fejsie 24 godziny. Ale pisze rzadko, za to ciągle lajkuje i śledzi posty innych. Jest pracowniczką agencji marketingowej, kiedy ostatnio miała ważny projekt, na chwilę skasowała konto. „Wiesz, byłam spokojniejsza” – napisała mi w komunikatorze. Ale wróciła, znowu obserwuje. Jest jeszcze Mateusz. Konto wprawdzie ma, ale rzadko zagląda. Kiedyś się zdarzyło, że zniknął, nikomu nic nie mówiąc, wyjechał na tydzień. Szukając go, kontaktowałam się przez FB z jego znajomymi. Gdybym widziała go chociaż wirtualnie, byłabym spokojniejsza. Media społecznościowe są naszą codziennością. Istnieją nawet w życiu tych, którzy z nich nie korzystają. Tylko jak dobrze z nich korzystać? Jak rozpoznać ten moment, kiedy prze- stają nam służyć, za to my zaczynamy służyć im?

JA DLA FACEBOOKA
Zaglądam na Twittera, znani dziennikarze i politycy co sekundę wrzucają newsa. Czasem wcześniej, niż podadzą to ich serwisy informacyjne. Dodaję do obserwowanych producentów serialu „House of Cards”. Twitter podrzuca mi na mejla propozycje. Czy widziałam już, co ma do powiedzenia Kevin Spacey? Czy się temu oprę?

Agata Cieślar jest psychologiem nowych technologii z SWPS, pisała pracę magisterską o grach online. Chciałabym się od niej dowiedzieć, dlaczego pozwalam na to, że społecznościówki zabierają mi czas. Jaki mechanizm sprawia, że sprawdzam, ile osób polubiło cytat z piosenki, podczas gdy tego dnia dzieje się milion ciekawszych rzeczy?
– Takie kompulsywne korzystanie z FB to przejaw lęków – pozbawia mnie złudzeń pani psycholog. – Albo wzmożona potrzeba akceptacji. Czasem też forma ucieczki przed problemami w rzeczywistych relacjach.
A od kiedy jest kompulsywnie? Po czym poznać, że zaglądamy na portale, bo musimy?
– Kompulsywnie to znaczy automatycznie, bezrefleksyjnie. Np. kiedy ktoś, rozmawiając z tobą, musi zameldować się z miejsca, w którym się spotkaliście. A potem w trakcie rozmowy sprawdzić, ile osób polubiło ten meldunek. Oczywiście minutę wcześniej, zanim to powiedziała, miałam zamiar zalogowac sie z kawiarni, w której rozmawiamy. Ostatnio jednak przychodzi mi do głowy, ze warto się logować wyłącznie z tych miejsc, w których obecność cos o nas mówi. Agata Cieslar radzi sie zastanowic, jak często korzystamy z FB. I jeśli zamierzamy się ograniczyć, warto powiadomić o tym znajomych przez to samo medium, żeby nas ciągle nie wywoływali. Jednak się niepokoję. Czy wylogowując się ze społecznościówek lub ograniczając uzycie, nie rezygnuję z udziału w życiu, które jest już norma? Przecież o tym sie mówi, o czym się mówi na FB, to się ogląda, co się pokazuje na Instagramie, to się dzieje, o czym sie twittuje!