„The French Dispatch” ma być listem miłosnym dla dziennikarstwa i dla dziennikarzy. Obraz przeniesie widzów do placówki amerykańskiej gazety w fikcyjnym francuskim mieście w XX wieku. Fabuła będzie kręcić się wokół różnych historii publikowanych na łamach tytułowego magazynu.

Na wstępnie trzeba dodać, że obsada nowego filmu Wesa Andersona jest niesamowita. Wystarczy spojrzeć na nazwiska: Timothee Chalamet, Benicio Del Toro, Saoirse Ronan, Elisabeth Moss, Bill Murray, Jeffrey Wright, Tilda Swinton, Christopher Waltz, Willem Defoe, Frances McDormand, Adrien Brody, Owen Wilson, Lea Seydoux, Mathieu Amalric oraz Lyna Khoudri. Wygląda to trochę tak, jakby reżyser chciał przebić samego siebie w kwestii obsadowej, bowiem już w przypadku „Grand Budapest Hotel” mieliśmy podobną sytuację.

The French Dispatch” – Wes Anderson jedyny w swoim rodzaju

Opublikowany wczoraj ponad dwuminutowy zwiastun filmu zapewnił nas o jednym – Wes Anderson nie przestał być sobą. Żadnego kadru nie pomylimy z innym reżyserem. W swojej blisko 25-letniej karierze Anderson wypracował styl i wrażliwość, które są całkowicie odrębne i trudne do naśladowania.

Pomijając częste wykorzystywanie popowych piosenek z lat 60. i 70. (akurat wielu reżyserów to robi), Anderson od lat zadziwia nas czym innym. Mianowicie swoim podejściem do formy. Składają się na to idealnie symetryczne scenografie, płynne ruchy kamery, niezwykle nasycone kolory i kadrowanie przypominające zbiór opowiadań dla dzieci. Nie można też nie wspomnieć o charakterystycznym poczuciu humoru reżysera – to mieszanka uroczego ekscentryzmu z zabawnie kontrastującą śmiertelną powagą.

To wszystko widać w trailerze „The French Dispatch”. Można nawet powiedzieć, że tym razem przebił samego siebie, bo mise-en-scene jest już tak wystylizowane, że bardziej się nie da. A mówimy o facecie, który nakręcił „Grand Budapest Hotel”. Ten baśniowy, odrealniony wygląd filmów Andersona to także estetyka, która wyjątkowo dobrze sprawdza się w modzie. Wystarczy spojrzeć na kolekcje Alessandro Michele dla Gucci. Projektant niejednokrotnie zdradzał w nich inspirację stylem twórcy „Moonrise Kingdom”.

Anderson jest też dziś chyba jedynym reżyserem, którego filmy mają coś z podejścia świetnego francuskiego reżysera Jacquesa Tatiego, którego komedie są podobnie wysmakowane kompozycyjnie i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. U obu panów scenografia jest tak samo istotna, jak scenariusz. 

To wszystko sprawia, że nie możemy się już doczekać „The French Dispatch”. Premiera filmu odbędzie się 24 lipca. Poniżej zwiastun: