Netflix postanowił powetować sobie straty po Marvelowskich serialach („Punisher”, „Daredevil”, „Jessica Jones”) w najlepszy z możliwych sposobów. Bo zajęcie się ekranizacją „Sandmana” to pomysł szalenie ambitny, a przy tym rokujący wielkie nadzieje na to, że zobaczymy świetny serial. Scenarzystą i prowadzącym tego projektu został Allan Heinberg („Wonder Woman”). Twórca komiksu, Neil Gaiman, będzie producentem wykonawczym wraz z Davidem S. Goyerem, który od lat próbuje zamienić „Sandmana” w film lub serial.

Historia prób adaptacji „Sandmana” sama w sobie jest niemal miniserialem. Pierwsze podejścia miały miejsce jeszcze w latach 90. W latach 2013-2016 mogło dojść do powstania filmu z Josephem Gordonem Levittem w roli głównej, który miał również zostać reżyserem. Jednak aktor porzucił projekt w 2016 roku z racji tego, że nie udało mu się przekonać wytwórni do swojej wizji.

CZYTAJ TEŻ: Netflix – premiery na lipiec 2019. Wśród nowości nowe sezony „Stranger Things” oraz „Domu z papieru”

W ostatnich trzech latach Warner Btos. TV próbowało znaleźć kogoś, kto będzie zainteresowany zrobieniem serialu na podstawie komiksu. Głównym problemem był jednak budżet – ma to być najdroższa telewizyjna produkcja DC Entertainment – więc nawet HBO zrezygnowało z projektu. Na ratunek przyszedł Netflix.

Sandman” – o czym jest?

„Sandman” to amerykańska seria komiksowa, która została stworzona przez Neila Gaimana i wydana za sprawą DC Comics w 75 numerach w latach 1989-1996. Warner Bros. Głównym bohaterem Sandmana jest Sen – personifikacja władcy krainy marzeń sennych, nawiązująca do Piaskuna z folkloru niemieckiego. W komiksie najczęściej nazywany jest imieniem Morfeusza.

Bohater jest jednym z siedmiorga rodzeństwa Nieskończonych, z których każde utożsamia jeden z elementów rzeczywistości: Los, Śmierć, Zniszczenie, Rozpacz, Pożądanie i Malignę, która kiedyś była Marzeniem. Sen, uwolniony po wielu latach niewoli u brytyjskiego maga z początku XX wieku, musi odbudować swoje zniszczone królestwo. Dopadają go jednak zmory z przeszłości, musi stawiać czoła konsekwencjom swoich dawnych postępków.

„Sandmana” należy postawić obok arcydzieł Neila Gaimana („Strażnicy”, „Zagubione dziewczęta” i „Prosto z piekła”) czy „Mausa” Arta Spiegelmana, czyli pozycji, które udowodniły, że komiks potrafi się wspiąć na wyżyny artyzmu i wcale nie musi opowiadać o superbohaterach walczących ze złem. Teraz pytanie tylko, jak Netflix poradzi sobie z tak trudnym zadaniem, jakim jest adaptacja tak złożonego fabularnie i niesamowitego pod kątem budowy świata utworu.