Może do nas przyjść w dowolnej porze dnia i roku. Może być z nami rzadko lub w każdym momencie. Przez to, że jest nieuchwytna i ma różne odmiany, intensywność oraz kolorystykę, mówi się o niej źle. Twierdzi się, że niszczy, że rani, że oddala nas od ludzi, a nawet że jest groźna. Tyle tylko, że złość sama w sobie zupełnie taka nie jest. Jest neutralna i tylko od nas zależy, jak z niej skorzystamy.

Zacznijmy od początku. W toku wychowania złość jest jednym z ważniejszych i wyraźniejszych sygnałów, że coś nam nie odpowiada, nie pasuje i chcemy inaczej. Dziecięce sygnalizowanie płaczem, ruchem albo słowami: nie chcę/nie mogę/nie teraz albo właśnie chcę/mogę/teraz to jeden z pierwszych sposobów komunikowania swojego niezadowolenia. Innymi słowy to sygnał o niezaspokojeniu potrzeb. Na początku zazwyczaj działa bez zarzutu. Jako rodzice czy opiekunowie stajemy wręcz na baczność i dziękujemy za taki sygnał porozumienia z małym człowiekiem. Ale potem dzieje się coś fascynującego. W większości historii moich klientów słyszę, że złość i złoszczenie się stopniowo zostały wyjałowione ze swej siły. Jednym z powodów, dla którego tak się dzieje, jest fakt, że ci nasi dorośli nie wiedzieli, co robić z okazywaną przez dzieci złością. A nie wiedzieli dlatego, że sami ze swoją złością nie potrafili nic zrobić. Nie mieli świadomości albo odpowiednich narzędzi, albo jednego i drugiego. Co więcej, sami mogli być wychowani w podobnym stosunku do złości, czyli że jest to coś, czego należy unikać. 

Bo to nie wypada…
Na dodatek społeczeństwo wtóruje uciszaniu złości, bo ona nie jest wygodna ani społecznie, ani politycznie, ani nawet kulturowo. Wymaga reakcji, a my bardziej od działania często wolimy święty spokój. Dlatego też słyszymy: „bądź grzeczny”, „czemu się złościsz”, „złość piękności szkodzi”, „tu nie ma się co złościć” albo „złoszczenie się tutaj nic nie poradzi”. Nasze otoczenie nie lubi złości, bo ona ma w sobie siłę, która (jeśli się nią dobrze nie zaopiekujemy) może wyglądać jak akt agresji, a ta kojarzy się ludziom z konfliktem. Konflikty też nie mają za dobrej sławy i unikamy ich jak ognia. 
Swoją drogą to także nie do końca jest zdrowe. Jak w przyrodzie potrzebne są pochmurne dni, deszcze i burze, tak i my – żeby się rozwijać – potrzebujemy różnicy zdań, sprzeczek i konfrontacji. Co więcej, miarą poziomu zaufania w relacjach czy zespołach jest to, jak często ludzie potrafią ze sobą wchodzić w konflikty. Im wyższe zaufanie, tym większa przestrzeń na ścieranie się. Wiele i wielu z nas nie lubi jednak konfliktów, bo uruchamiają jeden z największych lęków dotyczących relacji, czyli lęk przed odrzuceniem. A że ten łączymy z bólem, to zrobiliśmy 
sobie taki społeczny i neurologiczny skrót myślowy, że złość prowadzi do bólu, czyli: złość boli, a bólu trzeba unikać. Co ciekawe, inne jest przyzwolenie na przeżywanie złości u dziewczynek i chłopców w toku dorastania. Chłopcom przystoi ją okazywać bardziej, a dziewczynkom mniej. Chłopcy mogą wyrażać złość, a dziewczynki nie mogą, bo mają być miłe, ciche i uprzejme. Wiele z nich od małego uczy się omijać złość szerokim łukiem albo wyrażać ją tak, żeby nikt nie widział. Dla odmiany chłopcom nie wolno się bać, bo mają być zawsze silni i odważni. Dlatego też, pracując z mężczyznami, często słyszę, że przykrywają lęk, smutek, żal lub niepokój właśnie złością, gniewem i agresją. Łatwiej jest im w dorosłości powiedzieć „jestem wkurwiony”, niż przyznać się do tego, że się boją. Pokłosie takiego wychowania jest takie, że często tłumimy naturalnie pojawiające się w nas emocje, przepuszczając je przez filtr społeczny: co wypada, a co nie wypada. Co więcej, niektóre teorie psychosomatyczne tłumaczą, że depresja jest tzw. chorobą grzecznych dziewczynek. Oznacza to, że często, aby nie odczuwać niepokojącej emocji złości, tłumimy ją albo blokujemy. Zamiast ekspresji danej emocji mamy depresję albo zamiast eksplozji mamy implozję. Niewyrażona złość nie znika. Ona zostaje z nami, zostaje w naszych ciałach.

Nie ma w tym nic złego
Wyobraźmy sobie, że emocja to energia, która ma nam pomóc adekwatnie zareagować. Jeśli ta energia nie znajdzie właściwego ujścia, to gdzieś musi się podziać. Skoro nie idzie na zewnątrz, to schodzi do wewnątrz i zostaje w naszych ciałach. Dlatego też wiele chorób, z którymi się borykamy, może mieć swoje źródło właśnie w niewyrażonych emocjach. Trzeba pamiętać, że każda emocja niesie ze sobą informacje. Emocje to nic innego jak dane, które przychodzą do nas, żeby nam coś opisać, pokazać, dać znać. Smutek przychodzi z informacją: zatrzymaj się, przemyśl to. Żałoba ma pomóc pożegnać się z czymś lub kimś, a radość przynosi lekkość i oddech. Złość również ma ważną funkcję do spełnienia. Złość to nic innego jak przyjaciel pilnujący naszych granic. Inaczej mówiąc, to ktoś, kto mówi nam: „To jest OK, a to nie jest OK. Tak jest dla nas dobrze, a tak już niedobrze”. Przypomina nam, że jakaś potrzeba, którą aktualnie mamy, nie jest albo nie będzie zaspokojona. Tylko i aż tyle.W samej złości nie ma nic złego. Zazwyczaj problem pojawia się dopiero na poziomie jej wyrażania. Czyli nie chodzi o to, że ją odczuwamy. Chodzi o to, co my zrobimy po tym, jak odkryjemy, że czujemy złość. Trzeba również wiedzieć, że złość, jak życie, jest wielowarstwowa. Jest jak paleta malarska, która ma przeróżne odcienie. Jest jak fala kolorów, które mają różne zabarwienie czerwonego. Zaczyna się nieśmiałą pomarańczą od irytacji, przechodzi w złość, potem w gniew, a na końcu w purpurowo-bordową furię.
 

Wielki potencjał w niechcianej emocji
Strajki różnego rodzaju i rewolucje polityczno-społeczne często możliwe są właśnie dzięki zgromadzeniu w ludziach złości na coś, co nie działa tak, jak by tego chcieli. Mają dzięki temu siłę wyjść na ulice, tworzyć transparenty, krzyczeć, a czasem w ekstremalnych sytuacjach walczyć, ryzykując własne życie. Złość ma w sobie ogromny potencjał. Dlatego szkoda zmarnować taką energię przewidzianą do tworzenia czegoś nowego, przewidzianą do zmiany, a nie do unicestwienia czy zniszczenia.

Co zatem robić? 
Krok 1 Pozwolić sobie na jej odczuwanie i nie przepraszać za nią.
Krok 2 Zrozumieć, po co jest. Kiedy ją odczuwamy? W jakich sytuacjach? 
Krok 3 Kiedy czujemy złość, czuwać nad swoimi reakcjami i wybierać świadomie te, które wspierają nasz dobrostan. To oznacza, że czasem wejdziemy z kimś w polemikę, a czasem właśnie z niej zrezygnujemy. 
Krok 4 Wyrazić ją w zdrowy sposób tak, by nie zostawała w naszym ciele. Pomocne w tym są rożne rozwiązania: ruch, śpiew, medytacja, terapia, sztuki walki itp. 

Najważniejsze jednak z tego wszystkiego jest to, by dostrzec w złości wartość. Ten krok uświadamiający jej walory często jest najtrudniejszy. I jednocześnie jest punktem wyjścia, bo tylko wtedy możemy rozpocząć naukę nowych sposobów reakcji na złość własną lub innych, kiedy uwierzymy, że ona ma sens. We wprowadzaniu nowych sposobów wyrażania złości ważny jest moment pomiędzy starym odruchem, z którego chcemy zrezygnować, a nowym, który chcemy wdrożyć. Warto wiedzieć, że przez jakąś chwilę będziemy „z niczym”, bo stary sposób działania (czyli obrona „wcale nie”, atak „a ty to niby…”, wycofanie „dobrze, to nie będę się w ogóle odzywać”) przestaje istnieć w repertuarze naszych zachowań, a nowych sposobów reakcji jeszcze nie zdążyliśmy wdrożyć. Pamiętam, jak zrozumiałam w trakcie własnej terapii, że istnieje emocja, której w ogóle nie dopuszczam do siebie. Nie dopuszczam, bo ona i dla mnie, i dla otoczenia okazywała się dość „niewygodna”. Nie tylko dla najbliższych, bo również społecznie naznaczona była mianem „nieprofesjonalnej i niedojrzałej”. Terapeutka zapytała mnie, czy są jakieś sceny filmowe lub zdarzenia z książek pokazujące lub opisujące jakąś postać, która się pięknie złości i mogłaby stać się dla mnie inspiracją. Najpierw pomyślałam, że ja w ogóle nie rejestruję takich postaci. Ale potem w czeluściach pamięci długotrwałej znalazłam taką, która mnie zachwyciła. Jest taka scena w filmie Woody’ego Allena „Vicky Cristina Barcelona”, w której Penélope Cruz wcielająca się w postać Marii Eleny, jednej z dwóch kobiet zakochanych w głównym bohaterze, przeżywa złość. Na wieść o tym, że tytułowa Cristina chce odejść z ich życia, wpada w gniew. Intensywność ruchów rąk, słów wypowiedzianych w tej scenie, nieświadome przeskakiwanie z angielskiego na hiszpański i z powrotem, mogą świadczyć o intensywnym uczuciu, w odpowiedzi na które pojawia się w głównej bohaterce złość. Żar, zaangażowanie i intensywność tej sceny świadczyły o jednej z ważniejszych funkcji złości. To taki strażnik przyjaciel, który mówi: „To nie jest OK, zrób coś”. 

Na własnej skórze
Moja terapeutka pomogła mi stopniowo dostrzegać złość w moim życiu, pytając: „Czy czuła pani w tej sytuacji złość?”. Odpowiadałam jej, że rozumiem, że złość byłaby adekwatną emocją, ale poczuć nadal jej nie mogłam. Przez kilka miesięcy cotygodniowych spotkań nie mogłam się z tą moją złością skontaktować, bałam się ją poczuć. Mówiłam: „Rozumiem, że mogłabym ją tutaj czuć, ale ja jej nie czuję, nie mam z nią kontaktu. Czuję pustkę, czuję nic”. Teraz z perspektywy czasu wiem, że prawdopodobnie miałam w sobie obawy, że jak tę złość do siebie dopuszczę, to ona będzie siała spustoszenie we mnie i w relacji z innymi. Trochę jakby to miała być jakaś tajemna siła, która, jeśli ją uwolnię, przejmie nade mną kontrolę. Wiec dla świętego spokoju wszystkich wolałam jej po prostu nie czuć. Zdarza się w terapii, ale też w codziennym życiu, że osoby nam towarzyszące mogą odczuwać coś „za nas”. Coś, na co my nie jesteśmy jeszcze gotowi. Tak było w przypadku mojej pracy z terapeutką. Przez jakiś czas to ona odczuwała „moją złość” aż do momentu, kiedy obie spotkałyśmy się w miejscu mojej złości i dalej mogłam bezpiecznie poczuć już ją samodzielnie. Trochę jakby za mnie nosiła coś, do noszenia czego musiałam się przygotować. 

Cała paleta emocji jest ok
Uświadamianie i oswajanie złości to jednak dopiero połowa pracy, bo jej druga część dotyczy tego, jak już się ją zauważy i wysłucha. Czyli pytanie „Co z nią zrobić?”. A zrobić można wiele. Można wykorzystać ruch, krzyk, samotną przejażdżkę samochodem, taniec czy rozmowę. Pomocne może być również pisanie ekspresywne, które pomaga wydobyć przy pomocy słów przelewanych na papier wszystko to, co w środku. Smutne jest jednak to, że jeśli chodzi o semantykę, to w języku polskim, kiedy chcemy powiedzieć, że czujemy złość, mówimy: „Jestem zły” albo „Jestem zła”. Myślę, że nie ma tutaj przypadku i jest w tym jakiś rodzaj perfidii. To tak jakby odczuwanie złości czyniło mnie złym człowiekiem. A przecież tak nie jest, a na pewno nie musi tak być. Dobry człowiek pozwala sobie na wszystkie emocje dlatego, że dobrze wie, co z nimi zrobić. Niedobre jest tłumienie i unikanie, bo wtedy złość nie znika, tylko jest jak uśpiony wulkan, który nie wiadomo, kiedy wybuchnie. To te nagłe wybuchy złości czynią duże spustoszenie w nas i w innych, dlatego warto być w kontakcie ze swoim wulkanem, ze swoją iskrą. Pamiętajmy, że nie jesteśmy źli. Jesteśmy dobrymi ludźmi, którzy odczuwają złość.

Rozwijaj świadomość

W ciągu tygodnia od czasu przeczytania tego tekstu zapisujcie momenty, w których odczuwacie złość. Pomocne będą następujące pytania:
1. W jakiej sytuacji poczułam/-em złość?
2. Jaka potrzeba nie została spełniona?
3. Jak zareagowało moje ciało?
4. Jak się zachowałam/-em?

Po tygodniu obserwacji (oczywiście możecie robić to dłużej) często da się zauważyć jakiś wzór wskazujący na to, w jakich momentach potrzebujecie szczególnej uważności, żeby świadomie przeżywać złość. Będziecie wiedzieć, w jakich kontekstach jesteście bardziej narażeni na przeżywanie złości. Taka wiedza daje możliwość przygotowania się na radzenie sobie z nią.
 

Wyrażaj złość
Warto podzielić tę umiejętność na dwie sfery: wyrażanie złości w samotności i wyrażanie jej w obecności drugiego człowieka. Ta pierwsza formuła jest szczególnie wskazana dla osób, które zaczynają świadomie odczuwać złość. Jeśli macie taką możliwość, to zastosujcie wykrzyczenie tego, co czujecie (np. w ręcznik), ruch, śpiew lub pisanie o tym, co przeżywacie. W drugiej formule dodatkowo potrzebna jest umiejętność komunikacji, czyli powiedzenia światu zewnętrznemu, że czujecie złość. Możecie to zrobić, informując po prostu: „Czuję teraz złość”. Możecie też powiedzieć, co wywołało waszą złość i czego potrzebujecie od innych. W takiej sytuacji druga strona ma szansę was lepiej zrozumieć i dzięki temu odpowiedzieć na waszą potrzebę. Czasem tego nie zrobi, bo nie będzie chciała albo mogła, ale wy przynajmniej będziecie wiedzieć, że podjęliście próbę.
 

Focus Coaching, czerwiec–sierpień 2021