FILM: „Słudzy” reż. Ivan Ostrochovsky, Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Nieczęsto trafia do polskich kin produkcja zza południowej granicy, i tak jak czeska kinematografia jest nam bardzo bliska, tak już Słowacja stanowi dziki zakątek. Ale dzięki Stowarzyszeniu Nowe Horyzonty możemy wybrać się w ową nieznaną podróż, oto bowiem na ekranach polskich kin pojawia się debiut Ivana Ostrochovsky'ego. Niezwykłe kameralne, wręcz arthouseowe kino, mocno przypominające ostatnie dwa, czarno-białe, precyzyjnie utkane z kadrów filmy Pawła Pawlikowskiego. „Słudzy" to kino również osadzone w czasach zimnej wojny, w roku 1980, podczas której dwóch chłopców z prowincji trafia za mury klasztoru. Z czasem niewinne pragnienia, powołanie stają się niebezpieczną grą w zabójczą władzę, pełną zdrad, spisków i krwi na rękach, a przyjaźń zostaje wystawiona na próbę przez złowieszcze gęby. To także czas, kiedy organizacja Pacem in Terris powstała po Praskiej Wiośnie zostaje potępiona przez Watykan i Radio Wolna Europa, Ci zaś, którzy nie chcą współpracować z reżimem są nadzorowani przez służby bezpieczeństwa, a pragnienie czystości i duchowości w tym wypadku zostają zniszczone przez system. Kino pełne ciszy, z miejscami na kontemplacje, zachwycającymi kadrami i diabłem pod skórą.

KSIĄŻKA: „Autobiografia Alice B. Toklas" Gertrude Stein, Wydawnictwo Marginesy

Wydawnictwo Marginesy postanowiło przypomnieć jedną z najważniejszych książek XX wieku, nieco dziś zapomnianą, będącą świadectwem pierwszych dekad burzliwego wieku. Dekad, które prowadzą nas prosto do dekadenckiego Paryża, o którym mówiło się wówczas, "Paryż znajduje się tam, gdzie znajduje się wiek dwudziesty". Przyjeżdżamy tu w 1903 roku wraz z młodą Amerykanką polskiego pochodzenia, której ojciec lubił malarstwo, gobeliny i drzewa owocowe, tytułową Alice, później partnerką Gertrude Stein, z którą mieszka do jej śmierci roku 1946.

Stein, pisarka, która uważała siebie i swojego największego pisarza Pabla Picassa za geniuszów, tylko dlatego, że oboje robili coś, czego nikt przed nimi nigdy robić nie próbował: torowali innym drogę, zresztą Stein uważała, że "jeżeli coś jest możliwe do zrobienia to po co się tym zajmować". W tej wspaniałej książce znajdziemy zapis życia, którym możemy tylko pomarzyć, życia, w którym w mieszkaniu pisarki pojawiają się malarze, pisarze, myśliciele. Nie tylko Picasso, ale Cezanne, Fitzgerald, Apollinaire czy nikomu nieznany jeszcze Hemingway, któremu Stein wróżyła karierę fryzjera. Mieszkaniu, które jak wspomina Alice Toklas wypełnione było rysunkami Picassa i Matisse'a, obrazami Renoira, Manguina i włoskimi meblami renesansowymi. To książka będąca kroniką tamtych czasów, obfitująca w różne wspomnienia, anegdoty, nierzadko pikantne skandale, za które większość opisywanych obraziła się po premierze, jak chociażby wspomniany Hemingway, który zdaniem pisarki nie wydałby książki, gdyby nie zapukał do jej drzwi. Bywali tam wszyscy, wszyscy ważni i Ci, którzy ważnymi stali się po przekroczeniu progu domu Gertrude Stein. I czyta się te wspomnienia z gwiezdnego pyłu jak najlepszą dobranockę.

WYSTAWA: „Artysta i redaktor”, MOCAK w Krakowie

W krakowskim MOCAKu wspaniała wystawa. Oto "Salami Kożerski" albo "Martin Nabiałek", "Lord Gallux", "Krecia Pataczkówna" czasem też "Makaryn z Cedetu" i "mgr Kawusia", niekiedy jednak zostawał przy właściwym imieniu i nazwisku, po prostu Marian Eile (1910-1984), dziennikarz, satyryk, malarz, założyciel i redaktor naczelny Przekroju w latach 1945-1969. Wówczas dzięki jego zaangażowaniu Przekrój był popularnym tygodnikiem kulturalnym, w którym prezentowano m.in. zachodnie zjawiska kulturalne oraz sztukę nowoczesną. W szczytowym okresie nakład czasopisma wynosił 700 tys. egzemplarzy. Z magazynem współpracowali m.in. Konstanty Ildefons Gałczyński, Ludwik Jerzy Kern, Sławomir Mrożek.

To za jego „panowania" pojawiła się także Barbara Hoff, której pisanie zmieniło podejście do mody, z błahych porad do prawdziwej filozofii. Wtedy też zaczął się okres „kociaków”, a na okładki zaczęły trafiać młode dziewczyny m.in. Anna Dymna i Beata Tyszkiewicz. To dzięki niemu obywatele komunistycznej Polski mogli dowiedzieć się co dzieje się w sztuce współczesnej, także tej Zachodniej. Propagował malarstwo, szczególnie ukochanego Pabla Picasso, którego czasami podrabiał, podpisując się nazwiskiem francuskiego malarza. Wystawa Mariana Eilego wpisuje się w cykl prezentujący krakowskich twórców, którzy równocześnie realizowali się w mediach opartych na słowie i obrazie. Dotychczas odbyły się pokazy prac Krzysztofa Niemczyka i Wiesława Dymnego. Celem serii jest przypomnienie twórców – częściowo zapomnianych – których osobowość miała wpływ na życie kulturalne Krakowa.

TEATR: „Sonata jesienna” reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy w Warszawie

Grzegorz Wiśniewski po świetnej "Fedrze" z Katarzyną Figurą w Teatrze Wybrzeże ponownie zatapia się w klasyce dramatu z silnie skomplikowaną psychologicznie rolą kobiecą. W dramacie Ingmara Bergmana dotyka tematu powrotu, zmierzenia się przeszłości z teraźniejszością. Oto bowiem Charlotta, światowej sławy pianistka powraca po latach nieobecności do domu, który niegdyś sama założyła, do dwóch córek, niedokończonych rozmów, przerwanych objęć i traum, które wraz z jej pojawieniem pękają i wylewają się jak żółć. Stenka w roli głównej przekracza na scenie wszelkie granice komfortu zarówno aktora, jak i publiczności, skazuje siebie i swe ofiary na demoniczną grę na emocjach. Jest obłędna, wypełniona po brzegi złem, zepsuciem, całym syfem tego świata, przy której Joker i inne klasyczne potwory są niczym w porównaniu z jej zabójczym egoizmem, który osadza w spojrzeniu, napiętej skórze, szyi, wykrzywionych palcach, by następnie stopniowo zrzucać z siebie kolejne fasady, suknie, maski, doczepione rzęsy, prawdziwe uczucia, których świat dzisiaj już nie poznaje, bowiem nawet "koham Cię" mówi się przez samo "h”.

Widziałem Stenkę we wspaniałych rolach u Warlikowskiego, Jarzyny, Kleczewskiej, Nekrosiusa, Zadary, ale to co tworzy w tym kameralnym formalnie przedstawieniu ze świetną, duszną niczym labirynt scenografią Mirka Kaczmarka ustawia ją w szeregu najpotężniejszych aktorek w historii polskiego teatru. Każda scena w jej wykonaniu przyprawia o dreszcze jednocześnie wprowadza w zachwyt. Właśnie tak się gra Bergmana, mieszając szepty i krzyki, ciszę z ekstremalnie wysokimi tonami, surowo, na granicy destrukcji, bez półśrodków.