Sylwia Chutnik, pisarka

"Jesteśmy przyjaciółkami, choć czasem okropnie mnie denerwujesz."

List do Mamy: Sylwia Chutnik, fot. archiwum prywatne Sylwii Chutnik Ośmiomiesięczna Sylwia z mamą Grażyną, Warszawa, 1979.

Kochana Mamo,

Nigdy nie miałaś ze mną lekko. Aż się boję, że los się zemści i ja będę miała tak samo ze swoim dzieckiem – taka kara! Kiedy byłam bardzo mała, trafiłam do szpitala i lekarze walczyli o moje życie. Nie wyobrażam sobie takiego strachu i niepewności o los dziecka. Musiałaś być dzielna, chociaż pewnie przypłaciłaś to swoim zdrowiem i nerwami. No, a potem przeżywałam burzliwy okres buntu i szaleństwa. Znosiłaś to ze spokojem. Pozornym. Znowu serce Ci drżało. Patrzyłaś często na mnie z niedowierzaniem, jakbym była bardzo dziwnym stworzeniem. Nigdy jednak we mnie nie wątpiłaś i wspierałaś, jak tylko mogłaś. To Ty ukształtowałaś mój charakter i dałaś poczucie silnych więzi rodzinnych. Bałaś się o mnie jak cholera, ale starałaś się nie przerzucać na mnie swoich lęków, histerii. Dzięki Tobie mogłam eksperymentować, próbować świata. Wiedziałam, że zawsze będziesz obok mnie. Dałaś mi korzenie mocujące na ziemi, podczas gdy ja latałam w obłokach swoich pomysłów. Kiedy byłam mała, wchodziłaś rano do pokoju i budziłaś mnie do szkoły: „Wstawaj, Sylwuniu”. Od Ciebie nauczyłam się spokojnego tonu, miłości wyrażanej w prostych słowach, które pozornie nie są wyznaniem uczuć. Staram się ich używać, wychowując swojego syna, ale jestem zbyt nerwowa. Mimo wszystko czasami mówię jak Ty i wtedy złoszczę się na siebie: „Hej, miałam być przecież zupełnie inna”. Ale pojedyncze gesty, mina zdradzają nasze silne relacje. Siedzimy czasem na werandzie domu na działce i śmiejemy się, tak po prostu, bez sensu. Wtedy jest najlepiej, bo nie trzeba nic sobie tłumaczyć. Albo wtedy, kiedy jestem gdzieś na wyjeździe i daję Ci znać, że wszystko w porządku. To jak łączność z bazą, bez niej żadna misja się nie obędzie. Teraz, kiedy pracujemy razem, możemy poznawać się z różnych stron. Śmieszna sytuacja: jestem Twoją szefową. Właściwie zawsze mi się wydawało, że muszę się Tobą opiekować. Czasem pytasz z wahaniem: „No i co teraz?”, na co ja odpowiadam: „Spoko, mamo, damy radę”.

Kiedyś mi się śniło, że Cię bronię przed obcymi. Muszę się o Ciebie bić, łamać ręce i kopać. W realnym świecie zrobiłabym to samo. Może dlatego, że wychowywałaś mnie bez taty i mam teraz wobec Ciebie takie rycerskie zapędy. Jesteśmy przyjaciółkami, chociaż okropnie mnie denerwujesz. Ale bez Ciebie rozpadłabym się z tą swoją życiową szamotaniną. No i nie miałabym z kim rozmawiać godzinami przez telefon. - Sylwia

Czytaj list Natalii Kukulskiej >>